.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura islandzka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura islandzka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 grudnia 2012

nieuśmiechający się policjant - Arnaldur Indriðason - "Jezioro"





Nareszcie znów na trochę w Islandii, w Reykjaviku i okolicach. Znów imiona w tonacji "dur". Znów zaginięcia. Cofa się jezioro Kleifarvatn, odkrywa szkielet, akcja przenosi się w czasy zimnej wojny, socjalizmu i komunistów, są szpiedzy, jest inwigilacja i donosicielstwo na potęgę. Islandzcy studenci w Lipsku, mieście w którym pochowano Jana Sebastiana Bacha, w którym znajduje się Piwnica Auerbacha, karczma opisana przez Goethego w Fauście.

I już znów Islandia, gdzie można się przemieścić ze Skaftartunga drogą przez góry masywu Fjallbakur na północ, za lodowiec Myrdalsjökull (...) z zamiarem dostania się na łódkę w Gardur (...) przy wielkiej piaszczystej wydmie na południe od Kaldaklof, (...), na cyplu Geithöfdi, można pojechać na wycieczkę do Thingvellir albo na lodowiec Snaefellsjökull. Można się znaleźć pod górą Heidarfjall na Langanes albo w okolicach Stokksnes niedaleko Höfn nad fiordem Hornafjördur, i w Hvalfjördur, na Straumnesfjall w Fiordach Zachodnich, w Keflaviku. Jest jeszcze staw Lambhagatjörn i cypel Sydri-Stapi. Cudny miks islandzkich nazw georgaficznych :)

Trwa islandzkie krótkie lato. Komisarz Erlendur, ponury, przygnębiony, bez uśmiechu na twarzy, rozwiedziony, samotny, bez kontaktu z synem, z córką narkomanką, rozmyślający bezustannie o zaginionym braciszku, podąża za swoją niezawodną intuicją po tropach sprzed lat, kiedy usiłowano wykrzesać w Islandii iskry socjalizmu. Nie daje mu spokoju bezimienny szkielet. Przy zaciągniętych zasłonach, nienawykły do tak długich godzin jasności, Erlendur zaczytuje się w książkach o zaginięciach i rozmyśla na przemian nad tym co jest i co było. I nieustannie się martwi. "Gorszy aparat sprawiedliwości niż islandzki system sądowniczy nie istnieje" - mówi.

Dla równowagi są dodatki: westerny, odrobina poezji i humoru. Współpracująca z Erlendurem policjantka Elinborg wydaje książkę kucharską pt. "Wina a przepisy". A Valgerdur nie poszła z Erlendurem na grilla do Sigurdura.


Przeogromnie cieszę się, że różnorodność świata zawiera w sobie Islandię.

Arnaldur Indriðason
"Jezioro"
(Kleifarvatn)
rok wydania: 2004
wydanie polskie: 2012

niedziela, 18 grudnia 2011

Yrsa Sigurðardóttir "Spójrz na mnie"


  

Przeczytałam, doskonała, niedługo dopiszę więcej.
Tutaj o wcześniejszych kontaktach z Yrsą i jej powieściami.

No, to obiecane dopisanie treści zasadniczej :)
Margret (Magga), Berglind (Begga), Halli, Peturek, Einvardur, Josteinn, Grimheidur córka Thorbjörna, Bragi, Fanndis, Margeir, Ragna, Bjarki, Tryggvi, Sigridur, Glodis, Aegir, Fridleifur. To imiona użyte w książce, już dla nich samych warto się zanurzyć na kilka godzin w świat prawniczki Thory. Powieść "Spórz na mnie" zaczyna się od sceny z kotem który natknął się na :) ducha :) Potem opiekunka chłopczyka idzie wieczorem do swojej pracy, spełnia podjęte zobowiązanie mimo, że po drodze śmiertelnie potrącił ją samochód. No i mamy wstawki o duchach i zjawiskach niewytłumaczalnych a nawet egzorcyzmy. Akcja dobiega tematu najszerzej opisanego, niepełnosprawności fizycznej i umysłowej. Mamy tu autyzm, śpiączkę, padaczkę. Thora przeprowadza rewizję wyroku na chłopcu z zespołem Downa, a właściwie dopiero ją przygotowuje. A wszystko to we współczesnej Islandii borykającej się z katastrofą gospodarczą po upadku systemu bankowego, w tle bezrobocie, drożyzna niepewność, gigantyczne zadłużenia i bankructwa. Jednak całość jest w miarę optymistyczna, a już wątek Belli sekretarki może doprowadzić do łez, takich wywołanych śmiechem. Bella: "Ekspres (do kawy) zepsuty. Pękł. Musicie kupić nowy. Rzuciłam w niego telefonem. To jego bulgotanie doprowadzało mnie do szału." Książka jest tak świeżo napisana i prędziutko przetłumaczona, że jest w niej już wspomniany Facebook :) Poza tym wszyscy ciągle piją kawę, także ja tutaj i teraz, kawy w zasadzie niepijąca, zaparzyłam sobie filiżankę i pociągam, choć mocno wpływowa nie jestem. Islandia, tak, chcę. Tylko poczekam aż u nich ceny znormalnieją.

Arnaldur Indriđason "Głos"



  

Przeczytałam, wkrótce więcej o "Głosie". Obrazek na okładce jak z blogu Pendragona :)

TUTAJ i TUTAJ o poprzednich powieściach Arnaldura.
Szkoda, że nie znam islandzkiego i muszę czekać miesiącami na tłumaczenia kolejnych tomów.

Obiecałam, wklejam zaległy tekst:

Erlendur, Elinborg, Sigurdur Oli, Sindri, Halldora, Gudlaugur (Gulli), Ösp Reynir, Finnur, Bergthora, Valgerdur, Addi, Baldur - to imiona z tej książki, cudne, nieprawdaż? :)

Upolowałam w bibliotece wśród nowości piątą powieść Indridasona, trzecią przetłumaczoną na polski, niecierpliwie czekam na kolejne, a także na dwie pierwsze, zaległe, niech ktoś się wreszcie zabierze do roboty i nadrobi, my tu CZEKAMY!!!

Wpasowałam się przypadkowo w okres przedświąteczny z lekturą, czytałam kilka dni przed wigilią, prawidłowo, jak się okazało, akcja toczy się w ciągu kilku dni przed Bożym Narodzeniem, takie zbiegi okoliczności lubię.

Już na dzień dobry wpadamy w klimat specyficznego poczucia humoru policjanta oraz lekarza sądowego, z których jeden na widok martwego mężczyzny w stroju Mikołaja podśpiewuje sobie "Dzyń dzyń dzyń" a drugi pyta o renifery. Arnaldur wspaniale kontrastuje współczucie i doskonałą obojętność. Indridason łamie schemat typowego śledztwa, gdzie zbiera się grupa dochodzeniowa, na zebraniu rozdzielane są zadania, wymieniane są informacje i przypuszczenia. Erlendur tym razem instaluje się w miejscu popełnienia przestępstwa, dosłownie, wynajmuje pokój w naznaczonym zbrodnią hotelu. Z tej bazy od niechcenia, ale nie bez zaangażowania, prowadzi śledztwo posilając się przy hotelowym szwedzkim stole, tamże umawia się na randki. Co więcej, tam przychodzą do niego osoby na rozmowy i przesłuchania, łącznie z aresztantem. Regularnie odwiedza go córka. Wszyscy dopytują się o co chodzi i kiedy znów wróci do domu i zacznie "normalnie" funkcjonować. Bo przecież nadchodzą właśnie święta. Nad postępowaniem unoszą się zwiewnie dźwięki "Ave Maria" Schuberta wraz z melodią wysnuwaną chóralnie przez młode chłopięce aparaty głosowe. Podobał mi się motyw wyobcowanych samotników tylko pozornie biorących udział w życiu społecznym, znajdujących się w okresie okołoświątecznym w szczególnie niezręcznej sytuacji ("święta są dla ludzi szczęśliwych"). A w tle znowu narkomania i znowu zaginieni.

Się przyzwyczaiłam i bardzo tęsknię do ciągu dalszego.


piątek, 3 czerwca 2011

islandzki świat



   
                 
     

Bardzo fajnie pisze Yrsa Sigurdardottir. Bohaterka jej powieści Thora Gudmundsdottir jest sympatyczną równą babką, nie szkodzi, że prawniczką :) Wychowuje dzieciaki, ma zdrowy stosunek do pracy, ciekawe spostrzeżenia i jest momentami zabawna. Lubię ją i trochę żałuję, że już trzy książki za mną.

O pierwszej książce Yrsy pisałam w listopadzie. Ostatnio wyszperałam w bibliotece "W proch się obrócisz" ("Aska") ale nie będę opisywała treści. Sama akcja jest ciekawa, momentami zaskakująca, wielowątkowa, ale dla mnie najciekawsze jest tło, taki specyficzny islandzki klimacik, no i lekkość pióra autorki. Podobają mi się sformułowania w rodzaju "jego matka jest tak oschła, że wilgotność w salonie spadła do zera". Lubię też czytać o elfach, które pakują się i wyprowadzają dwa dni przed wybuchem wulkanu. No i w każdym innym kraju na świecie ludzie siadają na ziemi, trawie, pniach, kamieniach, kłodach, a u Yrsy na Islandii "usiedli na niedużym, porośniętym trawą kawałku lawy" :) No i te imiona, Thora, Gylfi, Sigga, Orri, Leifur, Valgerdur, Gudni, Hjortur... Mam nadzieję na większe upowszechnienie literatury islandzkiej w naszym kraju. 

Ciągnie mnie w północne rejony świata, a jedyne, co teraz mogę, to sobie o tych krainach poczytać. No i czytam, czego i Wam życzę.

piątek, 12 listopada 2010

islandzka kobieta współczesna - Yrsa Sigurđardóttir "Trzeci znak"




  
Yrsa Sigurđardóttir
Trzeci znak (Ţriđja tákniđ)

Kolejna islandzka autorka współczesna, na którą się porwałam. Dla odmiany tłumaczona, jak Bóg przykazał, „za koleją” :) Więc i takoż rozpoznawanie rozpoczęłam, od pierwszej napisanej i wydanej pozycji.


Thora córka Gudmundy (Thora Gudmundsdottir) jest współczesną islandzką młodą jeszcze prawniczką, matką wychowującą kapryśną sześciolatkę i nastolatkującego na całego szesnastolatka. Już bez męża. Ma debet na koncie, ale za to mieszka w wygodnym domu.

Dzięki doskonałej znajomości języka nabytej podczas studiów w Niemczech, poznaje na gruncie zawodowym pewnego „ułożonego” przedstawiciela rodziny niemieckiej, zlecającej dochodzenie w sprawie śmierci młodego studenta. Babka jest przesympatyczna, na wskroś islandzka, od pierwszych stron chcemy się z nią zakumplować :) A i sztywniak w markowym niemieckim garniturze jawi się ze strony na stronę coraz „bardziejszy”. Za to przedmiot dochodzenia jest coraz bardziej mroczny, wręcz demoniczny. Trzymałam wyobraźnię tym razem w cuglach, tuż przy pysku, nie chciałam widzieć czytanych scen, nie pragnęłam widoku opisywanych detali. Thora dokopuje się bowiem aż do czasów inkwizycji, do płonących stosów (o dziwo, na Islandii płonęli prawie sami mężczyźni...), do słynnego dzieła „Malleus maleficarum” (Młot na czarownice). Znaleziony martwym młodzieniec okazuje się ściśle powiązany z tematyką czarów, wręcz nimi zafascynowany. Yrsa wspomina średniowieczną historię Islandii, pisze nawet o Papach. Nie jest to pogłębione studium, ale wystarczające do kryminału. Zawsze można sobie doczytać w Internecie, jakby co :)


Pod koniec powieści Thora wyręcza niezbyt zaangażowanych w sprawę policjantów i na tacy podaje rozwiązanie, po czym okazuje się, że, no, jak by to powiedzieć, powiększy jej się w pewnym sensie rodzina...


Całość bardzo dobrze napisana, brawo!


Jedna rada dla potencjalnych czytelników – nie wolno się zrazić „brzydką” stroną rzeczywistości, którą Yrsa opisuje, cóż, tak też wygląda ten świat i życie na nim, i ja wolę o tym wiedzieć...




islandzkie dochodzenie - Arnaldur Indriđason - "Grobowa cisza"



  

Arnaldur Indriđason
"Grobowa cisza" 
(Grafarţögn)



Literatury islandzkiej ciąg dalszy. 

Kolejna po „W bagnie”, książka Indriđasona, druga jaką przeczytałam, więcej niestety nie przetłumaczono. Nie mam ciepłych uczuć odnośnie Wieży Babel, czemuż nie ma jednego języka porozumiewania się i trzeba angażować rzesze tłumaczy ze wszystkich języków na wszystkie. Głupie.

Na obrzeżach Reykjaviku dziecko znajduje szkielet sprzed pół wieku. Erlendur, islandzki policjant, grzebie w przeszłości. Jego prywatną pasją są zaginięcia, więc jest w swoim żywiole. Rekonstruuje historię życia podmiejskiej społeczności z okresu mniej więcej II wojny światowej, z rejonu wykopaliska. Przy okazji faktu, że córka Erlendura jest narkomanką w ciąży, Indriđason pokazuje obrazki przemocy domowej i losu młodych ludzi pogrążonych w nałogu.

Książka napisana niespiesznie, rozwlekle, czyta się ją spokojnie, bez uniesień. Dziwi trochę słońce do 22.00, przez pół roku :) Dziwi też kobieta – medium, widząca przy Erlendurze ducha... Zastanawia powszechność mieszkań w suterenach.

Dla miłośników islandzkiej odmienności.