.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

piątek, 5 kwietnia 2013

Katarzyna Grochola - "Houston, mamy problem"






Niby wszystko z mężczyznami konsultowane, ale moim zdaniem i tak babą przesiąknięte na wskroś, nijak inaczej. Pisane stylem "psiapsiółkowatym", takim babskim "słowomyślotokiem". Na okładce prymitywny fragment książki krzyczy: nie czytajcie, nie warto. I taki jakiś mało oryginalny tytuł. Tylko się zniechęcić i darować sobie te 600 stron. Ale nie dam się wpuścić w kanał i czytam, a nuż warto? Grymas na twarzy przez jakieś sto stron. Ale pojawiają się coraz liczniejsze wartościowe (wg mojej prywatnej skali wartości) fragmenty, coraz dłuższe, i wciągam się, od połowy czytam biegiem w kilka godzin z krótką przerwą na sen. Jeremiasz, operator filmowy "na wygnaniu", lat 32, gdyby nie powtarzał w kółko "pierniczę, pierniczę, pierniczę", byłby całkiem sympatycznym, choć niezbyt rozgarniętym, mimo niewątpliwej inteligencji, facetem, woniejącym jednak niemal przez całą książkę kobietą, która postać wymyśliła i opisała. Matka wkurza, pieseczek wkurza, sąsiadka wkurza, ale to zamierzone. Mnie jeszcze momentami sposób wysławiania się wkurzał w sposób niezamierzony ("się pochlastam braunem po tętnicy udowej" czy "zwisałoby mi to nadpsutym kalafiorem", ale de gustibus non est disputandum). Drażniły mnie też zdania typu: "Kiełbasy lądują na talerzach, zanim Maurycy nałoży, podnoszę nakrycie i sprawdzam, na czym jem." Moim zdaniem drobne przeredagowanie i lekkie skrócenie wyszłyby książce na dobre. Może przy drugim wydaniu? Się nie czepiam, piszę tylko, co myślę. Bo ja w sumie bardziej Grocholę lubię niż nie lubię. Głównie za Trzepot skrzydeł, ale i trochę za to, jaka jest. No i teraz trochę, mimo wszystko, za Houston.

Bardzo dobre wszystkie wstawki z Ingą, kanadyjską lesbijką. Scenki rodzajowe w domach klientów też na plus. Nie pośmiałam się w sumie za bardzo, choć chyba powinnam według założenia, bardziej do mnie przemawiały te fragmenty poważniejsze. Wstawki o ptakach ciekawe, ale najczęściej mało harmonizowały z resztą, jakby sztucznie na siłę dopasowywane, byle więcej.

Cały dzień po skończeniu książki tęskniłam do Heraklesa, tego wrednego kochanego ciułały.


Katarzyna Grochola
Houston, mamy problem
2012



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz