.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą xbw poleca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą xbw poleca. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 marca 2018

taki sobie pakiecik

*****************************************

Lao-Tsy - Droga

Jiddu Krishnamurti - Wolność od znanego
Jiddu Krishnamurti - Dziennik
Khalil Gibran - Prorok
Khalil Gibran - Szaleniec
Wangyal Tenzin - Tybetańska joga snu i śnienia
Eckhart Tolle - Potęga teraźniejszości
Eckhart Tolle - Praktykowanie potęgi teraźniejszości
Iwona Łaszczyk - Obserwator współuczestniczący


*****************************************


piątek, 17 marca 2017

z dziejów pary



Obejrzałam film ze Zbigniewem Cybulskim z 1963 roku. Ich dzień powszedni. Kilkukrotnie nie wskakuje w nim do pociągu. Piękne kobiety mu partnerują, Aleksandra Śląska, Pola Raksa, Barbara Krafftówna, Barbara Brylska. Wniosek z filmu jakoś taki: jedna zdrada to nie zdrada, a on i ona zawszę będą w jakimś stopniu skonfliktowani.

Wcześniej obejrzałam krótkometrażówkę nominowaną do Oskara w 2013 roku, także o organicznej niemożności porozumienia się jego i jej i o próbie pokonania tego powszechnie obowiązującego prawa ziemskiego. Oba przypadkowo niezamierzenie po kolei się ustawiły do obejrzenia, a są jakby swoją kontynuacją. Poniekąd. Head Over Heels (Po uszy). Bardzo gorąco polecam!



wtorek, 23 lutego 2016

w dziwnym instytucie





Instytut Benjamenta, jedna z dwóch fabuł braci Quay, reszta to animacje. Książka krzyczy od lat, żeby ją przeczytać, film nieśmiało się dopominał. Może najlepszy moment właśnie nastał, bo uległam, obejrzałam. Przystąpiłam zblazowana, z dystansem, nastawiona na nudne wydumane dłużyzny. Przebudziłam się przy pierwszych kadrach, a przy małpce podskoczyłam pod sufit. Jasne, dłużyzny, ale cudne, zachwycające, tekst przykuwający do każdego słowa prawie, nie było ujęcia, kadru, żebym nie drżała oniemiała. Ten film to obowiązek każdego, kto pretenduje do miana kinomana. Jedna piękna kobieta, wielu facetów wyglądających niemal jak klony. Odludne ponure zapomniane przez resztę świata miejsce. Dziwne brzmienie języka, napisy na tabliczkach, jelenie. Czerń i biel. Niesamowitość trwająca godzinę czterdzieści cztery. Porzućcie wszystko, oprócz małych dzieci i pięknych kruchych przedmiotów i obejrzyjcie, teraz.





Instytut Benjamenta
Institute Benjamenta, or This Dream People Call Human Life
Japonia, Niemcy, Wielka Brytania 1995
Reżyseria: Timothy Quay, Stephen Quay
Scenariusz: Timothy Quay, Stephen Quay, Alan Passes
Na podstawie powieści RobertaWalsera "Jakob von Gunten"

poniedziałek, 22 lutego 2016

szekspirowskie poskromienie



The Taming of the Shrew, staroć z 1967 roku. Za Zeffirellim nie przepadam, ale ta produkcja należy do ulubionych, bo Szekspir, bo wiecznie i coraz bardziej aktualny, bo śmiesznie i życiowo. Rozpływam się przy tej wersji Poskromienia złośnicy.

"Will you, nill you, I will marry you" ;)


niedziela, 10 sierpnia 2014

Michel Houellebecq "Mapa i terytorium"




Bardzo dobra książka, doskonały pisarz, nawet wątek kryminalny przyzwoity. Autor jednym z bohaterów powieści uczynił samego siebie. Główny bohater Mapy i terytorium, Jed Martin, uznany fotograf i malarz, maluje portret Michela Houellebecqa, na podstawie zrobionych wcześniej zdjęć. Obaj panowie zawierają znajomość, nawiązuje się między nimi relacja niemal przyjacielska. Tyle tylko, że Houellebecq zostaje zamordowany (ten w powieści). Rozpoczyna się śledztwo prowadzone przez niejakiego Jasselina przy wsparciu Christiana Ferbera. Dla mnie czytanie Mapy i terytorium było pasmem niespodzianek i zaskoczeń. Mnogość poruszanych tematów, dialogi, opisy, wątek futurologiczny, olbrzymia dawka wyciszonego humoru - to jak dla mnie pisane :) Rozkłada na łopatki obraz namalowany przez Jeda Martina o tytule Bil Gates i Steve Jobs dyskutują o przyszłości informatyki (podtytuł: Konwersacja w Palo Alto). Houellebecq w swojej powieści pisze o muchach, o bolończykach, o Williamie Morrisie, o medytacji nad zwłokami (buddyjska praktyka Asubha), pokazuje Francję obecną, Francję minioną, Francję w przyszłości. Właśnie ta futurologiczna końcówka to najsłabszy punkt powieści, jest byle jaka, jakby Houellebecqowi nie chciało się już dłużej wymyślać materiału i poprzestał na szkielecie, szkicu. Dziwne, ale nie znam osobiście nikogo, kto czytałby coś Houellebecqa.

"Wysoki, rozlazły, półtłusty facet o półdługich włosach, półinteligent a półidiota"

"- No chyba nie będzie pan teraz wychodzić! Zabawa dopiero się rozkręca... Kochać, śmiać się i śpiewać! - wykrzyknął ponownie Houellebecq i jednym haustem wypił kieliszek chilijskiego wina. - Muszkra wiskor! Hejot! Hejot! - dodał z przekonaniem".

Czytałam kiedyś Cząstki elementarne, potem Poszerzenie pola walki. Została mi jeszcze Platforma  i Możliwość wyspy. Dobrze, że Houellebecq wciąż pisze. Ostatnio wygrzebałam gdzieś jego listy-polemiki opublikowane w książce Wrogowie publiczni wydanej przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Bernard-Henri Lévy i Houellebecq dyskutują na tak zaawansowanym poziomie, że pełna obaw przystępuję do zgłębiania ich wywodów. 


Michel Houellebecq
"Mapa i terytorium"
(La carte et le territoire)
rok wydania: 2010
wydanie polskie: 2011


czwartek, 10 lipca 2014

John le Carré - "Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"




"Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg" - świetna książka do poczytania w wakacje i nie tylko. Stopień skomplikowania akurat do ogarnięcia, akcja przeskakująca, ale płynna, język ciekawy, treść pasjonująca. Wywiad brytyjski, szpieg, podwójny na dodatek, cicha i okrężna próba podejścia owego "kreta" przez starego wygę Smileya, także podejrzewanego o dwulicowość i z tego powodu zwolnionego ze służby. Kobiety też są, w roli kobiet i jako "mateczki". Ale kiedy mowa o "niańkach", to już nie chodzi o kobiety. Słów "latarnik" czy "inkwizytor" także nie można w tej powieści traktować w dosłownym rozumieniu. Uczuć wiele, miłość, przyjaźń, patriotyzm, przywiązanie. Ale też fałsz, podstęp, zdrada we wszelkich możliwych odsłonach. Odraza, wstręt, podwójna moralność. Pozbywanie się ostatnich złudzeń i życie bez złudzeń.  

Na wszelki wypadek, żeby nie błądzić na nieznanym obszarze, obejrzałam najpierw film, ale w oryginale, żeby nie zrozumieć tak zupełnie wszystkiego i mieć trochę niespodzianek przy lekturze.

Zdarzyło mi się włączyć tv i poskakać chwilę po kanałach. Trafiłam na dość dobry serial z cyklu CSI: Zagadki kryminalne czegośtam. Dialog. Mężczyzna cytuje jakieś zdanie. Kobieta (bystra) pyta "Dostojewski?" Mężczyzna odpowiada "Nie, le Carré" ;)

Rymowanka dziecięca, inspiracja przy nadawaniu bohaterom przydomków, w oryginale brzmi:

Tinker, Tailor,
Soldier, Sailor,
Rich Man, Poor Man,
Beggar Man, Thief.


John le Carré
"Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"
(Tinker, Tailor, Soldier, Spy) 
rok wydania: 1974
wydanie polskie: 2000

wtorek, 1 lipca 2014

Ian McEwan - "Pokuta"





Najpierw obejrzałam film. Oswoiłam, przetrawiłam, przepuściłam jak przez taśmę fabryczną. Przyswoiłam treść. I dopiero mogłam przeczytać i polubić książkę.

Utwierdziłam się w przekonaniu, że pora właściwa, kiedy zobaczyłam "motto", obszerny fragment książki Jane Austen "Opactwo Northanger", którą to dopiero co wysłuchałam kilkakrotnie w postaci słuchowiska BBC (była akurat available na stronie stacji przez kilka dni), obejrzałam dodatkowo film i wypożyczyłam książkę z biblioteki. Lubię takie zbiegi okoliczności.

Rok 1935. Briony Tallis, trzynastoletnia dziewczynka mająca bujną wyobraźnię, widzi przez okno niewinną scenkę, do której dopisuje sobie przesadzone wytłumaczenie. Czyta z wścibstwa cudzy list o niewłaściwej dla niej treści. Jest świadkiem zbliżenia miłosnego swojej starszej siostry Cecilii. Wyobraża sobie to czego nie może zrozumieć, nikt jej nie tłumaczy, co dzieje się w rzeczywistości. Kiedy późnym wieczorem w ogrodzie natyka się na piętnastoletnią kuzynkę Lolę, w niedwuznacznej sytuacji, natychmiast dopisuje do niej własną wersję, sumując wrażenia całego bogatego w doświadczenia dnia. Kuzynka z ulgą przemilcza krępujące i niewygodne, ale prawdziwe, fakty i historia małej Briony staje się na całe lata jedyną obowiązującą wersją wydarzeń. Syn sprzątaczki, Robbie, zakochany w Cecilii, jest według Briony czarnym charakterem, maniakiem zagrażającym jej ukochanej siostrze. Mała oskarża go automatycznie o gwałt na Loli. Wezwana policja aresztuje chłopaka. Cecylia zrywa z rodziną, zostaje pielęgniarką. Do ukochanego pisze listy, nie ma zgody na widzenia.

Wybucha wojna. Robbie prosto z więzienia jedzie do Francji, na front. Zauważa u siebie objawy bardzo dobrego przystosowania do wojskowego żywota, co zawdzięcza kilkuletniemu pobytowi w celi. Obraz odwrotu brytyjskiej armii do Dunkierki jest przerażający, wędrówka Robbiego w scenariuszu filmowym ujęta jest jedynie skrótowo. Chyba od szkoły średniej nie czytałam takich potworności o najciemniejszych stronach II wojny światowej.

Briony dorasta, idzie do szkoły pielęgniarskiej. Zaczyna rozumieć swój błąd i pragnie go jakoś naprawić. Ale nie wszytko da się po latach naprawić, wyjaśnić, wyprostować, cofnąć, zadośćuczynić.

Jak McEwan (ur. w 1948 roku, w czasie pisania powieści pięćdziesiąt plus) wczuł się w rolę trzynastolatki, nie mam pojęcia, ale zrobił to doskonale. Pamiętam siebie z tego wieku, akurat zaczynałam pisać pamiętnik. Dodaję stanowczo McEwana do pisarzy, których zamierzam czytać, których książek będę szukała w bibliotekach.


Ian McEwan 
"Pokuta" (Atonement) 
rok wydania: 2001 
wydanie polskie: 2002


wtorek, 24 czerwca 2014

pożądane dopełnienie cywilizowanej egzystencji


"- Bardzo bym chciała pojechać do Londynu... - Już mówiąc te słowa, wyobraziła sobie, jak coś ciągnie ją z powrotem, jak nie potrafi się spakować i zdążyć na pociąg. Może w ogóle nie chciała wyjeżdżać, ale powtórzyła z trochę większym naciskiem. - Bardzo bym chciała" (str. 123)

"Może nie była wcale taka słaba, jak zawsze uważała; w końcu trzeba się oceniać, porównując z innymi ludźmi; tak naprawdę nie ma innej miary. Co jakiś czas, absolutnie mimowolnie, ktoś uczy nas czegoś o nas samych" (str. 131)

"Chociaż otrzymał dyplom z wysoką lokatą, studiowanie literatury angielskiej wydawało mu się w retrospekcji absorbującą salonową grą, a czytanie książek i wyrobienie sobie opinii na ich temat co najwyżej pożądanym dopełnieniem cywilizowanej egzystencji. Nie stanowiło to jednak sedna rzeczy, bez względu na to, co twierdził doktor Leavis w swoich wykładach. Nie było kapłaństwem, najistotniejszym zajęciem poszukującego prawdy umysłu ani też pierwszym i ostatnim ratunkiem przed hordami barbarzyńców, w każdym razie nie w większym stopniu aniżeli studiowanie malarstwa, muzyki, historii albo nauk ścisłych" (str. 103)


Ian McEwan - "Pokuta" (Atonement)
Albatros 2002, przełożył Andrzej Szulc


wtorek, 10 czerwca 2014

"Journey's End", 1988


Teatr sfilmowany, to lubię. Sztuka R.C. Sherriffa z 1928 roku przeniesiona na telewizyjny ekran, niby film, a jednak niemal czysty teatr. Zaledwie kilka scen wychodzi poza ziemiankę umiejscowioną w okopach. A pod prowizorycznym dachem kilku mężczyzn spędza cztery pełne napięć dni, jak to na wojnie, jak to w okopach. Trwa I wojna światowa, Francja. Kapitan Stanhope (Jeremy Northam), porucznik Osborne (Edward Petherbridge), porucznik Raleigh (Mark Payton), podporucznik Hibbert (Gary Cady), podporucznik Trotter (Timothy Spall), nawet Mason (Dorian Healy), każdy z nich gra swoją rolę rewelacyjnie, oczu nie można oderwać.

Osborne jest spokojny, zrównoważony, opanowany, budzi zaufanie. Nazywany jest Wujkiem. Dowódca Stanhope wojenny stres neutralizuje sporymi ilościami whisky. Nowy Raleigh jest jego znajomym ze szkoły, na dodatek bratem jego sympatii. Raleigh próbuje odnosić się do Stanhope'a poufale, zwraca się do niego po imieniu, jak za dawnych cywilnych czasów. Stanhope trzyma jednak chłopaka na dystans bojąc się, że w liście do siostry opisze go w niekorzystnym świetle, ujawni jego słabość do alkoholu. Trotter ukochał sobie dobre jedzenie, ale usługujący Mason z próżnego nie naleje, poza tym ma zdrowy dystans do kulinarnych wymagań żołnierzy. Hibbert ma problemy z oczami, ale Stanhope uważa, że symuluje. Kapitan sam trwa na posterunku, choć mógłby wyjechać na przysługujący mu urlop. Stanhope czyta list Raleigha do siostry, a właściwie, pełen obrzydzenia do siebie, prosi o przeczytanie Osborne'a. Okazuje się, że w piśmie ani jednego złego słowa o kapitanie, wręcz odwrotnie, góra komplementów. Stanhope jeszcze bardziej ma do siebie pretensję za tak niskie pobudki.

Osborne czyta Alicję w krainie czarów -

'How doth the little crocodile
Improve his shining tail,
And pour the waters of the Nile
On every golden scale!


'How cheerfully he seems to grin,
How neatly spread his claws,
And welcomes little fishes in
With gently smiling jaws!'

Trzeba dostać się do niemieckich okopów, idą Osborne i Raleigh. Osborne nie wraca, ginie na oczach towarzysza. Raleigh jeszcze nieoswojony ze śmiercią, bardzo przeżywa odejście Wujka. Drobne wymiany zdań, w kontekście czasu i miejsca, nabierają siły pocisków. Stanhope jest całkowicie rozstrojony nerwowo i mocno przewrażliwiony. Raleigh zostaje ciężko ranny. Wybuch wysadza pustą ziemiankę.

Wojna, fajnie wygląda w grze komputerowej, na filmie, chłopaki biegają, strzelają, odnosi się zwycięstwa, planuje strategie, zdobywa cele. Zostawia po sobie zgliszcza i ruinę, fizyczną, psychiczną, rozległą w przestrzeni i czasie. Więc czemu ciągle tak wielu ludzi dąży za wszelką cenę do kolejnej? Właśnie stanęła mi przed oczami Milla Jovovich w scenie z filmu Piąty element, kiedy Leeloo poznaje historię ludzi według alfabetu, dochodzi do W, do hasła WAR (wojna). Czy trzeba być kosmitą, by pojąć z pełnym i całkowitym zrozumieniem?



"Koniec podróży"
(Journey's End)

Wielka Brytania 1988 (TV)
Reżyseria: Michael Simpson
Scenariusz: R.C. Sherriff


sobota, 7 czerwca 2014

pobiegła na przełaj przez pole za Białym Królikiem



"Alicja rozmyślała właśnie - a raczej starała się rozmyślać, ponieważ upał czynił ją bardzo senną i niemrawą - czy warto męczyć się przy zrywaniu stokrotek po to, aby uwić z nich wianek. Nagle tuż obok niej przebiegł Biały Królik o różowych ślepkach. Właściwie nie było w tym nic nadzwyczajnego. Alicja nie zdziwiła się nawet zbytnio słysząc, jak Królik szeptał do siebie: „O rety, o rety, na pewno się spóźnię”. Dopiero kiedy Królik wyjął z kieszonki od kamizelki zegarek, spojrzał nań i puścił się pędem w dalszą drogę, Alicja zerwała się na równe nogi. Przyszło jej bowiem na myśl, że nigdy przedtem nie widziała królika w kamizelce ani królika z zegarkiem. Płonąc z ciekawości pobiegła na przełaj przez pole za Białym Królikiem i zdążyła jeszcze spostrzec, że znikł w sporej norze pod żywopłotem. Wczołgała się więc za nim do króliczej nory nie myśląc o tym, jak się później stamtąd wydostanie".

Lewis Carroll - "Alicja w krainie czarów" (Alice's Adventures in Wonderland)
Nasza Księgarnia 1990, przełożył Antoni Marianowicz, str. 8-9

czwartek, 5 czerwca 2014

"Zabić króla", 2003



Fragment zawiłej historii Anglii, Cromwell, kęsim kęsim. Musiałam wspomóc się informacjami z sieci, by, mniej więcej, umiejscowić jakoś filmowe wydarzenia.

Jest rok 1645. Król Karol I Stuart usiłuje utrzymać się na tronie. Przeciwko niemu i rojalistom występuje Armia i Parlament. Przy okazji dowiedziałam się, skąd wzięła się nazwa zespołu New Model Army. Oliver Cromwell przyjaźni się z Thomasem Fairfaxem, obaj są dowódcami, teoretycznie po tej samej stronie, jednak różnica temperamentów, charakterów i poglądów powoduje starcia pomiędzy nimi. Król pod strażą. Parlament nie chce być posłuszny Cromwellowi, więc ten przemocą zmusza jego członków do uległości. Zbiera się sąd i pod naciskiem Cromwella podejmuje decyzję o ścięciu Karola. Fairfax nie bierze udziału w posiedzeniu. Król Karol I zostaje ścięty, a jego ostatnim słowem było "Remember". To jedyny taki przypadek w historii Wielkiej Brytanii. To w dużym skrócie i uproszczeniu, ale podobnie jest w filmie. Akcja skupia się na wzajemnym stosunku Cromwella i Fairfaxa, który z kolei bardzo silnie związany jest ze swoją młodą żoną Lady Anną. Cromwell jest okrutny i bezwzględny, używa przemocy na każdym kroku, Thomas i Anna są ludźmi łagodnymi, szanującymi ludzkie życie. Pojawia się między nimi coraz silniejszy rozdźwięk grożący konfliktem. Jednak przyjaciele cały czas stoją ramię w ramię, jeden u boku drugiego. Do czasu egzekucji dokonanej na Karolu I, kiedy władzę obejmuje niezbyt wielbiony Cromwell. Fairfax przygotowuje zamach na Cromwella, jednak w ostatniej chwili ratuje mu życie, przyjaźń okazuje się silniejsza.

Pojęcia nie mam ile w filmie ubarwień i odkształceń od faktów, ale ogląda się świetnie. W tle siedemnastowieczna architektura. Zarówno rozgrywki wojskowo-polityczne, jak i dylematy ludzkie pokazane zajmująco. Świetni aktorzy: Tim Roth, Dougray Scott, Olivia Williams, Rupert Everett. Doczytałam się, że ta córeczka Fairfaxów urodziła się o wiele wcześniej, ale dramaturgia filmowa zyskała. Nie rozumiem tylko kompletnie, czemu najniższego w historii Wielkiej Brytanii króla (5 foot 4 inches) zagrał aktor mający 193 cm wzrostu, czyli około 30 cm więcej niż powinien.


"Zabić króla"
(To Kill a King)
Niemcy, Wielka Brytania 2003
Reżyseria: Mike Barker
Scenariusz: Jenny Mayhew
 

poniedziałek, 2 czerwca 2014

William Golding - Trylogia Morska



Absolutnie zachwyciłam się Goldingiem. Przyznaję, najpierw obejrzałam serial. Kiedy zabrałam się za pierwowzór, poprosiłam świat, by wyhamował, żebym mogła spokojnie doczytać trzeci tom. Byłam w kłopocie, bo skończyć szybko chciałam i jeszcze czytać, czyli mieć ciastko i zjeść ciastko. Inne książki podniosły bunt i uległam, i skończyłam, i Golding w całości wrócił do biblioteki... A ja mam ochotę stanąć na ulicy i rozdawać ulotki, żeby każdy się dowiedział, że jest taka trylogia fajna do przeczytania i by nie omieszkał.

Początek XIX wieku, Edmund Talbot wyrusza w blisko roczną podróż statkiem z Anglii do Australii. Komórka kajutowa jest okropna, sufit za nisko, wszędzie mokro, wilgotno, za bardzo kołysze, aż nie sposób wydostać się z koi i nie ma jak pisać dziennika podróży. Edmund jest młody, pewny siebie, w Australii ma objąć dobrą posadę, za poparciem "ojca chrzestnego" noszącego tytuł lorda. Pewny siebie nie czyta regulaminu, bez zaproszenia ładuje się na mostek kapitański, a tym samym w pierwsze kłopoty. Ze wszystkim są problemy, nic nie odbywa się w znajomy i oczekiwany sposób, ale inteligentny młodzieniec szybko dostosowuje się do okoliczności. Zawiera znajomości, przyjaźnie, obserwuje pracę załogi, notuje, choruje. Życie na dokonującym żywota statku okazuje się naszpikowane dramatycznymi wydarzeniami, ludzie zmieniają się w przyspieszonym tempie, zaskakują uczynkami siebie i innych. Nie każdy ma taką łatwość dostosowywania się jak Edmund. Na zamkniętej przestrzeni tworzy się społeczność osób przypadkowych, marynarzy, wojskowych, pasażerów, migrantów, obsługi. Są ludzie uprzywilejowani, dobrze urodzeni, po awansie społecznym, urzędnicy. Chorują, umierają, zdarzają się wypadki, są "romanse", ślub, pogrzeb, rytuały. Najdziwniejsze jest wyczarowane przez Goldinga "miasteczko" śródoceaniczne powstałe z czasowego połączenia dwóch okrętów, z orkiestrą, balem, strojami... Jest oczywiście przekroczenie równika, są sztormy i spotkanie z górą lodową. Edmund niepostrzeżenie z chłopca staje się powoli mężczyzną, przeżywa "przygodę", zakochuje się, zmienia zapatrywania, opinie, oceny. Weryfikacja następuje po dopłynięciu do celu, zmiany w większości okazują się przejściowe, ale zostawiają trwały ślad. Edmund należy do osób, które silnie przywiązują się do miejsc i do ludzi, z trudem przychodzi mu pożegnanie się z rozpadającą, cuchnącą łajbą, na której tyle doświadczył.

William Golding ujął akcję powieści w formę pisanego równolegle do wydarzeń dziennika-listu, a także wspomnień notowanych już po dotarciu do celu podróży. Słowa płyną z młodzieńczą werwą, ale też w lekkim młodzieńczym chaosie. Edmund jest młodzieńcem starannie wykształconym, oczytanym, bystrym, inteligentnym i dowcipnym, "jego" słowa czyta się lekko jak powieść przygodową, ale żaden z tomów trylogii Goldinga lekturą lekką nie jest.

Odkrycie znanego przecież autora, na nowo, dla siebie - fantastyczna sprawa, czego i Wam życzę.


William Golding
Trylogia Morska
"To the Ends of the Earth"

- Rytuały morza (Rites of Passage), wyd. 1980, wyd. polskie 1994
- Twarzą w twarz (Close Quarters), wyd. 1987, wyd. polskie 1995
-
Piekło pod pokładem (Fire Down Below), wyd. 1989, wyd. polskie 1995


wtorek, 20 maja 2014

Ford Madox Ford - "Saga o dżentelmenie"



Narastająca z każdą minutą oglądania sympatia do miniserialu
"Parade's End" (Koniec defilady) skłoniła mnie do natychmiastowego przeczytania pierwszej części literackiego pierwowzoru Forda Madoxa Forda. Instynkt nie zawiódł, książka jak dla mnie napisana. Od dialogów, zwłaszcza od kwestii wygłaszanych przez Christophera Tietjensa, nie mogłam się oderwać. Chciałam skserować każdą ciekawą stronę, ale szybko uświadomiłam sobie bezsens tego zamiaru. Boli mnie fakt nieprzetłumaczenia pozostałych trzech tomów tetralogii, obawiam się, że mój średnio zaawansowany angielski nie wystarczy do ogarnięcia całego bogactwa powieści.


Żona Krzysztofa Tietjensa, Sylwia, wyjeżdża z kochankiem. Dżentelmen, zamiast się rozwieść, kryje żonę opowiadając, że wyjechała opiekować się chorą matką. Po mieście zaczynają krążyć plotki, że Tietjens zdradza żonę i że żyje ponad stan. Krzysztof jest człowiekiem tyleż mądrym, co porządnym, a jego jedynym przewinieniem jest brak pędu do robienia kariery. Poznaje młodziutką sufrażystkę Walentynę Wannop, córkę zmarłego przyjaciela ojca. Od pierwszego niemal spotkania są sobą zaintrygowani, ale na odległość, kontaktują się sporadycznie. Generał lord Campion, najstarszy przyjaciel ojca Krzysztofa, przypisuje mu romans z panną Wannop, co podejrzewanego początkowo tylko śmieszy. Niewinny, nie ma ochoty na tłumaczenie się, co wzięte zostaje za przyznanie się do przypisywanych niecnych czynów. Krzysztof podejmuje drobne działania dla ochrony demonstrujących kobiet, kryje także przyjaciela i stara się go wyplątywać i odciągać od wikłania się w romanse, pożycza mu też duże kwoty pieniężne i pomaga w awansach. Sam, kompletnie nieświadomy, pogrąża siebie, gdyż zupełnie nie dba o pozory, posądzony jest o rozrzutność, niemoralność a nawet zdradę. Plotki i pomówienia, krążąc, nabierają impetu, przypisują mu nieślubne dziecko, dwie kochanki, debet w banku. Ojciec Krzysztofa, wierząc w nie bezkrytycznie, popełnia samobójstwo. W międzyczasie wybucha Great War, Krzysztof idzie na front, ranny traci czasowo pamięć, wraca do domu. Sylwia jest piękna, ideał kobiety, raczej zakochana w mężu, w jakimś sensie nawet mu oddana, ale małżonkowie prowadzą osobne życie. On nie może zapomnieć o Walentynie. Historia urywa się, kiedy Krzysztof po raz drugi wyrusza na wojnę, ciąg dalszy w trzech nieprzetłumaczonych tomach.

Trochę trudno było przedrzeć się przez czasowe przeskoki, wewnętrzne monologi, ale przypomniał mi się Joyce, pojawiła się też dedukcja (!) i już czytanie śmigało. Ford Madox Ford pokazuje ciekawe mechanizmy zarządzania wojną, zasobami ludzkimi, manipulowania statystykami. Doskonale pokazuje stan dysfunkcji uszkodzonego mózgu geniusza. Pokazuje funkcjonowanie machiny pomówień. A czytelnika trzęsie, kiedy w powieści kolejna osoba zawierza obmowie, wysnuwa niewłaściwe wnioski. 

Krzysztof pozostaje nieświadomy lub obojętny, nie walczy, nie lawiruje, nie dokonuje autoprezentacji. Przestaje go interesować dotychczasowe otoczenie, świat, w którym nie liczą się wartości rzeczywiste, a jedynie stwarzane pozory. W którym manipulowanie informacją albo człowieka winduje, zapewnia karierę, albo go niszczy.

Porównanie z serialem wywyższa książkę, oczywiście. Opis Tietjensa pobudza wyobraźnię i kreuje postać znacznie odbiegającą od filmowego wizerunku. Na szczęście potrafiłam się całkowicie odciąć od filmowej, całkiem nietrafionej, Walentyny. Tak jakby przyszła na casting do roli współczesnej nastolatki i została pomyłkowo wybrana do innej, cofniętej o sto lat. Książkowa Walentyna budzi wielką sympatię i rozumiemy, czemu dochodzi do wzajemnej fascynacji. Filmowe dialogi zostały skrócone i odarte z błyskotliwości.

Ulubione książkowe teksty:
- Uleczyłem nogę kanarka żony policjanta.
- Wyglądał jak papużka, ale się nie obraził.
- Tietjens spojrzał na nią pilnie, z zainteresowaniem zmartwionej sroki.
- Sylwia rozdęła nozdrza.
- Miasto przepastne (o Londynie).
- Pociąg biegł gładko niczym brytyjskie papiery wartościowe gwarantowane przez rząd.
I wiele innych.

Koleżanka wkurzona tłumaczeniem, a ja cieszę się, że w ogóle jakieś jest. Denerwujące spolszczenie imion. Ale i tak dziękuję i proszę o ciąg dalszy. Pilne.


Ford Madox Ford 
"Saga o dżentelmenie" 
(Some Do Not...) 
rok wydania: 1924 
wydanie polskie: 1997, przekład: E. Kay

wtorek, 13 maja 2014

"Homo Faber" (reż. Volker Schlöndorff)



Film według powieści Maxa Frischa o tym samym tytule. Lata temu miałam szczęście trafić na różnych przeglądach filmowych na dzieła Schlöndorffa, do teraz jest jednym z moich filmowych mistrzów. Przypomniałam sobie Homo Faber po latach z sentymentem. Oczywiście nie pamiętałam zakończenia, więc napięcie rosło, od katastrofy lotniczej począwszy. Sam Shepard, zabójczo przystojny, wysoki, czarujący głosem (na mój użytek tego typu głosy określam "jak z filmów Kubricka"), poznaje Sabeth (Julie Delpy), delikatną, uroczą, śliczną dziewczynę, do tego mądrą i wykształconą. I bardzo niezależną. Podczas rejsu statkiem do Paryża zaczynają coraz częściej ze sobą spędzać czas. Odnajdują się w Paryżu i postanawiają wyruszyć w podróż po Europie. Z niespodziewanym finałem w Grecji. Klasyka, jeśli ktoś ma do nadrobienia, to czas najwyższy.

"Homo Faber"
Francja, Grecja, Niemcy, Wielka Brytania 1991
Reżyseria: Volker Schlöndorff
Scenariusz: Rudy Wurlitzer, Volker Schlöndorff

czwartek, 1 maja 2014

"Parade's End" (Koniec defilady), miniserial 2012



Scenariusz "Parade's End" (Koniec defilady) powstał na podstawie tetralogii Forda Madoxa Forda o tym samym tytule.

W jej skład wchodzą powieści:
Some Do Not ... (1924)
No More Parades (1925)
A Man Could Stand Up — (1926)
Last Post (1928)
Przetłumaczona na polski została tylko pierwsza część, pod tytułem Saga o dżentelmenie.

Odcinek 1 - Początek XX wieku. Christopher Tietjens (Benedict Cumberbatch), "najtęższa z londyńskich głów" pozwala złowić się na męża ślicznej Sylvii (Rebecca Hall) już po dwóch miesiącach od zawarcia znajomości (pikantna scena w przedziale kolejowym). Rodzi się synek Michael, nie ma jednak pewności, kto jest jego ojcem. Christopher przywiązuje się do dziecka. Sylvia wyjeżdża z kochankiem, ale, znudzona, szybko wraca. Christopher, wzór męskich cnót, ideał gentlemana, troskliwy i opiekuńczy w stosunku do kobiet, słabszych, potrzebujących, dzieci, nawet zwierząt, przyjmuje żonę. Ta mówi o nim "kloc".

Christopher poznaje Valentine Wannop (Adelaide Clemens), sufrażystkę. Wyraźnie iskrzy z obu stron. Akcja płynie spokojnie, ale pod powierzchnią pozornej nudy się dzieje, kłębią się i kipią gwałtowne uczucia, emocje, czasem tylko ledwo ujawnione gestem czy mimiką. Dobra stara angielska szkoła. Rewelacyjna scena przy stole z udziałem szalonego pastora Duchemina (Rufus Sewell).

Odcinek 2 - Umiera matka Christophera. Sylvia postanawia być przykładną żoną i udaje się do klasztoru, by ćwiczyć charakter. Pracujący w Imperial Department of Statistics Christopher porzuca posadę ("gardzę tym czego się tu ode mnie wymaga, urząd zmienia statystykę w sofistykę, rezygnuję"). Pojawia się wzmianka o (kultowej już trochę, moim zdaniem) herbatce Lapsang Souchong. Doskonała scena z pastorem Ducheminem - rozmowa duchownych o damskiej bieliźnie. Christopher postanawia wstąpić do armii. Tekst odcinka: "Mężczyźni grożą, jakby wojny rozgrywały się na mapach". 

Odcinek 3 - I wojna światowa, Christopher zostaje ranny na froncie we Francji i z silnym wstrząsem mózgu wraca do domu. Wielebny Duchemin po dłuższym pobycie w szpitalu psychiatrycznym "wyleczony" wraca do domu i natychmiast popełnia samobójstwo. Po Londynie krążą ploteczki, plotki i ploty, oblepiają brudem także Bogu ducha winnego Christophera. Jego ojciec, po wysłuchaniu "nowinek", nie podejmując próby ich weryfikacji, od razu strzela do siebie. Tietjens, za namową żony, postanawia zostać wreszcie kochankiem Valentine. Nie zdąża, ponownie wyjeżdża na front. Snuje się cieniutki wątek "katolicyzm kontra anglikanizm", oczywiście.

Odcinek 4 - Mark Tietjens (Rupert Everett) czyni starania, by jego brata Christophera trzymano jak najdalej od linii frontu. Sylvia upiera się, by odwiedzić męża. I zaczyna się akcja, która przebija chyba nawet słynny Catch 22. Uparta i przebojowa Sylvia zjawia się we Francji u dowódcy męża, tuż obok trwa nalot bombowy, w obozie nie ma gaśnic (!), przyjeżdża matka jednego z kanadyjskich żołnierzy prosić o możliwość pożegnania syna przed wysłaniem go na pole bitwy, Tietjens usiłuje uspokoić genialnego ale roztrzęsionego McKechniego (Patrick Kennedy), w czasie nalotu ginie jeden z młodych Kanadyjczyków, u Christophera stawia się profesor nauk o koniach, w podeszłym wieku, na wojnie od dwóch tygodni, z przydziałem do opieki nad zwierzętami. I w takim to momencie Tietjens zaczyna pisać sonet. Spotyka się w końcu z Sylvią. Christopher wchodzi w konflikt z generałem O'Harą. Wraca problem gaśnic. Generałowie wydają znoszące się wzajemnie rozkazy. Christopher przeprowadza inspekcję blisko trzech tysięcy szczoteczek do zębów, nieużywanych przez żołnierzy, by były czyste na wypadek inspekcji. A wszystko przeplatane niemal surrealistycznymi scenami przemarszu orkiestry wojskowej przez obóz. Tekst odcinka: "Nikt z wysłanych do Bazy Piechoty tutaj nie pasuje. I dlatego właśnie tu jesteśmy". Ten odcinek jest zdecydowanie najlepszy.

Odcinek 5 - Tietjens, McKechnie i kochanek Sylvii, Perowne, zostają wysłani jednym transportem na front. Tietjens przejmuje dowództwo w okopach. Lekko ranny, zostaje odesłany na stałe do domu. W posiadłości rodowej Tietjensów, Groby, z dyspozycji Sylvi zostaje ścięty wiekowy cedr, drzewo-symbol. Poruszony Christopher spotyka się z Valentine. W pewnym sensie oboje czyści, nieskalani, podążający przez życie niepopularnymi ścieżkami, oboje wierni swoim wartościom, ideałom, odkąd wiedzą o swoim istnieniu są skazani na bycie razem. Tietjens urządza przyjęcie dla nowych przyjaciół, kolegów z frontu.

Serial ciekawy, o wojnie, przeciwko wojnie, o polityce, o intrygach, plotkach, stosunkach damsko-męskich, o trudzie bycia sobą, o miłości. 

Słyszałam różne opinie o "Końcu defilady", między innymi, że nudny. A dla mnie po prostu na wskroś brytyjski ;) Benedict Cumberbatch doskonały! Znowu gra mądralę i znowu z powodzeniem.

Wielkie brawa także, choć za udział niemal symboliczny, dla Rufusa Sewella :) Dobra Miranda Richardson w roli pani Wannop.





"Koniec defilady"
(Parade's End)
miniserial TV
5 odcinków
Wielka Brytania 2012

Reżyseria: Susanna White
Scenariusz: Tom Stoppard

środa, 23 kwietnia 2014

Sylvain Tesson - "W syberyjskich lasach"



Sylvain Tesson znudzony Paryżem, zmęczony mówieniem, tłumem, hałasem, spotykaniem znajomych, postanowił zaszyć się na pół roku w drewnianej chatce nad jeziorem Bajkał. Rozpoczął w lutym 2010 roku, na termometrze było ponad trzydzieści stopni na minusie. Wokół las, góry, zamarznięte jezioro i żywej ludzkiej duszy nie uświadczysz, teoretycznie. Nie udało się, w trzecim miesiącu musiał "wyskoczyć" do cywilizacji na dziewięć dni, po przedłużenie wizy. Więc samoloty, sklepy, miasta gęsto zaludnione wdarły się przemocą w zaplanowaną długoterminową samotnię. Zresztą, co to za samotnia, co kilka dni kilkugodzinna wyprawa do sąsiadów, niespodziewane odwiedziny rybaków, sąsiadów, turystów. Co prawda dróg nie ma, ale zamarznięte jezioro też dobrą nawierzchnią komunikacyjną dla samochodów, rowerów, skuterów oraz ruchu pieszego (najlepiej w rakach) a nawet na łyżwach. Trzeba tylko uważać na lodowe spiętrzenia, pęknięcia i szczeliny. I nie dać się zwiać wichurze na drugi brzeg jeziora odległego o jedyne osiemdziesiąt kilometrów. Tessonowi przez część pobytu w głuszy towarzyszą dwa pieski.

Jak na niespokojną duszę wykazał się zadziwiającym znieruchomieniem. Wcześniej przeszedł na piechotę Himalaje, przebył spory kawałek Azji, wdrapywał się nawet na katedry. Siedząc w chacie łowił ryby, zbierał niedźwiedzi czosnek i dziką cebulę, rąbał drewno i przerębel w lodzie (codziennie, do roztopów, by dostać się do wody). Jednak co jakiś czas łapał sprzęt i wdrapywał się na pobliskie ośnieżone szczyty, tudzież nader często wspomagał się obficie nagromadzonym napitkiem procentowym. Równie często jak po alkohol lub nawet częściej, sięgał po książki, których zabrał około siedemdziesięciu. Zamieścił nawet dokładny spis leśnych lektur. Tesson często i hojnie cytuje czytanych autorów, łączy przemyślenia, uzupełnia o własne - powstaje bardzo interesująca mozaika.

Na kilka porad i przestróg także się załapałam, wzięłam sobie na przykład do serca, że mówienie wpływa odwrotnie proporcjonalnie na długość życia. Nie wiem tylko czy pisanie zalicza się do mówienia, a jeśli tak czy szkodzi tak samo, czy może trochę mniej niż mówienie słowne ustami ;)

Akcent polski. Kiedy spadł nasz rządowy Tupolew, Tesson akurat gościł w chacie sąsiada posiadającego radio, cała noc słuchali kolejnych komunikatów o katastrofie.

Zazdroszcząc autorowi czysto teoretycznie - niepijąca i wiecznie marznąca wegetarianka w chacie nad Bajkałem nie miałaby lekko - jednak tęsknię do opisanego w książce miejsca, do gór, wody, tajgi, tego ogromu drzew, do śniegu, oddechu, pustki, bezludzia, antycywilizacji.

Książka zrobiła na mnie większe wrażenie, niż to wynika z notki, ale odczekałam kilka dni, aż mi się emocje poukładały. Właśnie tak. 

Sylvain Tesson
W syberyjskich lasach
(Dans les forêts de Sibérie) 
rok wydania: 2011
wydanie polskie: 2013

wtorek, 8 kwietnia 2014

"Little Favour"




Kilkunastominutowa krótkometrażówka. Przyjaciel prosi przyjaciela o przysługę. Byli wspólnie na wojnie i jeden uratował  drugiemu życie. Skondensowana rólka Benedicta, weterana wojennego zmagającego się z zespołem stresu pourazowego. Ale gwiazdą jest tu dziewczynka, Paris Winter Monroe jako Lilah. Film wstrząsający. Polecam stanowczo i zdecydowanie.

"Little Favour"
Wielka Brytania 2013
Reżyseria: Patrick Viktor Monroe
Scenariusz: Patrick Viktor Monroe


poniedziałek, 31 marca 2014

"Frankenstein" z Londynu



Przeczytałam "Frankensteina", obejrzałam trzy filmy o prawdopodobnych okolicznościach jego powstania "Gothic", "Remando al viento" i "Haunted summer". Do tego przyśnił mi się Benek, co uznałam za wezwanie do obejrzenia spektaklu zarejestrowanego na deskach Royal National Theatre. Uległam :)

Gwiazdy.
Jonny Lee Miller, właściwe imię Jonathan, nazwisko Lee po matce, nazwisko Miller po ojcu. Były mąż Angeliny Jolie. Pamiętam go z Hakerów i Trainspotting (ten blondynek).
Benedict Cumberbatch, no comments.
Danny Boyle, reżyser między innymi Płytkiego grobu, Trainspotting.

Obaj odtwórcy głównych ról grają także Sherlocka Holmesa. Czy to był klucz wyboru właśnie ich do obsady sztuki? Jonny Lee Miller to Sherlock z "Elementary", Benedict to Sherlock z "Sherlocka". W co drugim spektaklu aktorzy zamieniali się rolami grając raz Frankensteina, a raz Monstrum.

Scenariusz spektaklu napisał Nick Dear. Z założenia miał bazować na książkowym oryginale. Akcja scenicznego "Frankensteina" zaczyna się w momencie stworzenia: za woalu wyłania się człekopodobna naga dorosła Istota, oszpecona i odpychająca. Benedykt jako Wiktor zwiewa na jej widok, przerażony, zostawiając pole do popisu dla Lee Millera. A ten odgrywa rolę Monstrum po mistrzowsku. Zwłaszcza pierwsze "dziecięce" doświadczenia i radości, kontakt z roślinnością, deszczem, pierwszy śpiew ptaków (zachwycający moment, śpiew chóru, ptasi świergot i radosna muzyka). Do Potwora z czasem dociera okrutna prawda, że został porzucony, odepchnięty, samotny na zawsze. Podglądając życie pewnej kochającej się rodziny uczy się, na czym polegają stosunki międzyludzkie, pojmuje mowę, poznaje litery i czyta "Raj utracony" Miltona. Pragnie bliskości. Wchodzi w sympatyczną relację z niewidomym staruszkiem z chaty, a kiedy próbuje rozszerzyć znajomość na osoby widzące, zostaje odrzucony. W akcie zemsty (revenge) podpala chatę. W oryginale jest ona pusta, w spektaklu jej mieszkańcy giną w pożarze. Nick Dear dodał kilka momentów komediowych, których w pierwowzorze ani na jotę. Jednym z nich jest odpowiedź Potwora na pytanie Wiktora: - Czytałeś "Raj utracony"?! - Podobał mi się!

W spektaklu londyńskim to Potwór był bardziej ludzki i mniej potworny niż jego stwórca. Wiktor Frankenstein był w stosunku do swojego dzieła zimny i zdystansowany, momentami okrutny, co Benedict odegrał znakomicie (It Speaks!). Monstrum ma wytłumaczenie swojego postępowania. Samotność. I wielką, można by powiedzieć MONSTRUALNĄ, niepowstrzymaną potrzebę miłości i bliskości.

Potwór nie ma nikogo, niczego. Widzi nagle zwykłą rodzinę posiadającą dach nad głową, kominek, ogień, ciepłą strawę, ogród warzywny, wreszcie miłość wzajemną, uśmiechy, życzliwe słowa, muzykę i śpiew. Widzi, że rodzina jest razem, blisko, w kontakcie także dosłownie bezpośrednim. Taka zwykłość, taka normalność - ale nie dla Kreatury. Na dodatek oni tacy piękni, a on w najwyższym stopniu odrażający.

Sztuka przejmująca, Monstrum - wzruszające, całość zachwycająca. Wspaniała oprawa spektaklu, scenografia, efekty, oświetlenie, obrotowa scena. Chcę więcej takich akcji, z nagrywaniem TAM live i odtwarzaniem u nas w kinach. Bo na wypady do teatru do Londynu, póki co, nie mam co liczyć. Oj, zawyżyli chłopaki, zawyżyli, i co ja teraz, biedna, pocznę ;)

Zniknęłam. Żeby wrócić musiałam posłuchać Modern Talking. Grawitacja zadziałała, na szczęście.
"Atlantis is calling, S.O.S. for love"

FRAGMENTY 1
FRAGMENTY 1.
FRAGMENTY 2

Mary Shelley - "Frankenstein"



"W jak dziwny sposób jest ulepiona nasza dusza i jak słabymi nićmi
powiązane jest nasze życie z pomyślnością czy ruiną!"


Mój "Frankenstein" przeleżał wiele lat, ciągle pod ręką, z nieustającym zamiarem przeczytania, wkrótce. Natenczas chwila nadeszła.

Mary Wollstonecraft Godwin miała niespełna dziewiętnaście lat, kiedy zaczęła pisać swoje najbardziej znane dzieło i niecałe dwadzieścia, kiedy skończyła. Pierwotnym impulsem mogła być utrata pierwszego, przedwcześnie urodzonego dziecka, którą to stratę bardzo ciężko przeżyła. W czerwcu 1816 roku, kiedy nie było lata, Mary wraz z przyszłym mężem Percym Shelleyem spotkała się w Szwajcarii nad Jeziorem Genewskim z Lordem Byronem. Tam zrodził się w jej umyśle Potwór.

TREŚĆ. Książka zaczyna się listami podróżującego statkiem na biegun północny Roberta Waltona. W adresowanej do siostry korespondencji opisuje natknięcie się na zamarzniętym lodowym oceanie na wyczerpanego pieszego wędrowca Wiktora Frankensteina. Kolejne rozdziały książki to historia odratowanego, spisywana przez pilnie słuchającego Waltona. Wiktor Frankenstein opisuje swoje wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo, kochającą rodzinę, najlepszego przyjaciela. Sielskie życie kończy się, gdy Wiktor wyjeżdża z rodzinnej Genewy na studia przyrodnicze do Ingolstadt. Badania naukowe idą mu tak dobrze, że wpada na pomysł tchnięcia życia w materię nieożywioną. Postanawia stworzyć Istotę. Konstruuje olbrzymie człekokształtne ciało. Następuje niezbyt przyjemny, na szczęście krótki fragment powieści opisujący pozyskiwania "materiałów". Moment tchnięcia iskry życia nie został opisany. W momencie dokonania dzieła, cała naukowa pasja opuszcza Frankensteina, uświadamia sobie, na jak straszny i nieodwracalny czyn się porwał. Ale jest już za późno, Monstrum żyje. Stworzyciel nie stanął na wysokości zadania, dał nogę, początkowo dosłownie, a w kilka godzin później uciekł w wielomiesięczną chorobę nerwową, pozostawiając swoje dzieło na pastwę losu. Wiedziony, jak to sam określa, nieuniknionym przeznaczeniem, Wiktor po wielu latach nieobecności powraca w rodzinne strony, gdzie w końcu dochodzi do rozmowy w cztery oczy pomiędzy Stworem i jego Stwórcą. Teraz z kolei Potwór opowiada Wiktorowi swoje dzieje od momentu porzucenia. Po początkowej dezorientacji wędrował po świecie, uczył się postrzegać, rozumieć, w końcu mówić i czytać. Odrzucony przez wszelkie społeczności i jednostki ludzkie dojmująco odczuwał samotność i brak jakiejkolwiek bliskości. Czyta "Raj utracony" Miltona. Szarpią nim sprzeczne skrajne emocje. Nie wie, że to fikcja literacka, przyjmuje dzieło Miltona jako fakty. Zauważa analogię między sobą a Adamem i czuje ogromny żal do Frankensteina za opuszczenie i brak opieki. Opisuje, jak narodziło się w nim pragnienie zemsty i jak je wprowadził w czyn odbierając Wiktorowi jego bliskich. Prosi Frankensteina o "stworzenie" towarzyszki, z którą mógłby dzielić swoje życie. Ten, zaszokowany prośbą, ogarnięty zgrozą, miota się z podjęciem decyzji, w końcu wyraża zgodę. Jeszcze raz, tym razem bez pasji i zaangażowania, wbrew całemu sobie, "montuje" kobietę. Zjawia się Potwór, by odebrać obiecaną mu towarzyszkę. Wiktor uświadamia sobie, że nie może powtórzyć największego błędu swojego życia i na oczach Monstrum niszczy stworzoną Kobietę-Potwora. W odwecie Stwór kontynuuje mściwe odbieranie Wiktorowi członków jego ukochanej rodziny i najbliższych. W noc poślubną Frankensteina zjawia się w jego sypialni. Zdruzgotany stratą niemal wszystkich bliskich mu osób Wiktor poprzysięga, że będzie ścigał swojego prześladowcę aż do skutku. Takim to sposobem, podążając za Stworem, znajduje się aż pod biegunem na dalekiej północy. Finał, opisany ramowo w listach Waltona do siostry, jest po wielokroć ponury.

"Frankenstein" oprócz rozważań naukowych, moralnych, filozoficznych i po trosze religijnych, zawiera przepiękne opisy przyrody, zwłaszcza ujmujący jest kilkudniowy spływ Renem. Najmocniejszym głosem wykrzyczana jest potrzeba bliskości i miłości, największą pretensją - jest bycie samotnym. Wspaniale we "Frankensteinie" zostało opisane piękno świata i radość, jaką powinno ono w każdej istocie wywoływać. Pokazany został mechanizm powstawania i napędzania zemsty. A najbardziej aktualne są pytania o granice eksperymentów. Czy mamy prawo do dokonywania w nauce wszystkiego, co jako ludzkość już potrafimy, i jeśli już, to na jaką skalę. I z jakim skutkiem ostatecznym.

Potwór/Monstrum to istota stworzona przez doktora Wiktora Frankensteina. Frankenstein nie jest imieniem potwora a jedynie nazwiskiem jego twórcy.

Na okładce mojego wydania jest notka, pod którą całkowicie się podpisuję: "Frankenstein doczekał się wielu przeróbek i adaptacji filmowych, których większość zniekształcała lub spłycała pierwowzór. Warto więc sięgnąć do książki Mary Shelley, która mimo upływu lat nadal jest inspirująca, ciekawa i zaskakująco aktualna".

Mary Shelley 
"Frankenstein" 
(Frankenstein: or, The Modern Prometheus) 
rok wydania: 1818