.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą YouTube. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą YouTube. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 marca 2016

w głośniczkach dziś Fintelligens


Upolowałam komórką nowe buty, to znaczy znowu znalazłam na mieście fajne buty na człowieku i je utrwaliłam, ale nadal nie mam kabelka do ściągania zdjęć z mobilu i one wszystkie ciasno upakowane sobie tkwią milcząco w magazynie na karcie. Jakość zapewne tragiczna tych foć komórkowych, ale nie przekonam się, póki nie ściągnę. Gdzie w ogóle taki kabelek pozyskać?

Poszłabym jutro na wykład o akceleratorach, ciekawe, czy Baba J. mnie puści. Jeśli się mocno szarpnę to powinno się udać.

Oglądam filmy, NIE czytam książek. Straszne. Podczytuję książki po kawałku, ale taka forma nie zasługuje na miano CZYTANIE.

W kuchni królują ziemniaki w mundurkach, pozyskane z Kooperatywy, więc pyszne. Obieram je po ugotowaniu i podpiekam w piekarniku, na sucho. Robią za najpyszniejsze ciasteczka świata.

Fińskiego rapu słucham, odkryłam Fintelligens :)




piątek, 26 grudnia 2014

"little knowledge is dangerous"


Budowałem na piasku
I zwaliło się.
Budowałem na skale
I zwaliło się.
Teraz budując zacznę
Od dymu z komina.

Leopold Staff - "Podwaliny"


Kolędy powoli cichną, dzwoneczki wybrzmiewają, rytmy stają się bardziej taneczne. Przyklejona do radia przesuwam pokrętło po stacjach w poszukiwaniu pięknych dźwięków, a to chili, a to klasyczna, a to stare dobre umpa umpa, a piękna w eterze zatrzęsienie. Otoczyłam się mową hiszpańską w wydaniu meksykańskim i zauważam efekty, ciekawe jak długo się utrzymają, umocnią się czy przepadną niedługo w otchłaniach zapomnienia. Czas tańców nadciąga.


Dr. Alban - "It's My Life"


niedziela, 14 grudnia 2014

doraźne wybory


Upodobanie do muzyki punk wyklucza mnie z grona intelektualistów, trudno ;) Nieopatrznie obejrzałam "Pod Mocnym Aniołem", a tam Jakubik Siekierę w tirze śpiewa. Wpadłam w otchłanie przeszłości i już nie wiem który raz słucham w kółko "Nowej Aleksandrii". Rzuciwszy w kąt odsłuchiwanie perełki - recitalu Daniila Trifonova z Carnegie Hall.

Cienka książka w torebce rozśmiesza w najmniej odpowiednich momentach, ale słowo się rzekło, będę czytała niezależnie od okoliczności.



sobota, 15 listopada 2014

hang - meczyki - kometa


Meczyk z Gruzją wygrany do 4, (Niemcy strzelili Gibraltarowi tylko 3, czwarty to samobój), tabela nadal uwieńczona nazwą naszego kraju. Łukasz Kubot w deblu idzie jak burza, wczoraj w parze z Robertem Linstedtem wygrali już trzeci meczyk w ATP World Tour Finals, za chwilę kolejna walka na korcie. Ludzkość podbiła kometę 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Sonda Rosetta leciała dziesięć lat i pięć miesięcy i uszkodził się tylko jeden element mający wspomagać lądowanie. Philae, lądownik, trzaska zdjęcia i wierci powierzchnię kamyczka kosmicznego, a jego składową ustrojstwo z biało-czerwonym znaczkiem. A ja sobie siedzę i oglądam krótkometrażówki, w przerwach Kafka w małych dawkach. Czego i Wam życzę.




poniedziałek, 10 listopada 2014

piątek, 17 października 2014

bociany na kolorowym niebie


Śniły mi się dziś bociany latające wysoko, daleko, ale centralnie nade mną, na pięknym niebie, zagęszczonym różnymi "przedmiotami", jak na fantazyjnym kolorowym dziecięcym rysunku. Bocianów było kilka, może ze trzy w sumie. Potem zaczęły latać łabędzie, wielkie stado, wylądowały koło mnie, a wraz z nimi jakieś kulki, które w zetknięciu z podłożem smażyły się jak placuszki, podskakując, żeby się podprażyć równomiernie. Łabędzie po króciutkim spoczynku odlatywały stopniowo. Poczęstowałam się jednym z placuszków, były dziwne, jak prażynki, bez tłuszczu, bez smaku...

Staram się zapamiętywać sny, ale nie zawsze dadzą się złowić, nawet we fragmencie. Najczęściej muszę zadowalać się wrażeniami jakie po sobie zostawiają.

Poniżej coś, co idealnie wpasowuje się w moją codzienność, czyli współczesne kino polskie, dokumenty, krótkometrażówki. Dorzucam do kompletu dobrą animację :)

"Snępowina"
Polska 2011
animacja, krótkometrażowy
Reżyseria: Marta Pajek
Scenariusz: Marta Pajek



niedziela, 24 sierpnia 2014

Adam Bahdaj "Stawiam na Tolka Banana"




Sierpień, jeszcze pora wakacji, ciągnie do starych lektur. Naszło mnie na Tolka Banana i nie było zmiłuj, pojechałam do biblioteki dla dzieci i wzięłam specjalnie stary egzemplarz wydany przez Naszą Księgarnię w 1974 roku z ilustracjami Juliusza Makowskiego. "Gang" dzieciaków z warszawskiej Saskiej Kępy, szwendający się po ulicach pod wodzą Karioki zostaje zaopiekowany przez harcerza Szymka Krusza, który podaje się za słynnego na cały kraj uciekiniera z poprawczaka, dobroczyńcę, Tolka Banana. Wyznacza dzieciakom zadania, a oni, wpatrzeni z podziwem w swojego "szefa" wykonują bez szemrania owinięte w bawełnę prace pomocnicze dla potrzebujących, przekopują ogródek (szukając zaginionej puszki z tajemniczymi instrukcjami), sprzątają na błysk mieszkanie staruszki, remontują dla siebie Klub. Cegiełka, Cygan, Filipek, Julek (Luluś) i Karioka tworzą zorganizowaną i zgraną "pakę". Cegiełkę potrąca szary volkswagen. Chłopak ląduje w szpitalu, a reszta "wiary" postanawia odszukać zbiegłego z miejsca wypadku kierowcę. Po skutecznej akcji ujęcia złoczyńcy wychodzi na jaw prawda o Szymku. "Szef" wyjawia swojemu "gangowi", że nie jest legendarnym Tolkiem.

Z książki, napisanej w 1966 roku, zrobiono kultowy siedmioodcinkowy serial. Rozbudowano fabułę, uatrakcyjniono postaci. W Tolka Banana wcielił się Jacek Zejdler, choć głos podkładał Andrzej Seweryn. Karioka też mówiła podłożonym głosem Joanny Jędryki. No i dodano piękną "Balladę o Tolku Bananie".


I normalnie uwierzyć nie mogłam, że odtwórca roli Tolka/Szymka umarł w wieku 25 lat. Paskudnie się czasem życie układa.

                                    Jacek Zejdler (1955-1980)

                                               Adam Bahdaj (1918-1985)


Adam Bahdaj
"Stawiam na Tolka Banana"
pierwsze wydanie: 1967

piątek, 1 sierpnia 2014

1 sierpnia 2014


zdjęcie: xbw

Jakie to patriotyczne - jedzenie jabłek. Tego typu patriotyzm uskuteczniam na co dzień, od lat. Jeśli tylko mam jakieś "wolne środki", biegnę do warzywniaka i znoszę składniki na surówki. A jabłka od zawsze mogę jeść tonami. Łatwo mi przychodzi bycie patriotką. Od rana zawisł nade mną smętek, za dużo strzępów i rykoszetów mnie dopadło powstańczych. Wdrukowane w podstawówce słowa pieśni patriotycznych zaczęły się odtwarzać automatycznie, bardziej niż u innych w moim wieku, bo utrwalane przez kilka lat występami w szkolnym chórze (niezliczone ilości akademii). I dodatkowo zeszyt do chóru sam w ręce wpadł, a w nim 42. piosenka "Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy od Parasola". Następna pozycja w kajeciku 43. "Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew". Ciężko znoszę okolice pierwszosierpniowe. I mam pewność, że tak czy inaczej do wybuchu powstania warszawskiego musiało dojść, tak jak musiało dojść do bitwy pod Termopilami. Gdyby nie musiało, to by nie doszło. Howg.

Tak czy inaczej, mam nastrój coraz bardziej przeciwwojenny. Albo trafniej powiedzieć, jednostajnie i niezmiennie przeciwwojenny. Przypomniało mi się opowiadanko uwielbianego Marcela Aymé, wyśmiewające poniekąd wojenne ruchy narodów.


"Od dawna lud połdawski żył w niezgodzie z sąsiednim ludem małmuckim. Nowe spory wybuchały co chwila między dwoma wielkimi państwami, a szanse na porozumienie były tym mniejsze, że obydwa miały rację. Sytuacja była już bardzo napięta, kiedy poważny incydent dopełnił czary. Chłopczyk z Małmucji beztrosko nasikał przez granicę i zrosił terytorium połdawskie. Tego było za wiele dla połdawskiego ludu - jego honor został zbeszczeszczony i natychmiast ogłoszono mobilizację"

Marcel Aymé - "Legenda połdawska"
w zbiorze opowiadań "Przechodzimur" (Le Passe-muraille)
Książka i Wiedza 1979, tłumaczyła Maria Ochab, str. 171



Dla dopełnienia ogólnego pierwszosierpniowego idealny Rachmaninow.

Nikolai Lugansky (Николай Луганский)
Siergiej Rachmaninow - Wariacje na temat Chopina op. 22




wtorek, 10 czerwca 2014

bez granic Twój świat


Breakout

Póki jeszcze umiesz ruszyć drogą pod prąd.
Póki jeszcze wierzysz, że gdzieś nowy jest ląd.

I jak echo Ci odpowie
Twoim słowom inny człowiek.
Póki jeszcze tak się zdarza,
warto żyć.

Póki jeszcze wierzysz, że bez granic Twój świat.
Póki jeszcze wierzysz, że dościgły jest wiatr.

Póki wierzysz, że gdzieś w ciszy
jest ktoś, kto Twój głos usłyszy.
Póki jeszcze tak się zdarza,
warto żyć.

Póki jeszcze wierzysz, że bez granic Twój świat.
Póki jeszcze myślisz, że są okna bez krat.

Póki uśmiech ma twarz dziecka
i nadzieja w tobie mieszka.
Póki jeszcze tak się zdarza,
warto żyć.

poniedziałek, 12 maja 2014

ręka na pulsach


Skutkiem ubocznym odwiedzin Benedicta Cumberbatcha w naszym peryferyjnym kraju było zarejestrowanie offowego festiwalu, który, pod nieobecność mojego filmowego syna, pewnie w ogóle bym przegapiła. W zaistniałych okolicznościach posiadam nawet wiedzę o zwycięzcy. "Eastern Boys". Zdecydowanie przekierowałam się na Europę, jeśli chodzi o kulturę i amerykański tłuściutki bestseller, który dziś do mnie trafił na krótko, jest mi całkowicie nie po drodze.

Świat wkoło wiruje jakoś szybciej i szybciej, jakby ktoś nieustannie podkręcał tempo, jakby manipulował czasem skracając go niepostrzeżenie codziennie o parę sekund, czasem minut. Tym kimś jesteśmy my sami. Ciągle chcemy trzymać rękę na pulsie, tylko tych pulsów zatrzęsienie, a ręka jedna, no dobrze, dwie, ale druga potrzebna do innych czynności. Stroję ucho, łowię to co dla mnie najistotniejsze i tam podążam, resztę bez żalu lekceważąc.

Śnił mi się dziś rok mojej śmierci, dziwne. Szmat czasu przede mną, jeśli wierzyć snom. Chyba pora najwyższa zacząć sobie organizować długą emeryturę.

Arnaud Rebotini - "Whos Gonna Play This Old Machine"



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

niezwykły pianista


Niektórym z Was znane jest moje wciąż rosnące uwielbienie do klawiszy, pianin, fortepianów, koncertów fortepianowych i PIANISTÓW. No i, rzecz jasna, kompozytorów. Od ostatniego konkursu chopinowskiego i następujących po nim, transmitowanych przez Sieć, międzynarodowych konkursów fortepianowych w Tel Avivie i Moskwie przywiązana jestem silnie zwłaszcza do Daniila Trifonova. Po kilku koncertach na żywo, po bezpośredniej rozmowie, po wysłuchanych wywiadach, zainteresowanie młodym pianistą nijak nie maleje, ciągle mam niedosyt wieści, a zwłaszcza kolejnych wykonań. Znalazłam dziś niesamowitą rozmowę z Daniilem, miłego oglądania. Prawda, że jest niezwykły?


czwartek, 24 kwietnia 2014

świat demaskowany


Matka to po fińsku podróż. Matką jestem od 22 lat. Równiutko. Funkcja rodzica korespondencyjnego - małe ciche bohaterstwo, przez nikogo nie zauważone, przez nikogo nie docenione. Po raz pierwszy jestem matką na dystans, Gniozdurek poszedł w świat.

Świat, który zdejmuje kolejne maski i warstwy otuliny, odziera człowieka z kolejnych złudzeń. My odarci, świat coraz bardziej zdemaskowany. Łuski w oczy wciskamy jak szkła kontaktowe, byle jeszcze trochę przesłonić całą prawdę niepiękną. Zawsze tak było, tylko bez Internetu, łatwiej było trzymać się z daleka od drzewa poznania dobra i zła. Technologie galopują, już prawie nikt nie nadąża, a to dopiero początek. 

Świat żegna Marqueza, Polska żegna Różewicza, Machulski napisał sztukę o Machiavellim. "Machia" będzie wystawiana w kilku teatrach, może uda mi się jakoś pójść, albo choć przeczytać wersję pisaną. Polski teatr nadąża za rzeczywistością, głęboki ukłon.

W odległości mniej więcej dłuższej przekątnej Polski, na wschód, miękko pełznie cicha wojna. Reakcje równie ciche, eteryczne, jak cienie na ścianie (jaskini?).

Idę, poopowiadam sobie bajki. "Coś zróbmy, coś zaróbmy, trochę żywności kupmy!" (Jan Brzechwa)

PA! CZÓŁKO.



"Happy" z Belfastu, szczególnie przywiązałam się do tego właśnie wykonania.

sobota, 22 marca 2014

faza Frankenstein



"Frankenstein" z 1931 roku, jako Monstrum - Boris Karloff
 


 "Młody Frankenstein" Mela Brooksa z 1974 roku

środa, 12 marca 2014

Benek & Benek



Film krótkometrażowy, poniżej w całości. W podwójnej roli (bliźniacy Joe i Charlie) Benedict Cumberbatch. Warto poświęcić te 11 minut.

Inseparable
Wielka Brytania 2007
Reżyseria: Nick White
Scenariusz: Matthew James Wilkinson


poniedziałek, 3 marca 2014

690 kilometrów


Słyszałam dziś rano, że wojny nie będzie, a jeśli, to taka "łagodna" i szybko się skończy. Nie cytuję, przetworzyłam sobie czyjąś wypowiedź z telewizora. Polacy w 39. też tak mówili, że jeżeli w ogóle to szybko się kończy. Byłam pod ambasadą Ukrainy, morze zniczy i kwiatów, także wiele zdjęć "w czarnych ramkach". Kiedy spojrzałam w twarz na pierwszym z brzegu, pociekły mi łzy i nie mogłam ich długo pohamować. Przypomniało mi się miejsce pamięci z Belfastu, gdzie na wielkiej tablicy znajdują się zdjęcia osób, które zginęły w zamachach, często przypadkowo, a poniżej wykute w kamiennej płycie widnieją nazwiska i daty. Groza, bardziej namacalna, kiedy się spogląda w te twarze, w oczy. I tam wtedy, i tu teraz. Siedziałyśmy z koleżanką kilka godzin, jedna przed portalem internetowym, druga przed stacją informacyjną w tv. Ale to niczego nie zmieni, że będzie się wiedziało na bieżąco. Mam wrażenie istnienia rzeczywistości alternatywnej, jedna jest taka zwykła, z wszelkimi drobiazgami dnia codziennego, radościami, smutkami plus fizjologia, obowiązki, schemat dnia, przyjemności, stałe problemy do pokonania, i druga - ta z telewizora ale nie tylko. Na Majdan stąd 690 kilometrów.



A w Warszawie życie toczy się jak zwykle, marsz z pochodniami w Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, przerwany mecz Legii z Jagiellonią, na deskorolce jakiś koleś w jaskrawym kombinezonie zjeżdża od Bagateli w dół do Ambasady Rosyjskiej, ulicą, kiedy długie czerwone światła na skrzyżowaniu, przybywają kibice Szkockiej drużyny, niektórzy w spódniczkach, na pojutrzejszy meczyk na Narodowym, stelaż od tęczy na Placu Zbawiciela wykopany, niestety nie na stałe, wolałabym drugą palmę (zdanie jak z Joyce'a, niestety pod względem długości, nie jakości). 

Mam wrażenie, że "dzianie się" jest samonapędzające, kiedy się rozhula, ma formę wirującego leja zasysającego wszystko co napotka, karmi się i rośnie.

piątek, 28 lutego 2014

długie i po niemiecku


"Pewnego dnia, Hotentoci (Hottentotten) zatrzymują mordercę (Attentäter), oskarżonego o zabójstwo pewnej matki (Mutter) hotentockiej (Hottentottenmutter), która w dodatku jest matką miejscowego głupka i jąkały (Stottertrottel). Taka matka po niemiecku zwie się Hottentottenstottertrottelmutter, zaś jej zabójca nazywa się Hottentottenstottertrottelmutterattentäter. Policja schwytała mordercę i umieściła go prowizorycznie w kufrze na kangury (Beutelrattenlattengitterkoffer), lecz więźniowi udaje się uciec. Rozpoczynają się poszukiwania. Po chwili do wodza przybiega hotentocki wojownik krzycząc:
- Złapałem zabójcę! (Attentäter).
- Tak? Jakiego zabójcę? - pyta wódz.
- Beutelrattenlattengitterkofferattentäter - odpowiada wojownik.
- Jak to? Tego zabójcę, który jest w klatce z plecionki, na kangury? - pyta hotentocki wódz.
- Tak - odpowiada tubylec - to jest ten Hottentottenstottertrottelmutterattentäter (zabójca hotentockiej matki głupka i jąkały).
- Aha! - rzecze wódz Hotentotów - trzeba było od razu mówić, że schwytałeś Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter!"

Pegaz dęba Juliana Tuwima nieosiągalny, więc wierzę na słowo Wikipedii...

*******       *******       *******
*******       *******       *******
 *******       *******       *******

I znowu filmik od Ani mamy T - strasznie długi, na dodatek, po niemiecku ;)

W rolach głównych:

Barbara
Rhabarber - rabarbar 
Rhabarberkuchen - ciasto rabarbarowe
Rhabarberbarbara - przydomek Barbary
Rhabarberbarbarabar - bar Barbary
Barbaren - barbarzyńcy
Bärte - brody (lm od Bart - broda)
Barbier - golibroda
Bier - piwo
Bärbel - Baśka


= > Rhabarberbarbarabarbarbarenbartbarbierbierbarbärbel

poniedziałek, 24 lutego 2014

"Happy"


Rzeczy dzieją się gwałtownie i huśtawkowo. Nagłe zwroty akcji. Małe wszechświaty, tylko pozornie nieskoordynowane. Nie należy uruchamiać młyńskiego koła, kiedy zapowiadają suszę. Ale nie ma tego złego, co by na dobre. Wszystko jest przejściowe, trwa chwilę zaledwie. I już znowu droga prosta i słońce świeci.


Dziś jeszcze muzyczka, którą skradłam Ani mamie T. Musiałam podać dalej, czegoś tak pozytywnego nie można chomikować w norce. Sio, radosna piosenko, w świat, czyń swoją powinność :)






piątek, 27 grudnia 2013

sylwestrowe wspomnienie


Lat temu ponad dwadzieścia, Czechosłowacja. Za znajomymi znajomych wybrałam się do Pragi na ekumeniczne spotkania młodych w ramach Wspólnoty Taizé. Moja reakcja na Hradczany, Teatr Narodowy, Stary Rynek, Plac Wacława, Złotą Uliczkę, Daliborkę, Most Karola i przede wszystkim KATEDRALĘ była niezwykła. Zaczęłam, chodząc po ulicy, śpiewać po francusku, nieznane dziwne melodie, otwierałam usta a muzyka i słowa "brały się skądś", piękne, ciągle nowe. Francuskiego nie uczyłam się nigdy i słowa były jedynie francuskopodobne, ale płynęły nieprzerwanie dosyć długo. Sporo godzin spędzałam na samotnym włóczeniu się po mieście, jeżdżeniu metrem (ukončete prosím výstup a nástup, dveře se zavírají), patrzeniu, wchłanianiu i zapamiętywaniu. Natknęłam się na wystawę fotograficzną Josefa Koudelki! Kupiłam dwa jego albumy i plakat, mam do dziś.


Jeśli chodzi o modły, to najmilej wspominam siedzenie na podłodze w wielkim namiocie na Letnej i śpiewanie kanonów w tylu językach, ile grup z różnych krajów pod dachem :) Dostaliśmy teksty w kilku podstawowych językach, skorzystałam i śpiewałam po trochu w każdym ;) Wszyscy ludzie wokół byli mili, uprzejmi, serdeczni, niezwykłe w tak wielkim tłumie. Mieszkałam w jakimś bloku u rodziny, z nieznanymi wcześniej dziewczynami, chodziliśmy na obiady do jeszcze innej rodziny. Trochę biedna byłam z moim wegetarianizmem. "Gospodyni" kolegów zaskoczyła mnie, gotując specjalnie i tylko dla mnie zupę bez mięsa. Podrzucała mi też owoce. Wszyscy w biedną vege pakowali ciasto, "skoro nic innego nie możesz", wchłonęłam przez te kilka dni ilość nieprzyzwoitą :) Na Sylwestra wylądowaliśmy u jeszcze innej rodziny, piliśmy szampana i z balkonu oglądali imponujący pokaz sztucznych ogni, jak na zakończenie wojny światowej! Wtedy to była dla mnie kompletna nowość. Potem przemieszczenie na potańcówkę do jakiejś szkoły. Towarzystwo szalało, a ja przyglądałam się i wcinałam surówkę. Do rana przekimałam na szkolnych krzesłach i bladym świtem wybrałam się na noworoczną poranną mszę, w jakichś podziemnych garażach. Jako, że byłam w nielicznym gronie jedyną Polką, brałam czynny udział czytając przez mikrofon wszystkie teksty po polsku :)

Zostały zdjęcia, pocztówki i ciepłe wspomnienia, schemat praskiego metra, no i teraz post na blogu. I niepowstrzymany pociąg do Pragi.