.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krótki metraż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krótki metraż. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 grudnia 2017

NY Portuguese Short Film Festival





Program:

Ładunek (14 min.), reż. Luís Campos
Snycerz bądź Najpiękniejszy Warsztat Świata (10 min.), reż. João Vasco
Instalacja Strachu (14 min.), reż. Ricardo Leite
Ty (11 min.), reż. Hugo Pinto
Była sobie nitka (5 min. film gościnny), reż. Patrícia Figueiredo

Pokój w Lizbonie (15 min.), reż. Francisco Carvalho
Alvanéu (7 min.), reż. André C. Santos
Manuel (7 min.), reż. Bruno Carnide
Niesamowity Zwyczajny Mężczyzna (4 min.), reż. Paulo Portugal
Ribbon Tooth (5 min.), reż. Sara Gouveia
Długi dzień (16 min. film gościnny), reż. Sérgio Graciano

Wstęp – 10 zł

piątek, 17 marca 2017

z dziejów pary



Obejrzałam film ze Zbigniewem Cybulskim z 1963 roku. Ich dzień powszedni. Kilkukrotnie nie wskakuje w nim do pociągu. Piękne kobiety mu partnerują, Aleksandra Śląska, Pola Raksa, Barbara Krafftówna, Barbara Brylska. Wniosek z filmu jakoś taki: jedna zdrada to nie zdrada, a on i ona zawszę będą w jakimś stopniu skonfliktowani.

Wcześniej obejrzałam krótkometrażówkę nominowaną do Oskara w 2013 roku, także o organicznej niemożności porozumienia się jego i jej i o próbie pokonania tego powszechnie obowiązującego prawa ziemskiego. Oba przypadkowo niezamierzenie po kolei się ustawiły do obejrzenia, a są jakby swoją kontynuacją. Poniekąd. Head Over Heels (Po uszy). Bardzo gorąco polecam!



wtorek, 22 marca 2016

w.brrr.i.brr.o.brrr.s.brr.n.brr.a?!.a.a.a.psik!!


Udało mi się. Zarazić. I ja też, a co, pozazdrościłam. Kaszelek. Dopadł. Zaledwie. Reszta spoko, na szczęście. Obejrzę kilka filmów więcej niż zazwyczaj. Opatulona na filmowej leżance patrzę i wchłaniam obraz za obrazem. W przerwach wynurzam się po coś do picia, jedzenia, do kuchni albo sklepu, albo i po fundusze jakoweś, by było za co jeść i pić. Byle do świąt, bo po świętach... Spokojnie, wszystko we właściwym czasie. A filmy ostatnio setkami. Oprócz fabuł krótkie metraże, ale i tak potrafię oglądać z powtórkami sporych fragmentów, czasem wielokrotnie powtarzam jakiś niesamowity urywek. Obudził się z drzemki filmomaniak w xbw. Ale z kolei usnął czytelnik. Gorąca herbata z sokiem jabłkowym, jabłko, kiwi i cytryna, żelazny repertuar. I odwieczne pytanie, iść do apteki czy obędzie się bez? Jutro ulegnę zapewne i podrepcę do farmaceutki najbliższej. A póki co, zanurzam się w OBRAZ. Jaki tym razem? Nie powiem, nie napiszę. Ale inicjały PPP.

Umilająco: obrazki z Wiosennych przygód krasnala Hałabały, filmik z 1959 roku do obejrzenia w Ninatece.



wtorek, 23 lutego 2016

na ciemnej dziwnej szemranej ulicy


Po Instytucie Benjamenta przerzuciło mnie automatycznie na Ulicę Krokodyli. Chyba najlepsza animacja braci Quay, choć reszty nie widziałam, jeszcze. Według Terry'ego Gilliama z Monty Pythona, jedna z dziesięciu najlepszych na świecie. Na podstawie opowiadania Brunona Schulza o tym samym tytule. Opowiadanie przeczytałam od razu wczoraj, sześć mega gęstych stron. I tak oto przepadłam, teraz nie spocznę póki nie przeczytam wszystkiego co napisał, a pisał w takim natężeniu, w olbrzymiej kondensacji, że przekopywanie się przez Brunona potrwa. Nie to, żeby trudne, wcale nie. Ale magnetyzujące, chce się każde zdanie po wielokroć.

A film jest krótki, czerń i biel, plakat Starowieyskiego, szarość, ponurość i mięcho, konkretnie wątróbka, dokładnie za dwadzieścia osiem pensów.

Z rozmowy z twórcami:

"Staramy się powoływać do życia stany umysłu"

"Schulz rzeczywiście dociera do mistycznej gęstości materii. Wprowadza czytelnika w arbitralność swojej krainy językowej. Raptem kilka dni temu ktoś powiedział nam, że język Schulza jest tak bogaty, że można czytać tylko jedną stronę dziennie. Dla nas lektura każdej stronicy to jak wypicie butelki pięcioputtonowego węgierskiego tokaju"

CAŁOŚĆ WYWIADU TUTAJ.







Ulica Krokodyli
Street of Crocodiles
Wielka Brytania 1986
Reżyseria: Timothy Quay, Stephen Quay
Scenariusz: Timothy Quay, Stephen Quay
Na podstawie opowiadania Brunona Schulza "Ulica Krokodyli"

sobota, 12 grudnia 2015

dziś bez tytułu


Nadciąga powoli nieubłaganie fin de año. Cykle umowne. Jeden z moich rozpoczął się 7 listopada, pod hasłem przewodnim 47. Dobrze mi z tymi cyferkami, pod warunkiem niespoglądania w lustra. Dopadłam Różewicza i odkleić się nie mogę, co wiersz, to małe trzęsienie świata wokół. W liceum już się zachwycałam, ale bardzo inaczej. Teraz, po dekadach, nawrót spotęgowany. Bitwa z własnym aniołem.

Lubię teatry telewizyjne i teraz pora na Smarzowskiego przyszła. Klucz, Kuracja, Małżowina. Znalazłam jeszcze Grzechy starości Macieja Wojtyszki.

W nocy dokument o Charlesie Bradleyu, muzyku, który pierwszą płytę nagrał w wieku 62 lat, niezła historia, co najmniej tak dobra jak Sugar Man. Kilka dni temu udało mi się nareszcie dokończyć oglądanie Fausta z 1926 roku, świetny, a rola Mefista bezbłędna, Emil Jannings idealny, zachwycający. Odkryłam Olbrychskiego jakiego nie znałam albo już nie pamiętałam w trzecim Dekalogu Kieślowskiego. Tak sobie siedzę i oglądam i żadnej książki nie mogę od początku do końca przeczytać, co mnie trochę martwi. Czy ktoś opracował metodę na równoczesne czytanie i oglądanie? A, i jeszcze słuchanie muzyki, rzecz jasna. Każdy się ratuje, jak może, ja postanowiłam zanurzyć się w mój świat najukochańszy, przekazu artystycznego. Tyle tego, że cztery lata przetrwam bez problemu. Tak, także słuchając Chopina, bo co? Tyle, że między innymi.

W przyszły weekend dzień z krótkim metrażem. W zeszłym roku nie byłam i żałuję, w tym okopię się na stanowisku i oglądam od początku do końca. Nabrałam apetytu na minionym dopiero Warszawskim Festiwalu Filmów Koreańskich, zdążyłam obejrzeć cztery z siedmiu prezentowanych filmów, zachwyt. Za rok rzucam wszystko i idę na cały, jest króciutki, więc tym bardziej warto.

Czy zostaliście kiedyś pobłogosławieni ptasim odchodem? Pamiętam, że zdarzyło mi się tuż przed wejściem na egzamin maturalny, ustny, bodaj z biologii czy niemieckiego. Musiałam zdawać w pożyczonej w trzy minuty od najbliżej stojącej dziewczyny nie maturzystki spódniczce. Zdałam. Kilka dni temu, na Placu Konstytucji, znów mnie ta przyjemność dopadła, jak delikatny strzał z wiatrówki, znak z nieba. Udawałam się jedynie na masaż stóp, więc żadnej paniki z przebieraniem, po prostu starłam chusteczką.

Dziwne życie, fajne życie.

Summary:
  • komu po drodze 2o grudnia warszawskie kino Kultura - krótkometrażówki !!!
  • Różewicza poczytać
  • teatry Smarzowskiego obejrzeć

sobota, 30 maja 2015

"Kung Fury"



Dziwne, obejrzałam wcześniej niż mój syn, nareszcie. Zazwyczaj filmy (hity kinowe to trafniejsze określenie) typu Iron Man, Thor itp. oglądam z wielomiesięcznym poślizgiem, ale tym razem trzymałam rękę na pulsie, dzięki rozlicznym znajomym. Niby pół godzinki, a nie sposób obejrzeć bez wielokrotnego cofania. Płonący dziecięcy wózek, akt przemocy transformersa na białym kudłatym uroczym małym piesku, rozpłatanie gliniarza (i ten język...), klimatyczne mieszkanko na dachu (muzyczka!), czerwone niezasznurowane trampki, scena w kosmosie, E=mc3, reklama telefonu, a potem to już prawie każda scena, nie ma sensu wyliczać, to po prostu trzeba zobaczyć. Reakcja nie zależy od wieku. Zależy od poczucia humoru i stopnia umiłowania filmowej fikcji na przestrzeni lat. W Kung Fury są tak liczne odniesienia i skojarzenia, że z pewnością nie da się wyłapać wszystkich, trzeba by wespół w zespół sporządzić ogólnoświatową listę ;) My name is K...obra. Uśmiałam się i mam chrypkę. Sceny masakrowania tak mocno przerysowane, że nie można ich zaliczyć do okrutnych.

A na portalu filmowym info: W tej chwili nigdzie nie można obejrzeć tego filmu. A można obejrzeć go WSZĘDZIE. Czekam niecierpliwie na możliwość powtórki w polskiej wersji językowej.

Kung Fury
Szwecja 2015
Reżyseria: David F. Sandberg
Scenariusz: David F. Sandberg

sobota, 8 listopada 2014

śmiech i łzy


Prezent urodzinowy od M.: róża, miska latte (serio, to była filiżanka? taka wielka?), magazyn Forbes nr 10 (koniecznie chciał mi coś dać) i bilet do kina. No i mnóstwo słów, uśmiechów. M. to chodząca fabryka radości, dawno się aż tak nie śmiałam. Zatem kino, Luna i 12. WJFF (Warszawski Festiwal Filmów o Tematyce Żydowskiej). Krótkometrażówki.

Las cieni (The Shadow Forest), reż. Andrzej Cichocki, Polska 2014
Młody reżyser i najpiękniej sfilmowany las, jaki widziałam w polskich produkcjach. Jak z Tarkowskiego, Zwiagincewa, cudo. Przepiękne jezioro to nasze Bory Tucholskie. Historia trwa 14 minut. Kłusownik poluje na wilka. A tu Niemcy. Strzały, ucieczka, pogoń, psy. I wystraszony chłopczyk. Mała wielka rzecz. Wtargnięcie chaosu i okrucieństwa wojny do świątyni natury. Czemu film na festiwalu o tematyce żydowskiej? Jak się później dowiedziałam jeden z uciekających miał na ramieniu opaskę z gwiazdą, co w zaaferowaniu akcją przeoczyłam. Po seansie spotkanie z reżyserem, równocześnie scenarzystą i operatorem. Talent w czystej postaci, będzie w przyszłości co oglądać :)

Pożądanie (Longing), reż. Nadav Mishali, Izrael 2014
Trwająca 20 minut fabuła. Piękna młoda mężatka robi wszystko, by być dobrą żoną, pod każdym względem. Podnosi umiejętności kulinarne, modli się o dziecko, przygotowuje starannie do każdej nocy. Jednak mąż pozostaje dziwnie obojętny. Ożywia się podczas studiowania pisma z towarzyszem. Rozwinięcie tematu w filmie "Eyes Wide Open".

Wizyta (The Visit), reż. Inbar Horesh, Izrael 2014
Dziewczyna, bardzo późne dziecko, odwiedza ojca w domu opieki. Podchodzi pod drzwi jego pokoju, młoda, piękna, kwitnąca, pełna życia i widzi zniedołężniałego staruszka. Strasznie smutne 27 minut. Przypomniało mi się zdanie: Byłem kim jesteś, będziesz kim jestem.

Zabawy (Games), reż. Ana Feil, Chorwacja 2014
Mocne 10 minut, silne, narastające napięcie. Zagrzeb, II wojna światowa i skutki niemieckiej propagandy wypalone w głowie dziecka.

Szybkie przemieszczenie się do muzeum POLIN na Anielewicza i dwa dokumenty.

Niespodziewana miłość (Unexpected Love), reż. Paz Schwartz, Izrael 2014
Dziwna historia. Anastazja przybywa z matką na stałe do Izraela. Dziewczynka w wieku 11 lat włóczy się po ulicach w poszukiwaniu stabilności, której bardzo jej w życiu brakuje. Przychodzi stale zwłaszcza do pewnego młodego lekko niepełnosprawnego fryzjera Dorona, odwiedza go w pracy i w domu, gdzie mieszka z rodzicami, widzi tradycyjną żydowską rodzinę i bardzo pragnie żyć tak jak ci ludzie. Doron zostaje oskarżony o molestowanie seksualne i skazany na trzy lata więzienia. Mija kilka lat, Anastazja dorosła, Doron wrócił do normalnego życia. I jakoś tak się dziej, że zostają parą. Nikt nie wie, co ma o tym myśleć, ani matki młodych, ani widzowie. Nawet pani reżyser, z którą po projekcji można było porozmawiać, nie wie, jak wygląda prawda, co się przed laty wydarzyło i czy w ogóle coś. Wydźwięk filmu potężnie optymistyczny, miłość, stabilizacja i uporządkowanie.

Shoah: nieznane rozmowy (Shoah: The Unseen Interviews), reż. Claude Lanzmann, USA 2011
Na tym filmie nie chciałam już zostać, miałam przeczucie, że będzie strasznie ciężki. Ale zgasły światła i zaczęła się projekcja, więc opatuliłam się kurtką (zimno, ciemno, późno i spać się chce), zacisnęłam zęby i postanowiłam sobie, że wytrzymam. Jeśli nie słyszeliście o filmie Shoah, to koniecznie uzupełnijcie sobie o nim wiedzę, do oglądania nie namawiam, sama nie oglądałam i nie czuję się na to jeszcze gotowa. Shoah: nieznane rozmowy to sceny, których ostatecznie nie umieszczono w głównym filmie z 1985 roku, mimo, że trwa dziewięć i pół godziny. Są na tyle wstrząsające, że nie można było pozwolić, by leżały nieużywane w archiwum. Więc zrobiono z nich odrębny film trwający zaledwie 55 minut. To tylko i aż rozmowy z ocalałymi z obozów zagłady. Między innymi z kobietą, która była w ciąży i trafiła w ręce "doktora" Mengele. Publiczność po seansie opuszczała salę w głębokiej ciszy...

piątek, 17 października 2014

bociany na kolorowym niebie


Śniły mi się dziś bociany latające wysoko, daleko, ale centralnie nade mną, na pięknym niebie, zagęszczonym różnymi "przedmiotami", jak na fantazyjnym kolorowym dziecięcym rysunku. Bocianów było kilka, może ze trzy w sumie. Potem zaczęły latać łabędzie, wielkie stado, wylądowały koło mnie, a wraz z nimi jakieś kulki, które w zetknięciu z podłożem smażyły się jak placuszki, podskakując, żeby się podprażyć równomiernie. Łabędzie po króciutkim spoczynku odlatywały stopniowo. Poczęstowałam się jednym z placuszków, były dziwne, jak prażynki, bez tłuszczu, bez smaku...

Staram się zapamiętywać sny, ale nie zawsze dadzą się złowić, nawet we fragmencie. Najczęściej muszę zadowalać się wrażeniami jakie po sobie zostawiają.

Poniżej coś, co idealnie wpasowuje się w moją codzienność, czyli współczesne kino polskie, dokumenty, krótkometrażówki. Dorzucam do kompletu dobrą animację :)

"Snępowina"
Polska 2011
animacja, krótkometrażowy
Reżyseria: Marta Pajek
Scenariusz: Marta Pajek