Przekaz rodzinny głosi, że ledwo odrośniętym od ziemi dziecięciem będąc wygłosiłam pewnego poranka stojąc przy oknie w uśpionym jeszcze domu, pierwszy zachwyt nad światem. Mama akurat przebudziła się i usłyszała moją małą, ledwo wyartykułowaną, przy niewysokich jeszcze umiejętnościach wysławiania, przemowę.
Mała xbw
powoli, dostojnie, z powagą, zachwyconą intonacją dziecięcym głosikiem rzekła:
słoneczko feci
ptaszki piewają
kogucik pieje
Bozie fenty
De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzieciństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzieciństwo. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 2 maja 2013
piątek, 18 stycznia 2013
katedrala
Kiedy Bryś zadziera malutki łebek mocno w górę, sępiąc z miną kota ze Shreka cokolwiek, kawałek sera, chleba, orzeszek, i tylko ten łebek mocno zadarty spod klawiatury laptopa stojącego na biurku wyziera, to przypomina mi się moje oglądanie różnych katedr gotyckich. Katedrali Świętego Wita w czeskiej Pradze, katedry w Yorku, katedry drżącej ostatnio od metra w Kolonii, katedry w Ratyzbonie. Skąd to się u mnie wzięło w ogóle, to zamiłowanie do katedr? Czemu lata temu zaczęłam biegać po antykwariatach w poszukiwaniu odnośnej literatury, czemu dwukrotnie już śmignęłam, jak ulotkę informacyjną, "Filary ziemi" Folletta ? Bo wychowałam się na czterotomowej Encyklopedii Powszechnej PWN, nadzwyczaj wcześnie ogarnąwszy świat liter i złożonych z nich słów. A ulubionym obrazkiem w tej mojej książeczce dla dzieci była Katedra w Salisbury Constabla.
Syna wychowywałam już na Boschu :D
John Constable – Katedra w Salisbury
widok od strony ogrodu domu biskupiego
1823, Muzeum Wiktorii i Alberta, Londyn
niedziela, 5 sierpnia 2012
męczy się człowiek
męczy się człowiek Miron męczy
znów jest zeń słów niepotraf
niepewny cozrobień
yeń
znów jest zeń słów niepotraf
niepewny cozrobień
yeń
Męczy się człowiek xbw. Kryzys był, kiedy byłam dzieckiem. W podstawówce, pamiętam jak dziś, ojciec zwolnił mnie ze szkoły i stałam z nim w kolejce po mięso, były limity na osobę. Banany były, w ilości bardzo kilka sztuk rocznie, pomarańcze tak samo. W sklepie spożywczym jedyne słodycze to ciastka - mazurki, takie duże prostokąty nadziewane dżemem. Potem było lepiej i lepiej, coraz więcej bananów i różne takie kiwi i nawet ananasy. Coraz więcej wszystkiego. Aż do teraz, dużo wszędzie wszystkiego. Ale coraz bardziej za szybą. Można sobie popatrzeć na rozmaitości, przez ekran, monitor, przeszkloną ścianę sklepu czy knajpki. Wydaje mi się, czy to znowu kryzys? Kiedyś była praca, nie było pieniędzy, ale i tak nie było na co wydawać. Teraz jest na co wydawać, ale dla odmiany nie ma pracy, nie ma też pieniędzy. Coraz większe rozpiętości. Niedobrze. Tak niepostrzeżenie można zmienić miejsce. Jak dziś o 20.00 w tv(n) na przykład. Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja, z odzwyczajeniem się idzie opornie. Co zrobić, by nie zaistniała konieczność odzwyczajenia się?
niepewny cozrobień
yeń
yeń
czwartek, 14 czerwca 2012
Kibicem byłaś czy świeżo zostałaś?
Kibicem zostałam w 1974, podczas Mundialu. To były moje pierwsze obejrzane i kibicowane mistrzostwa świata w piłce nożnej. Ojciec i starszy brat siedzieli i oglądali, no to i ja z nimi. Braciszek dodatkowo prowadził taki duży gruby zeszyt z wycinkami w gazet i czasopism, zapisywał wyniki, składy, gole, karne, kartki, minuty, wynik do przerwy. Były tam też wszystkie reprezentacje na zdjęciach i miniplakatach. Kolorowe. Czytać umiałam już od trzech lat. Mniej więcej wtedy nauczyłam się też prowadzic samochód. "Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci." Rowerem nauczyłam się jeździć o wiele później. Początek był zachęcający, bo to właśnie wtedy reprezentacja Polski zajęła 3. miejsce pokonując Brazylię. Nic dziwnego, że połknęłam bakcyla dożywotnio. Pamiętam jeszcze, że wygraliśmy z Haiti 7:0.
Piłkę nożną za młodu uprawiałam także czynnie. Kiedy do brata przychodzili koledzy i graliśmy na podwórku, to ja zawsze stałam na bramce. Może stąd mój sentyment do bramkarzy.
W moim życiu wiele długich lat upłynęło bez posiadania i kontaktu z telewizorem, na mecze także nie chodziłam, więc jakoś mi to kibicowanie zanikało i pojawiało się, ostatnio dwa lata temu oglądałam właściwie calutkie mistrzostwa w RPA. Kibicowałam zawzięcie Niemcom i Urugwajowi, dość skutecznie, bo zajęli 3. i 4. miejsce. A Diego Forlan (Urugwaj) to mój ulubiony piłkarz.
Ileś tam lat temu kolega zaprosił mnie do teatru na balet i uparł się zawieźć i przywieźć mnie taksówką. Były to mocno minione czasy najwyższych obcasów i takich tam najróżniejszych ekstremalnych kobiecych akcesoriów. Po spektaklu wsiadam pod teatrem do taksówki, taka "całkiem kobieca" od stóp do głów i natarczywie pytam taksówkarza o wynik meczu, już nie pamiętam, jakiego. Jego mina - bezcenna.
Teraz, z Vademecum kibica pod ręką, oglądam wszystkie mecze Euro, na takim "zastępczym" sprzęcie, małym monitorku komputerowym, niewiele widać, ale zawsze to coś. Mecze Polaków i Niemców oglądam z zoomem, to znaczy przybliżam się do ekranu do około jednego metra, wtedy z grubsza widzę co się dzieje na boisku. Marzy mi się plazma, ale i tak się cieszę, że mam czas i mogę go poświęcić na to wielkie sportowe święto. Słucham dużo komentarzy, uzupełniają to czego nie dojrzałam :)
Góra od lewej: Sebastian Boenisch, Robert Lewandowski, Damien Perquis, Wojciech Szczęsny, Eugen Polanski, Jakub Błaszczykowski.
Dół od lewej: Łukasz Piszczek, Marcin Wasilewski, Ludovic Obraniak, Rafał Murawski, Maciej Rybus.
zdjęcie z Wikipedii
piątek, 27 czerwca 2008
śród takich pól przed laty...
Środek rozgrzanego czerwcowego tygodnia to dobra pora na opuszczenie dużego miasta i udanie się na prowincję. Niby tylko trzy dni, ale zawsze to coś:) Miło wyjechać, a jeszcze milej wrócić...

zdjęcie by xbw
Śród pól, łąk, a w pewnym oddaleniu, także lasów, w domku ze zdjęcia spędziłam pierwsze siedem lat mojego życia... Dom z ogrodem na skraju małego miasteczka... Sielanka... Domek po latach wygląda już nieco inaczej, zieleni przybyło. Ale ile wspomnień...
środa, 9 stycznia 2008
... a przez dziurkę piasek ciurkiem.... :)
Idzie Grześ
Przez wieś,
Worek piasku niesie,
A przez dziurkę
Piasek ciurkiem
Sypie się za Grzesiem.
"Piasku mniej -
Nosić lżej!"
Cieszy się głuptasek.
Do dom wrócił,
Worek zrzucił;
Ale gdzie ten piasek?
Wraca Grześ
Przez wieś,
Zbiera piasku ziarnka.
Pomaluśku
Powoluśku
Zebrała się miarka.
Idzie Grześ
Przez wieś,
Worek piasku niesie,
A przez dziurkę
Piasek ciurkiem
Sypie się za Grzesiem...
Małe przypomnienie naszego dzieciństwa, a dla posiadaczy małych dzieci pomysł na bajeczkę przed spaniem :) Czyż nie uroczy wierszyk? To oczywiście nasz wielki nie do zapomnienia Julian Tuwim.
niedziela, 8 lipca 2007
Biały Koń? Nie, śnieg pada.
Niedawno koleżanka zapytała mnie, jako że ja "na pewno wiem" o potwierdzenie jakiegoś faktu dotyczącego Gałczyńskiego. Na co ja, głupią okrutnie minę mając wystękałam, że ale co, jak o co chodzi, Gałczyński, ja nie wiem, no był taki, ale ja się na tym akurat temacie nic a nic nie wyznaję. Po czym, jak to u mnie, zaczęło się jakieś podświadome długoterminowe dochodzenie. Przypomniało mi się, że kiedyś u znajomego przeglądałam wiersze Gałczyńskiego i chyba nawet parę linijek sobie wynotowałam i gdzieś potem w jakimś kajeciku zapisałam jako warte zapamiętania. Stanęło mi wtedy na tym, że o Gałczyńskim to ja w sumie nie wiem NIC.
Źle, dobrze, no trudno, nie można wszystkiego wiedzieć, wszystkiego przeczytać, wszystkich znać. Spoko.
Aż tu mnie nagle przed chwilą (refleks szachisty korespondencyjnego) Biały Koń ze śniegiem pomylony nawiedził. Właśnie sobie przypomniałam, że to właśnie Śmierć Inteligenta właśnie Gałczyńskiego była bodaj pierwszym wierszem jaki w życiu przeczytałam i który zwrócił moją uwagę gdzieś we wczesnym dzieciństwie, w wieku bliżej nieokreślonym (czytać płynnie podobno umiałam już w wieku trzech lat). No i moim pierwszym ulubionym i nauczonym na pamięć fragmentem wiersza było najprawdopodobniej właśnie "Biały Koń? Nie, śnieg pada".
Poniżej, z wielkiego sentymentu jaki mnie nagle ogarnął cytuję wiersz w całości.
A koleżanka pytała mnie o leśniczówkę Pranie, w której Gałczyński przez kilka lat tworzył i teraz jest tam jego muzeum, gdzieś w Puszczy Piskiej. (Jak widać doedukowałam się trochę :) Swoją drogą to ciekawe czy nie ucierpiała w czasie pogromu pogodowego który parę lat temu powalił tamtejsze drzewa jak zapałki (widziałam skutki na własne oczy, porażające).
Konstanty Ildefons Gałczyński
“Śmierć inteligenta”
Przeziębiony. Apolityczny.
Nabolały. Nostalgiczny.
Drepce w kółko. Zagłada.
Chciałby. Pragnąłby. Mógłby. Gdyby.
Wzrok przeciera.
Patrzy przez szyby.
Biały Koń? Nie, śnieg pada.
Wszystko krzywe. Wszystko nie takie.
Na ziemi znaki. Na niebie znaki.
Przepraszam, a gdzie kometa?
Cipciuś z Londynu pisał przecie
w wielkim sekrecie o komecie.
Kometa. Ale nie ta.
Więc obrażony. Więc zatruty.
Wszędzie za późno. O dwie minuty.
O dwie minuty. We śnie.
Mieli przyjść szosą. Gdzie ta szosa?
Jak gdyby włos wyrywał z nosa,
uśmiecha się boleśnie.
Więc, leżąc krzyżem, zadecydował.
Stanął na głowie. Spuchła mu głowa.
Żegnajcie, dzieci, żono!
I paszkwil rąbnął na pewną pralnię,
że w pralni było niekulturalnie
i że go znieważono.
A teraz co? Teraz się martwi.
A może klasztor? Może do partii?
Lecz tu czy tam - migrena.
Boczną uliczką, zaułkiem krętym
idzie pod wiatr ten polski święty
z fortepianem Szopena.
Subskrybuj:
Posty (Atom)