.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fizyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fizyka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 marca 2015

kosmiczna rura


Czytamy, oglądamy filmy, także science fiction, chodzimy do muzeów i cieszymy się, że wyobraźnia nasza ma się dobrze, tak ciągle dokarmiana. Dobrze być au courant. Ale mnie mało. Zaczęłam chodzić na wykłady z fizyki, to dla wyobraźni jak zastrzyk z adrenaliny prosto w serce, wystrzela z trzecią prędkością kosmiczną ;) Wczoraj byłam na wykładzie astrofizyka o kształcie Wszechświata o tytule roboczym "Czy Wszechświat jest rurą?" i nareszcie poczułam się na właściwym miejscu, w środku rozpływałam się cała z radości. Bardzo często zadaję sobie w różnych okolicznościach pytanie, co ja tu właściwie robię. Ale nie tam, w auli Wydziału Fizyki UW. Zwłaszcza z Nosorożcem Ionesco w torebce ;) Czynności związane z "coś zróbmy, coś zaróbmy, trochę żywności kupmy" są czasem fajne, czasem ciekawe, czasem pasjonujące, ale także żenujące momentami i tylko dzięki wyobraźni i równoważeniu mogę je nadal wykonywać. Wiecie ile to jest milion sekund? Słyszeliście o kompozytorze astronomie, odkrywcy planety Uran Williamie Herschelu? Czy gęstość może być ujemna? Czy można osiągnąć prędkość większą od prędkości światła? Czy Wielki Wybuch nastąpił w jakimś jednym punkcie? Jaki zasięg oddziaływania ma czarna dziura? Ile stopni ma suma kątów w trójkącie gdzieś w kosmosie? Czy jeśli Wszechświat rozszerza się bez końca to i my się rozszerzamy i co z tym wspólnego ma Woody Allen? Czy każda materia składa się z atomów? Nie wiem, co ciekawsze, pytania czy odpowiedzi ;)

Na wykładzie zobaczyłam coś niesamowitego, ruch obiektów kosmicznych nagrywany przez kilkadziesiąt lat i odtworzony w gigantycznym przyspieszeniu, co wyglądało jak symulacja komputerowa, ale nią nie było. Wrażenie kolosalne. Dowiedziałam się, że piłeczka podrzucona do góry najpierw zwalnia, a potem przyspiesza! A już kompletnie zaskoczona byłam informacją, że jeden obiekt kosmiczny może być widziany przez nas wielokrotnie, więc ta mnogość punkcików na niebie może być w pewnym sensie złudzeniem. No, wkręciłam się. Czego i Wam życzę!




Szacowany udział ciemnej energii i ciemnej materii w energii Wszechświata

[„DMPie 2013 pl” autorstwa Szczureq - Praca własna. Licencja CC BY-SA 3.0 na podstawie Wikimedia Commons - http://commons.wikimedia.org/wiki/File:DMPie_2013_pl.svg#/media/File:DMPie_2013_pl.svg]





Współcześnie uznawany model powstania i ekspansji czasoprzestrzeni

[„CMB Timeline75 polish version (polska wersja PL)” autorstwa CMB_Timeline75.jpg: created by, edited by User:Vearthyderivative work: Vearthy (talk) - CMB_Timeline75.jpg. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons - http://commons.wikimedia.org/wiki/File:CMB_Timeline75_polish_version_(polska_wersja_PL).png#/media/File:CMB_Timeline75_polish_version_(polska_wersja_PL).png]

sobota, 28 lutego 2015

facet mówi, xbw słucha


Wracam sobie któregoś dnia do domu z Sękocina, głodna, spragniona, zmarznięta, w korkach, już w centrum prawie, myślą w domowym ciepełku z gorącą herbatą. Komórka dzwoni. Kolega zaprasza na prelekcję o Japonii, za godzinę. No w sumie to czemu nie, nawet w korkach i pomimo tego, że ktoś spalił za sobą most, a ja muszę przez Wisłę, powinnam zdążyć. Zmiana kierunku jazdy, po drodze sklep ze zdrową żywnością, więc wstępuję po przekąskę, zjadam w tramwaju (!), to pierwszy tego dnia posiłek, więc się nie przejmuję i wcinam. Prelekcja w bibliotece, w specjalnej przytulnej kameralnej sali, w kąciku termos z wrzątkiem, kawa, herbata i wielki stos ciasteczek. Jestem nawet przed prelegentem, pytam, czy to tu ten wykład o Japonii. Oczekujący już ludzie mówią, że wykład ma być o Laponii ;) Atakuję ciasteczka, dubluję herbatkę. Przybywa mój kolega prelegent i gada z głowy bez przygotowania o ostatniej podróży do kraju, gdzie wiśnie kwitną najobficiej. Słuchacze zachwyceni, ja też, degustujemy herbatę japońską prosto z Japonii, zieloną, z prażonymi ziarenkami ryżu, miga nam historia, zdjęcia, waluty, hotele, statki, pałace, pomniki, odniesienia do wydarzeń w reszcie świata. Mało, chce się jeszcze, tak ciekawie i z pasją mówił. Mam ochotę wyoglądać wszystkie japońskie filmy po powrocie do domu. I Króla szczurów przeczytać. To się nazywa zarazić pasją :) Chcę wracać tak, jak przyjechałam, kolega mówi, żeby wsiąść do innego autobusu, no to wsiadam, bo faktycznie lepszy. Wsiadam, siadam, wzrok do góry, a tam informacja na monitorze o wykładzie księdza profesora Michała Hellera, Fizyka i filozofia czasu. I nikt mi nie wmówi, że to był przypadek ;) Od wtedy za dwa dni. Akurat będę na Ochocie, a wykład na Pasteura, zajęta do 17.00 a wykład o 18.00. I-de-al-nie! Ksiądz profesor właśnie skończy 79 lat w marcu!

Dwa dni później, znów głodna, spragniona i odrobinę zmarznięta (bardziej z niejedzenia niż z zimna), z zamiarem nabycia choć gorącej czekolady z automatu w przelocie, gnałam na wykład, nie spodziewając się tłumu. Na Pasteura chodziłam na fiński, myślałam, że to może będzie ten sam budynek, ale nie, to ten nowy naprzeciwko, więc piękna szatnia i super toalety, ale automatu z napojami nie ma. Może gdzieś ukryty, ale NIE MA CZASU szukać. Ależ tłok, istna ludzka nawałnica, a myślałam, że ze trzy osoby na krzyż przyjdą. Muszę zmienić zdanie o ludzkości lokalnej, nie doceniałam, jednakowoż. Kiedy stałam grzecznie w ogonku do szatni i zwiedzałam pięterko z łazienką, wszystkie miejsca w auli zostały zajęte i musiałam w kucki na schodach zgięta w pałąk słuchać o Erze Plancka, Schredingerze, Hawkingu, czarnych dziurach, osobliwościach, grawitacji, mechanice kwantowej i że CZASU NIE MA. Najciekawszy był chyba fragment o wpływie przyszłości na przeszłość (teraźniejszość). Zreferować nie zreferuję, ale nie czułam się za specjalnie wyobcowana. Rozumiałam większość i nie wiem czy to zasługa jasności wykładu księdza profesora czy mojego podczytywania przez lata pisemek typu "Świat nauki", a może lektury towarzyszącej oglądaniu filmu "Hawking" z Cumberbatchem, w zeszłym roku. Pewnie wszystkiego naraz ;) Oczywiście było także filozoficznie: Boecjusz, fenomenologia, Husserl, ale to pamiętam ze studiów, przydaje się na coś ta moja filozofia po latach... Z wielką radością przyjęłam informację o cykliczności wykładów. Najbliższy już 12 marca :) Szczegóły na stronie ZAPYTAJ FIZYKA.



Co poza słuchaniem? Oglądanie! Aktualnie wkręciłam się w trzy seriale. Jeden kolumbijski (w oryginale), drugi turecki (kiedy kończą się odcinki tłumaczone, oglądam w oryginale, a potem tureckie słówka plączą mi się całymi godzinami po głowie i przegonić się nie dają), trzeci kryminał BBC (w oryginale). Zaczęłam też pierwszy raz w życiu oglądać fińskie filmy i seriale w oryginale, coś absolutnie niesamowitego. Jedną z nocy poświęciłam na obejrzenie pierwszego sezonu serialu polskiego Krew z krwi z nagrodzoną Oscarem za Idę Agatą Kuleszą, mogę śmiało polecić, całkiem całkiem. Czytanie w kącie, ale w torebce Mrożek, na miasto idealny, pośród absurdów i bezsensów codzienności czyta się z rozkoszą. Pozwala funkcjonować w równowadze, zapełnia, uzupełnia. Mam z nim taki problem, że kiedy chcę wynotować ulubione fragmenty, okazuje się, że muszę przepisywać większość strony, a własnego zbioru Mrożkowego nie posiadam. Nie rozumiem, jak można Mrożka nie rozumieć. Nie znać, nie czytać. Teraz Testarium - koniecznie!

poniedziałek, 10 marca 2014

kiedy praca jest pasją


"J. Willard Gibbs jest prawdopodobnie najbardziej utalentowanym i błyskotliwym przedstawicielem tych uczonych, o których większość ludzi nigdy w życiu nie słyszała. Skromny do granic możliwości, prawie całe życie - wyłączając trzy lata studiów w Europie - spędził wewnątrz ograniczonego do trzech bloków obszaru, którego granicę z jednej strony wyznaczał jego własny dom, a z drugiej - kampus Yale University w New Haven, w stanie Connecticut. Przez pierwsze dziesięć lat pracy w Yale nie zadbał nawet, aby pobierać pensję (posiadał niezależne źródło utrzymania). Od 1871 roku, gdy został profesorem Yale, do śmierci w 1903 roku na jego wykłady uczęszczał średnio nieco więcej niż jeden student na semestr. Jego opublikowane prace były trudne do zrozumienia, zwłaszcza że stosował w nich własną notację, która dla niektórych jego czytelników była całkowicie nie do pojęcia, lecz jego publikacje przyniosły światu wiele błyskotliwych i zarazem fundamentalnych odkryć w dziedzinie termodynamiki. W latach 1875-1878 Gibbs opublikował serię artykułów zatytułowanych On the Equilibrium of Heterogeneous Substances, w których sformułował termodynamiczne podstawy - no cóż, niemal wszystkiego." (str. 128)

"Gdyby ktoś chciał zilustrować ideę dziewiętnastowiecznej Ameryki jako krainy nieograniczonych możliwości, trudno byłoby znaleźć lepszy przykład niż życiorys Alberta Michelsona. Urodzony w 1852 roku w Strzelnie na Pomorzu w rodzinie ubogiego żydowskiego kupca, w wieku trzech lat wraz z całą rodziną przybył do Stanów Zjednoczonych. Dzieciństwo i młodość spędził w Kalifornii, gdzie jego ojciec zajmował się handlem w obozach poszukiwaczy złota. Zbyt ubogi, aby zapłacić za studia, Albert przybył do Waszyngtonu i wałęsał się w pobliżu Białego Domu, mając nadzieję, że Ulysses S. Grant zwróci na niego uwagę podczas  swego codziennego spaceru (były takie czasy). Michelson do tego stopnia wkradł się w łaski Granta, że prezydent obiecał zapewnić mu darmowe studia w Akademii Marynarki Wojennej. To tam Michelson uczył się fizyki. Dziesięć lat później, już jako profesor Case School w Clevelandzie, Michelson podjął próbę zbadania i zmierzenia zjawiska zwanego dryftem eteru, czyli hipotetycznego ruchu eteru względem obiektu poruszającego się w przestrzeni. (...) Michelson nakłonił Alexandra Grahama Bella, wynalazcę telefonu, który zdążył już zbić fortunę na swoim wynalazku, aby sfinansował budowę pomysłowego i czułego przyrządu wymyślonego przez samego Michelsona i nazwanego interferometrem, za pomocą którego można bardzo precyzyjnie mierzyć różnice prędkości światła. (...) wraz z Morleyem przez kilka lat wspólnie pracowali nad wymagającym ogromnej precyzji i pracochłonnym eksperymentem, z przerwą na poważne, lecz szczęśliwie krótkie załamanie nerwowe Michelsona. W 1887 roku uzyskali ostateczny wynik, który okazał się zupełnie odmienny od ich oczekiwań. (...) Doświadczenie Michelsona-Morleya dało 'prawdopodobnie najsłynniejszy negatywny wynik w historii fizyki'. W 1907 roku, dwadzieścia lat po swym wielkim odkryciu, Michelson otrzymał Nagrodę Nobla z fizyki jako pierwszy Amerykanin. (...) Mimo wagi swego odkrycia na przełomie stuleci Michelson nadal uważał się za konserwatywnego fizyka i podobnie jak większość z nich sądził, że koniec nauki jest bliski, a pozostało jedynie 'dodanie kilku wieżyczek i poprawienie kilku dachówek', jak ujął to autor artykułu w Nature." (str. 130-131)

"Kolejny przełom - i zarazem świt nowej ery - nastąpił w 1905 roku, gdy w niemieckim czasopiśmie fizycznym Annalen der Physik ukazała się seria artykułów młodego szwajcarskiego urzędnika, który nie miał żadnej uniwersyteckiej afiliacji, nie miał dostępu do laboratorium ani do żadnej biblioteki oprócz podręcznego księgozbioru urzędu patentowego w Bernie, gdzie pracował jako ekspert patentowy trzeciej klasy (podanie o awans do klasy drugiej zostało właśnie odrzucone). Nazywał się Albert Einstein i w tym jednym bogatym w wydarzenia roku 1905 wysłał do Annalen der Physik pięć artykułów, z których trzy, według C.P. Snowa, 'należały do największych w historii fizyki'. W jednym z nich analizował zjawisko fotoelektryczne w ramach nowej teorii kwantów Plancka, w drugim poruszenia drobnych cząstek zawiesiny (zwane ruchami Browna), w trzecim sformułował szczególna teorię względności. Pierwsza praca, w której wyjaśnił naturę światła (co między innymi utorowało drogę do wynalazku telewizji) przyniosła autorowi Nagrodę Nobla. Druga dostarczyła dowodów na istnienie atomów, co nawet wtedy stanowiło jeszcze przedmiot debaty. Trzecia zmieniła świat." (str. 132) 

Bill Bryson "Krótka historia prawie wszystkiego" (A Short History of Nearly Everythingin), Zysk i S-ka 2006, przełożył Jacek Bieroń

piątek, 7 marca 2014

"Hawking"


Stephen Hawking urodził się 8 stycznia 1942 roku, równo 300 lat po śmierci Galileusza. Stwardnienie zanikowe boczne* zdiagnozowano, kiedy miał dwadzieścia jeden lat. Przewidywany czas życia: dwa - trzy lata, no, może pięć. Maksymalnie dziesięć. Niedawno obchodził 72. urodziny, ma troje dzieci, wnuki i zdążył się dwukrotnie rozwieść. Choroba drastycznie pustoszy organizm, ale mózg hula na całego i ma się równie dobrze, jak zawsze. Hawking pisze książki, wykłada, udziela się i stara się dobrze bawić, mimo skrajnych ograniczeń. Aktualnie jest niemal całkiem sparaliżowany i używa syntezatora mowy. Co jakiś czas ląduje na reanimacji a raz nawet potrącił go samochód. Ma iloraz inteligencji jak Kopernik, 160. Zajmuje się między innymi czarnymi dziurami, osobliwościami, entropią, Wielkim Wybuchem, tunelami czasoprzestrzennymi i poszukuje teorii wszystkiego. Jest geniuszem, niekwestionowanym. Kwestionowany jest kaliber jego geniuszu. Przeważnie ludzie, nawet fizycy, nie rozumieją tego, co mówi (w publikacjach, wywiadach).

Film "Hawking" (2004) zaczyna się na przyjęciu urodzinowym Stephena, jeszcze całkiem zdrowego, kiedy ten próbuje gościom puścić "Cwał Walkirii" Wagnera. Tańczy tylko jedna osoba, Jane, więc pod naciskiem zmienia płytę na typową dla przeciętnych radosnych przyjęć. Po wystąpieniu pierwszych objawów trochę się załamuje, ale ma u boku kobietę, więc zbiera się w sobie i z uśmiechem robi swoje, czyli pisze rewolucyjną pracę o osobliwościach. W filmie widzimy tylko krótki okres studiów w Cambrigde pod kierunkiem promotora Dennisa Sciamy, mozół przy wykonywaniu najzwyklejszych drobnych czynności, kilka dość beznamiętnych sytuacji z Jane, przyszłą żoną i wielką walkę o zachowanie jak najdłużej sprawności i samodzielności. Wątek Hawkinga, dość przygnębiający w ogólnym wydźwięku, przeplatany i łamany jest innym, trochę skeczowym, o dwóch amerykańskich astrofizykach udzielających telewizyjnego wywiadu z okazji otrzymania Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki.

"Hawking" jest dziwny. Nie wiem, po co nakręcony. Temat jest równocześnie chwytliwy i zniechęcający. Cieszę się, że jacyś szaleńcy zebrali się i przebrnęli przez ten trud. Chyba tylko w hołdzie dla geniuszu i niesamowitego uporu naukowca. Ogląda się ciężko, to znaczy, tak przypuszczam, bo ja przecież funkcjonuję w nadprzestrzeni ;)

W roli Stephena Hawkinga Benedict Cumberbatch. 

*Amyotrophic lateral sclerosis, ALS 


Hawking
Wielka Brytania 2004
Reżyseria: Philip Martin
Scenariusz: Peter Moffat

atomowa redystrybucja


"Atomy są bardzo liczne i rozpowszechnione. Są także fantastycznie trwałe. Większość z nich żyje tak długo, że niemal każdy atom twojego ciała przeszedł przez kilka gwiazd oraz miliony organizmów, zanim trafił do ciebie. Nasze ciała są zbudowane z tak dużej liczby atomów, a po śmierci są tak energicznie poddawane redystrybucji, że znaczna liczba atomów każdego z nas - mówimy w tym momencie o liczbie rzędu miliarda atomów - należała kiedyś do Szekspira. Kolejny miliard przypada na Buddę, Dżyngis-chana, Beethovena i dowolną postać historyczną, którą masz ochotę wymienić (osoby te nie muszą oczywiście być sławne, lecz muszą pochodzić z wystarczająco odległej historii, ponieważ procesy recyklingu potrzebują kilkudziesięciu lat, aby dokonać równomiernej redystrybucji; niestety nie jesteś jeszcze tożsamy z Elvisem Presleyem). Tak więc wszyscy jesteśmy reinkarnacjami, aczkolwiek krótkotrwałymi. Gdy umieramy, nasze atomy rozdzielają się i znajdują sobie inne miejsca - w liściu trawy, w innej istocie ludzkiej, w kropli rosy. My giniemy, ale nasze atomy są praktycznie niezniszczalne. Nikt nie wie, jak długo przeciętny atom potrafi żyć. Według Martina Reesa co najmniej 10 do 35 (potęgi) lat - ta liczba jest tak duża, że nawet ja zadowolę się przedstawieniem jej w postaci wykładniczej." 

Bill Bryson "Krótka historia prawie wszystkiego" (A Short History of Nearly Everythingin), Zysk i S-ka 2006, przełożył Jacek Bieroń, str. 146-147

czwartek, 6 marca 2014

John Dalton


"John Dalton (...) urodził się w 1766 roku w Eaglesfield w pobliżu Cockermouth, w rodzinie ubogich tkaczy i zarazem gorliwych kwakrów (cztery lata później do kwakrów w Cockermouth dołączył poeta William Wordsworth). Był wyjątkowo bystrym uczniem, do tego stopnia, że w nieprawdopodobnie młodym wieku dwunastu lat kierował już lokalną szkołą. Być może świadczy to bardziej o poziomie szkoły niż o uzdolnieniach Daltona, lecz z jego pamiętników wiemy również, że mniej więcej w tym samym czasie czytał Principia Newtona w oryginalnym łacińskim wydaniu, a także inne, równie ambitne dzieła. W wieku piętnastu lat, nadal kierując szkołą, podjął pracę w pobliskiej miejscowości Kendal, a dziesięć lat później przeniósł się do Manchesteru, skąd nie ruszał się prawie wcale przez pozostałe 50 lat życia. Również w Manchesterze zapracował na reputację tytana intelektu, pisząc książki i artykuły na rozmaite tematy, od meteorologii po gramatykę. Badał między innymi ślepotę barw, schorzenie, które dotknęło jego samego i które od niego nosi nazwę daltonizm. Reputacje Daltona ugruntowała jednak opasła książka zatytułowana A New System of Chemical Philosophy, która ukazała się w 1808 roku. (...) Prace Daltona uczyniły go sławnym, co jednak w niewielkim stopniu zmieniło jego życie osobiste. W 1826 roku francuski chemik P.J. Pelletier przybył do Manchesteru, aby spotkać atomowego bohatera. Spodziewał się zapewne, że znajdzie go w jakiejś szacownej instytucji, więc z prawdziwym zaskoczeniem przyjął fakt, że Dalton uczy małych chłopców podstaw arytmetyki w niewielkiej kwakierskiej szkole w bocznej uliczce. (...) Dalton starał się unikać rozgłosu i zaszczytów, lecz został mimo to i wbrew swej woli wybrany do Royal Society, obsypany gradem medali i obdarzony hojną rządową pensją. Gdy w 1844 roku zmarł, 40 tysięcy ludzi modliło się przy jego trumnie, a kondukt pogrzebowy rozciągał się na dwie mile. Jego notatka biograficzna w Dictionary of National Biography należy do najdłuższych, ustępując jedynie biogramom Darwina i Lyella".

Bill Bryson "Krótka historia prawie wszystkiego" (A Short History of Nearly Everythingin), Zysk i S-ka 2006, przełożył Jacek Bieroń, str. 148-149

hadrony, kwarki, Joyce

       
       "W latach sześćdziesiątych fizyk z Caltechu, Murray Gell-Mann, próbując wnieść trochę porządku do mikroświata, wynalazł nową klasę cząstek, aby, jak ujął to Steven Weinberg, przywrócić trochę ekonomii w świecie hadronów. Protony, neutrony oraz inne cząstki podlegające silnemu oddziaływaniu są obejmowane kolektywną nazwą hadronów. Według teorii Gell-Manna wszystkie hadrony są złożone z jeszcze mniejszych, bardziej fundamentalnych cząstek. Richard Feynman chciał nazwać te nowe podstawowe cząstki patronami, lecz ostatecznie utrzymała się nazwa zaproponowana przez Gell-Manna - kwarki.

       Gell-Mann zapożyczył to słowo z Finnegan's Wake Joyce'a: Three quarks for Muster Mark! (Fizycy wymawiają je podobnie jak storks - bociany, a nie jak larks - skowronki, mimo, że sam Joyce niemal na pewno miał na myśli wymowę zbliżona do skowronków). Fundamentalna prostota kwarków nie utrzymała się zbyt długo. W miarę jak poznawaliśmy je coraz lepiej, konieczne okazało się wprowadzenie dalszych podziałów. Kwarki, które są oczywiście zbyt małe, aby mieć kolor, smak lub jakąkolwiek inną fizyczną cechę rozpoznawalną za pomocą ludzkich zmysłów, zostały podzielone na sześć rodzajów - kwark górny, dolny, dziwny, powabny, denny, szczytowy; początkowo wymiennie funkcjonowały nazwy piękny/denny oraz prawdziwy/szczytowy, o których fizycy przewrotnie mówią jako o zapachach, oraz na trzy kolory: czerwony, zielony i niebieski (można podejrzewać, że istnieje jakiś związek tego nazewnictwa z faktem, że wszystko to działo się w Kalifornii w epoce psychodelicznej)".


Bill Bryson "Krótka historia prawie wszystkiego" (A Short History of Nearly Everythingin), Zysk i S-ka 2006, przełożył Jacek Bieroń, str. 178

środa, 5 marca 2014

piękna fizyka


Wzięłam się za oglądanie "Hawkinga", w połowie stwierdziłam, że może jednak włączę opcję napisów polskich i zaczęłam oglądać od początku. Gdzieś w trakcie zachciało mi się poczytać o fizyce kwantowej, więc teraz siedzę i czytam o fizyce kwantowej. Nawet nie wiem czy meczyk ze Szkocją obejrzę, póki co zarejestrowałam, że reprezentacja Polski U-21 wygrała z Litwą 5:0, niestety jedynie towarzysko.

Wciągnęło mnie. Atraktory, kot Schrödingera, solitony. Ekscytujące. Ale też trudne i ciężko przyswajalne. Na szczęście znalazłam obrazki ;) Szkoda, że nie dożyję czasów, w których fizyka kwantowa będzie w programie szkolnym podstawówek, bo będzie. Kiedyś.