zdjęcia: xbw
De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Karlsruhe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Karlsruhe. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 24 lutego 2014
"Happy"
Rzeczy dzieją się gwałtownie i huśtawkowo. Nagłe zwroty akcji. Małe wszechświaty, tylko pozornie nieskoordynowane. Nie należy uruchamiać młyńskiego koła, kiedy zapowiadają suszę. Ale nie ma tego złego, co by na dobre. Wszystko jest przejściowe, trwa chwilę zaledwie. I już znowu droga prosta i słońce świeci.
Dziś jeszcze muzyczka, którą skradłam Ani mamie T. Musiałam podać dalej, czegoś tak pozytywnego nie można chomikować w norce. Sio, radosna piosenko, w świat, czyń swoją powinność :)
wtorek, 14 czerwca 2011
nieznane mnie dopadło
Nieznane mnie dopadło, i to z bolem :)
Przyszło mi wyrzucic smieci, wchodze do klatki z mnogoscia pojemnikow i nie wiem gdzie co. Spoko, pikus, juz rozpracowałam, ale wrazenie bezradnosci omiotło.
Wieczorem rozładowała sie komorka, wyłaczam lapke nocna by podłaczyc ładowarke. Nie ma dziurek. Nachylam sie po ciemku piec centymetrow nad podłoge do gniazdka, a tam jakas błona dziewicza. Ach so! Zabezpieczenie gniazdek przed małymi dziecmi, ale, do krocset, jak to zabezpieczenie obejsc, nie psujac gniazdka? Odpuszczam. Kommt Zeit, kommt Rat. Przyjdzie czas, przyjdzie rada. Mocno poznym wieczorem chciałam poczytac, zawisłam nad błona z wtyczka w garsci, zdeterminowana, i po prostu właczyłam, bo to takie proste, tylko wystarczy sie nie denerwowac.
Ale najgorzej było, kiedy zgłodniałam. Bo Polak kiedy głodny to zły i to sie stopniuje, a ja byłam głodna w najwyzszym stopniu. Geneza. Kilka dni przed wyjazdem tutaj odechciało mi sie jesc, powod niewiadomy. Moze organizm chciał sie przygotowac do nieznanego, a moze to zwykła Reisefieber. W podrozy pochłonełam trzy kanapki robine od serca przez Ukasza, przepyszne, ale po dotarciu do celu układ pokarmowy znowu mi zapadł w stan hibernacji. Sobotnia powitalna wizyte w sklepie sfinalizowalam nabyciem duzego zsiadłego mleka i małego jogurtu oraz pudełkiem herbaty. No nijak nie jestem w stanie robic zakupow spozywczych kiedy nie jestem głodna. Wiedzałam, ze nasz zachodni sasiad to kraj dobrobytu i w niedzele sklepy zamkniete, nie to co w naszym kraju na dorobku, gdzie pracuje sie swiatek piatek i niedzela. No przeciez wytrzymam jakos do poniedziałku. Zielone Swiatki w niedzele, wiec spoko. Poniedziałek. Jestem dzielna, nie chce mi sie jesc, nadal. Tu jogurcik, tu jakies paluszki, herbatka, o, banan. Ale wieczorkiem nadciagnał głod, Wielki Głod. Natychmiast musze zjesc, COKOLWIEK, byle DUZO. Przed oczyma przewijaja sie wizje wszystkich bezmiesnych potraw swiata. Czuje ich zapachy. A za ogorka małosolnego jestem w stanie oddac, ..., no, wszystko. Ruszam w te pedy do spozywczego. Zaparte. Zawarte. Ciemno. Głucho. Pusto. No ale własnie, zaraz, zaraz, pusto... Na ulicy zywego ducha, jakby swieto jakies. No i w TV jakos tak duzo filmow, i Harry Potter, i Shrek, i Iniemamocni, i Moonwalker. O, nein! ONI maja swieto, wreszcie to do mnie z całym okrucienstwem dotarło. Wracam. Szperam, jest jakis chleb, jeszcze sie nie rusza, nie zzieleniał. Jakas resztka sera, resztka chrzanu, tubka z jakims pomidorem, jakis korniszon w słoiczku, rzucam sie na to jak zwierzatko, coz, aktywował mi sie instynkt przetrwania. Herbata tym razem z cukrem, jakis dzem i do rana przezyje :)
A skubani Sasiedzi trzydniowke sobie obchodzili, jako ze oprocz Zielonych Swiat to oni jeszcze i dzien przed (Pfingstsonntag - sobota przed Zielonymi Świątkami) i dzien po (Pfingstmontag - poniedziałek po Zielonych Swiątkach)... W przyszły czwartek Boze Ciało, nie omieszkam zawitac w przeddzien do lokalnego ZUPERMARKETU, nigdy wiecej, brrr...
niedziela, 12 czerwca 2011
poczatki rozpoznania :)
Oswajam telewizor z duza pomoca google, jest cos takiego jak TV-Programm, ale i pilot z telegazeta. Udało mi sie obejrzec nachrichten i zrozumiec dwa filmy i jestem cała dumna i w ogole Ich bin zufrieden :) W pore namierzyłam niemieckie Arte, akurat Swiatosław Richter zaczynał grac etiudy Chopina :) Wybrane dwanascie z op. 10 i 25 ale w cyklach po trzy. Potem jeszcze Emil Gilels zaprezentował miedzy innymi Prokofiewa. ZUPER ;) Moszcze sie, wije tu sobie gniazdko i jest mi coraz bardzej* Kiedy sie kompletnie zadomowie pewnie nadejdzie akurat czas powrotu do znanego. I nie bede chciała wracac. I bedzie ein kleines Problem.
Czy ktos wie, jak na niemieckiej klawiaturze zrobic polskie litery, bo mam tylko łłłłłłł a pozostałych nie - i zaraz sie zapłacze.
* Nawiazanie do popularnych w czasach mojej młodosci kawałow abstrakcyjnych, np.: Szedł facet przez most a drugi w kalesonach, albo: Czym sie rozni wrobelek? Tym, ze ma jedno skrzydełko troche bardziej.
sobota, 11 czerwca 2011
wolnosc od znanego
Sie mnie przypomniało, ze czytalam kiedys ksiazke o tym tytule, autorem Jiddu Krishnamurti, nadzwyczaj odswiezajaca lektura, dobrze robi na "zakwasy", złogi, zwapnienia i zastałe poglady ;)
No i zdarzyło mi sie akurat teraz doswiadczyc takiej wolnosci, obcy kraj, obcy jezyk, wroga klawiatura (juz ujezdzona własciwie), obce sciany wokoł, widok za oknem nowy, ulice i okolice nierozpoznane. Jakos tak przestrzenie wszedzie i głebszy oddech. Ani jednego znanego człowieka w promieniu kilkuset kilometrow. I czysciutko bardzo wszedze, az miło patrzec.
Ciut naciagam, bo komputer jest, Internet jest, ksiazki do czytania sa i to ile! Telewizor jest, nie za wiele rozumiem, ale gadaja ciagle o naszym Euro i braku autostrad, wiec nie sposob nie zrozumiec. Ptaki za oknem spiewaja tez znajomo i odcienie zieleni mocno znajome :) No i najwazniejsze, jest Chopin! Bo ten głos, ktorego miało nie byc - JEST, co prawda troche nie za bardzo jakosc, ale nie marudze tylko skacze z radosci pod sufit. Wiec moge słuchac wszystkiego na YTube, no i słucham jak nawiedzona, po dwoch dniach bezmuzycznych diagnozujac głebokie uzaleznienie.
I wiecie co, NAJLEPIEJ słucha sie muzyki Fryderyka na polskiej ziemi, tutaj brzmi jakos inaczej...
Subskrybuj:
Posty (Atom)