Lata temu w pociągu, obok fajny-ale-facet czyta Zagajewskiego.
Ciekawe, kto to, ten Zagajewski.
Zanotowałam: "Zagajewski Adam".
W domu sprawdziłam, zaczęłam czytać.
Do dziś zostało.
I narasta.
Siedzę w kucki w kąciku łóżka, w pozycji "zakochana nastolatka". Na kolanach podkładka, tomik wierszy, zeszyt. Smaruję pracowicie długopisem.
Czytam przepisując.
Przepisując czytam.
"w zwyczajnym świetle dziennym"
Zdrętwiała mi pięta, rozprostowuję kończynę.
Łapie skurcz w łydce.
"W koronach starych wiązów"
- MAMO, CHCESZ PIERNICZKA?
- ZAJĘTA - odmrukuję - ZA CHWILĘ.
- ZERO ZERO, OSIEMNASTA MINUTA!
A no tak, Puchar Polski, Legia z Ruchem, półfinał, rewanż.
Zmrok zapada, trzeba będzie zapalić światło za chwilę.
"wśród gwiazd - wieczny niepokój"
Wczułam się, zrosłam z każdą linijką, C.M., oczywiście, sierpień 2004, odbieram intencje poety wprost z jego zwojów myślowych, jednoczę się...
- KARNY DLA LEGII, KAMIŃSKI OBRONIŁ!
Poddaję się, włączam lampę, poezja rozpuszcza się w świetle, welcome to the real world.
*******
Kto nigdy ręcznie nie przepisał żadnego wiersza, ten niech zacznie, niech.
"Czytałam" Odchodzi wielki poeta, Adama Zagajewskiego, oczywiście.
Hahaha... Wiesz co? Przepisujesz taki wiersz i na nanosekundkę gdzieś w płatach mózgowych zdać się może, że współtworzysz. A na pewno - współodczuwasz... ;-)
OdpowiedzUsuńTak, Sylabo, przepisując prawie tworzę. I to jest to prawie czyniące gigantyczną różnicę ;)
UsuńPoetą trzeba się urodzić, nie można się nauczyć pisania wierszy. Chyba.