zdjęcia: xbw
De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anglia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anglia. Pokaż wszystkie posty
środa, 2 lipca 2014
wtorek, 7 czerwca 2011
zew...
York, Anglia, widok sprzed oczu własnych, listopad 2009
Wybyłabym znowu gdzieś w daleki świat, w obce kraje, posłuchać języków obcych, postać przed jakąś katedrą gotycką, zrobić kilka zdjęć na pamiątkę... Pooddychać innym powietrzem, napaść oczy widokami, może gór? Siedzi w człowieku jakiś niespokojny duszek, budzi się od czasu do czasu i kopie i żyć nie daje. I trzeba wtedy rzucić wszystko i jechać, nie pozostaje nic innego.
czwartek, 7 stycznia 2010
trochę Yorku
Powolutku odważam się zaglądać do zasobów fotograficznych, tyle tego, ilościowo i emocjonalnie, aż pojawia się drżenie i miliony haczyków powbijanych w ciało - linki ciągną, aż boli. Co zrobić...
zdjęcia: xbw
czwartek, 26 listopada 2009
szary listopadowy dzień w York, Anglia
Wędrowałam przez York. Muzyka. Człowiek siedział na środku ulicy i grał na pianinie. Nagrałam fragmenciki dla siebie i dla Was.
sobota, 14 listopada 2009
Irelandia
Ja sem w Ireland.
:)
Główny cel podrózy, cel fizyczny, osiągnięty.
Czuję sie jak po zdobyciu Everestu. I, jak to bywa, teraz mam ochotę na inne ośmiotysięczniki.
Siedzę zaspana, zeszłej nocy położyłam się DZIŚ o 11.00. No bo jak mogłabym spać, skoro mam przesiadkę w Leeds, potem przejazdem przez Manchester, piękne miasto!, potem Liverpool (hm...) i Walia z przedziwnymi nazwami miejscowości pisanymi na tablicach informacyjnych w dwóch językach. Kierowca, Walijczyk, Alberth, robi mi zdjęcia moim aparatem na dworcu i przy busie. Numerant :) Zdejmuje tablicę znad szyby w autokarze, daje mi i znowu robi zdjęcie. Gadamy sobie. Do Albertha co chwilę ktoś dzwoni, rozmawia po walijsku, albo to angielsko-walijski. Brzmi jak szwedzki. Alberth straszliwie przeklina. Za Leeds obserwuję obie strony drogi, usiane milionami świateł mijanych miast i miasteczek, tak gęsto oświetlonych terenów jeszcze nie widziałam, jak chmary świetlików. Docieramy do Holyhead, odprawa paszportowa, bagażowa, zmiana autokaru i wjazd na PROM, "olbrzymie bydlę", prom gigant, z dużą ilością punktów sprzedaży napojów i jedzonka, z kinem, salą zabaw dla dzieci, livingiem z TV, z punktami widokowymi do obserwacji Irish Sea. Przyklejam sie jak zaczarowana do szybki i usiłuję zobaczyć jak najwięcej, niestety ciemności nieprzeniknione. Jedyne co widać, to portowe światełka przy wypłynięciu z portu i przy zawijaniu do celu. I jeszcze fale wywołane przez prom, dzięki temu w ogóle widzę, że płyniemy i w którą stronę. Po ponad 3 godzinach można schodzić na poziom 5 zielonymi schodkami, autokar jak dom :) Nie ma już Albertha, inny, ale także sympatyczny kierowca odwozi nas na dworzec do Dublina, gdzie od razu przesiadam się i jadę dalej.
Teraz siedzę sama w uroczym pokoiku, znowu czuję się tu jak u siebie :) Ależ mi dobrze, czuję się mocno rozpieszczana przez los. Czego i Wam życzę :)
Jutro wyruszamy dalej, lekko nie będzie.
Jestem w Irlandii !!! Jak zwykle, jeszcze to mnie nie dociera :)
czwartek, 12 listopada 2009
przez granicę
Hallo there.
Prowadzona niemal cały czas za rączkę z jednych gościnnych objęć w kolejne nie mam za bardzo okazji mówić tubylczym językiem. Ale dziś jestem już samodzielna w stu procentach, żadnego prowadzącego. Kupować potrafię :D
Do katedry mnie nie wpuścili, dwa dni bez zwiedzania. Pech. Dobrze, że wczoraj byłam w środku na chwilę... Do domku za katedrą mnie nie wpuścili, tylko dla grup. Ale pozwiedzałam sobie dookołakatedrze, na samą katedralę gapiłam się, dopóki mój kark wytrzymywał nietypowe przechylenie głowy. Aż zmarzłam. Ale łup w postaci zdjęć solidny, ciekawam efektu.
Rozgrzewam się właśnie gorącą herbatą, pałeczkami lukrecji, i suszonym mango :) Za chwilę pakuję manatki, zatrzaskuję drzwi i wsiadam w autobus który zawiezie mnie, z dwiema przesiadkami (przebóg...) do innego, na razie obcego i nieznanego kraju...
Szkocję polubiłam bardzo, Anglię polubiłam, jak bardzo, nie wiem, jestem tu od wczoraj i już ją opuszczam. Wiem, że woła mnie z powrotem, w każdym razie York, no bo katedrala nie zwiedzona, muzeum wikingów i kolejnictwa i milions inszych tutejszych inszości czeka...
Cieszę się, bo przekroczyłam swoją wielką i potężniejszą chyba od muru berlińskiego granicę niemożności. Nie ma, że się nie da, że nie można, że się boję, że warunki niesprzyjające, że nie ma pieniędzy. NIE MA !!! Wszystko można. Tylko chcieć trzeba. Spałam dziś na materacyku na podłodze w klitce 2x3, w jakimś hostelu u kolegi, ekran komputera i klawiatura miniaturowe, bez myszowatej, nawet zdjęć z aparatu nie mogłam ściągnąć. Ale nie narzekam, wręcz przeciwnie, jestem przeszczęśliwa, że mogę tu być :))) Że mogę dzielić się z Wami wrażeniami na gorąco.
Lecę, bo nie wiem którędy do dworca, jeszcze mi ten międzynarodowy nawieje i będzie kolejny klops. Jeden już uszykowałam, zabrałam ze sobą klucze do mieszkania w Edynburgu, tego w którym mieszkałam. Chyba moja podświadomość specjalnie mi to zrobiła, żebym mogła tam wrócić...
Tu też marna pogoda, ale nie ma co, i tak PIKNIE JEST :))
środa, 11 listopada 2009
katedra
Dziś wsiadłam do brytyjskiego pociągu i przemieściłam się ze Szkocji do Anglii.
Za całe 70,5 funtów nabyłam wczoraj bilet i dziś odważnie wkroczyłam na dworzec kolejowy w poszukiwaniu Platform 7. Była, w końcu się znalazła, ale przez moment czułam się jak Harry Potter, który szukał Platform 9 3/4.... Wsiadłam, pociąg ruszył. Widoki przepiękne, do pierwszej stacji jazda prawie non stop wzdłuż morskiego brzegu, czasem kilka dosłownie metrów od wody, aż się trochę wystraszyłam widząc prawie pod sobą niewielkie urwisko.... Ale przygoda, polecam tę trasę (Edynburg - Alnmouth for Alnwick), idealna na piękny słoneczny dzień. W pewnym momencie za oknem gwałtownie wyrosła przepiękna duża tęcza, nie padał żaden deszcz... Chwilę potem, równie nagle, zniknęła, a niebo pokryły gęste chmury, które pojawiły się nie wiadomo skąd.
No i teraz jestem w York, nie, jeszcze nie New :)))
Miasteczko małe, ale z pięknymi wąskimi uliczkami, z ciekawym marketem, z niewielką ilością strasznie starej cegły, no i z gigantyczną katedrą. Zadne zdjęcia nie są w stanie oddać jej wielkości, szerokości, urody, potęgi, moc i chwała alleluja :) Katedra powala na kolana. Mam ochotę przy niej trwać na posterunku, mogłabym zostać jej strażniczką czy coś na kształt... Miałam ochotę ją objąć, przytulić i zabrać ze sobą :)))
uwaga, pisze w biegu, post niedokończony ale go publikuję :)
dokończę następnym razem
pozdrowienia z ANGLII :)
czego i Wam życzę, jak najbardziej
Subskrybuj:
Posty (Atom)