De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Berlin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Berlin. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 9 czerwca 2016
siedem dni z katarem
Jest, co jest.
Jest, jak jest.
Tak sobie siedzę i myślę.
Każdy żyje tak, jak chce żyć.
Każdy ma to, co chce mieć.
Oglądałam wczoraj film Wieczny student z Ryanem Reynoldsem przekonana, że to ten aktor z hiszpańskiego Trzy metry nad niebem, Mario Casas. W filmie na imprezie drinkowano Jägermeistery. W Berlinie na festiwalu częstowano nas tym specjałem przy wejściu na powitanie, mniam. W Berlinie piliśmy piwo w parku, nie ma zakazu, zaskoczenie. Nie piję piwa, w ogóle jestem ledwo co alkoholowa, ale wśród rozmaitości teraźniejszej nawet ja mogę znaleźć coś co mi smakuje. Nareszcie. Różnorodność dobra. No i w końcu nic co ludzkie nie jest mi obce. Siedzę w dwóch różnych, choć podobnych, skarpetkach, w porannym zamroczeniu sięgałam, świtem bladym wyglądały identycznie. Śniadanie wyjadam prosto z garnuszka, zimne, wczoraj ugotowane. Oglądam Diabły, diabły Doroty Kędzierzawskiej, zachwycona!
środa, 8 czerwca 2016
End & Ends czyli zbieraninka
Po Teneryfie została ino opalenizna i wspomnienia. Czarny piasek! Następnym razem zabiorę trochę ze sobą na pamiątkę. Trochę? Usypię sobie warstwę na podłodze w salonie, kilkucentymetrową, nawet pod fortepianem. A, tak, nie mam fortepianu, salonu też nie. No i transport tony piasku z Teneryfy byłby za drogi.
Zapamiętałam z filmu Love & Mercy scenę, kiedy Paul Dano jako Brian Wilson siedzi przy fortepianie a u bosych stóp pełno piasku. Ale skoro to film o Beach Boys...
Co by tu napisać, tyle się dzieje. Prędkości kosmiczne. Woda się gotuje. Czerwona herbata z sokiem jabłkowym. Przepyszna. Teraz obok mnie pół litra :) Pralka świeci: End. Wieszam pranie. Kicham, przeziębiona, dlatego w domu. Rozpoczęłam sezon truskawkowy pochłonięciem dwóch kilogramów truskawek, na raty. Jutro kontynuacja, dziś przez katar nie chciało mi się wyjść nawet po truskawki. W kolejce do czytania Dziewczyna z pociągu. Dziś na CBS Europa o 21.00 druga część sfilmowanego Williama Goldinga, To the Ends of the Earth. Pisałam o nim dwa lata temu, wtedy też czytałam. Perełka.
Jakiś czas temu zgłosiłam inicjatywę obywatelską. Po masakrycznym okrojeniu skierowano ją do realizacji! Trochę biurokracji i sadziliśmy późną wiosną drzewa owocowe i łąkę kwietną. Teraz mam w środku miasta coś na kształt "prywatnego" sadu. Jabłonie rosną dzięki mojemu pomysłowi i fartowi przy realizacji. Nieformalny spadek po moim ojcu, zapalonym sadowniku, "genu nie wydłubiesz" :)
W Berlinie byłam niedawno, między innymi na festiwalu Berlin Music Video Awards. Mieliśmy darmowy wstęp na pierwsze trzy dni. Wspaniała atmosfera, rewelacyjna muzyka, kolejne ciekawe przeżycia i wspomnienia. Zachwyt miastem, dzielnicą Kreuzberg, komunikacją, szerokością. Tylko trzy dni, dwa noclegi, ale wypad intensywny.
W Empiku byłam, w Jankach pod W-wą. Rzuciłam okiem na muzykę. TOP, miejsce trzecie: Gang Albanii. O czasy, o obyczaje. Zostałam niedawno zapoznana z twórczością Popka, znam, słuchałam, zjawisko ciekawe, ale nie miałam pojęcia, że AŻ TAK. W czołówce także O.S.T.R., nie przepadam. Dalej, ale jeszcze w dwudziestce, Łona i Webber z płytą Nawiasem mówiąc. Lubię Błąd. Kawałek o czytelnictwie ;) Słuchanie hip hopu nie przeszkadza mi w słuchaniu Chopina, nic a nic. Biegam do Łazienek w niedziele na koncerty chopinowskie pod pomnik kiedy tylko mogę. Przedostatnio pobiegłam aż dwa razy, koncerty są o 12.00 i o 16.00. Ostatnio nie mogłam, SYN PRZYJECHAŁ. Od września w kontakcie na odległość. Łzy pociekły, owszem. Urósł, jakiś szerszy się zrobił, normalnie dorosły facet... A ja nadal młoda :)
Jeszcze o monodramie, bo świetny widziałam, autorstwa Joanny Pawluśkiewicz w reżyserii Agaty Puszcz. Co modna pani wiedzieć powinna w wykonaniu Katarzyny Kołeczek. Mistrzostwo świata, spłakałam się ze śmiechu. "Ja w ogóle teraz nie mogę zaczynać o tym myśleć, bo wtedy mi się dzieje tak jakbym myślała o kosmosie.."
I teatr jeszcze polecam, wspaniale wyreżyserowany przez Agnieszkę Glińską Pieniądze i przyjaciele, z 2005 roku. Obejrzałam w poniedziałek i trwam w zachwycie!
Widziałam ostatnio masę filmów i klipów, wydeptałam własne ścieżki nad Wisłą, głównie w celu dotlenienia i utrwalenia słońca na skórze, rozwiązałam milion Jolek i Sudoku. I cieszę się, że mnie katar dopadł, bo nareszcie znalazłam chwilę by tu zajrzeć!
Etykiety:
Beach Boys,
Berlin,
Brian Wilson,
film,
herbata,
klipy,
Kreuzberg,
książki,
muzyka,
Niemcy,
Paul Dano,
podróże,
proza życia,
serial,
teatr,
Teneryfa,
William Golding
sobota, 9 listopada 2013
Checkpoint Charlie
Dwa tygodnie po upadku Berliner Mauer wylądowałam w Berlinie, przez przypadek. Syn właścicielki mojego poznańskiego studenckiego pokoiku wpadł w odwiedziny do mamy i okazało się, że wybiera się w krótką podróż do kolegi za zachodnią granicę i stanęło na tym, że ja z nim. Bez grosza przy duszy, ale zawsze żądna przygód ;) Mama zadzwoniła, kiedy wychodziłam na dworzec, oczywiście coś ją tknęło, ale nie wygadałam się, że właśnie jadę nach Berlin. Artur dał konduktorowi pociągu jakieś dolary, ten nas wpuścił do kuszetki i przekimaliśmy sobie bezstresowo całą podróż. Dzikość na Checkpoin Charli, przejściu granicznym pomiędzy Wschodem a Zachodem, tłum, żywioł. Jakby ludzie się bali, że niedługo znów zamkną, że to tylko na chwilę. Pierwsze spojrzenie na nieznane, zachwyty, oczy pożerały wystawy, autobusy piętrowe. Zatrzymaliśmy się u kolegi Artura mieszkającego na squacie tuż przy Murze. Zapisałam sobie wtedy:
"Parę dni na Zachodzie. Klimat chwilowej emigracji polskiej. Muzycy, malujący, dusze wyzwolone lub na pograniczu wystraszenia i wolności. Raczej z przechyłem na wystraszenie".
Jedliśmy chleb turecki na jedną markę z keczupem i owoce uzbierane na bazarze. Słuchaliśmy The Clash. Ludzie przy Murze łupali ile się dało, każdy chciał mieć dla siebie i na zaś. My tylko patrzyliśmy, nie mam fragmentu. Robiłam zdjęcia, ale do dziś większości nie wywołałam i nie wiem czy jeszcze się da. Sprawdzę.
W drodze powrotnej zgubiliśmy się na przejściu w tłumie. Kilka godzin przesiedziłam na Hauptbanhof czekając na pociąg do Poznania. Dwoje Rosjan, Murzyn i cała masa Polaków. Znalazł się Artur, Berolina 15.30 nam uciekła, pojechaliśmy dopiero wieczornym. Do Kunowic jechałam na gapę, kiedy sprawdzano bilety wyszłam do toalety. W Kunowicach zgłosiłam brak biletu i wykupiłam u konduktora za 4500 zł. To jedyny koszt jaki poniosłam, cała wyprawa w sumie spadła mi z nieba.
Tak mi się przypomniało rocznicowo, po 24 latach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)