.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daniil Trifonov. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daniil Trifonov. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 sierpnia 2016

filmowo i muzycznie, biegiem


Znowu filmy seryjnie seriami oglądam. Polskie stare, amerykańskie stare, z orkiestrami i big-bandami, z muzyką klasyczną, komedie, horrory, na faktach.

Walc Mefisto (The Mephisto Waltz), amerykański horror z 1971 roku, moim zdaniem, znakomity.
Mefisto Walc, polska fabuła telewizyjna z 1989 roku.
Paweł i Gaweł, polski z Bodo, 1938 roku.
Piętro wyżejpolski z Bodo, 1937 roku.
Serenada w Dolinie Słońca (Sun Valley Serenade), amerykański z 1941 z orkiestrą Glenna Millera.
Orchestra Wives , amerykański z 1942 z orkiestrą Glenna Millera.
Więzienny eksperyment  (The Stanford Prison Experiment), amerykańska fabuła z 2015 roku.
Cicha furia: Stanfordzki eksperyment więzienny (Quiet Rage: The Stanford Prison Experiment), dokument z 1991 roku.

Najchętniej podzieliłabym się, jak w Sabinkach u Marcela Ayme, i jedną z siebie oddelegowała do permanentnego oglądania. Drugą oddelegowałabym do permanentnego słuchania, albo nawet ze dwie albo i trzy, bo słucham kilku gatunków równocześnie. Zmieniam płyty w odtwarzaczu, a to Glenn Miller, a to Liszt, a to Daniil Trifonov, a to Denis Kożuchin (Kozhukhin). Są transmisje live z koncertów, na YT, w radiowej Dwójce. Dziś o 2.00 w nocy Daniil Trifonov z Lenox, Massachusetts, USA. Za niecałą godzinę Szymon Nehring z festiwalu w Dusznikach. W środę 10 sierpnia Denis Kożuchin z festiwalu w Dusznikach, live w Dwójce.

Na wiosnę sadziłam drzewka. Inicjatywa obywatelska. Odwiedzam je czasem, jabłonki rosną jak na drożdżach, łąka kwietna też ma się dobrze.

A w piłce ile się dzieje i w ogóle Olimpiada Letnia się zaczęła, całkiem przyjemna dla oka ceremonia otwarcia dziś w nocy, momentami zachwycająca!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

wariacje z radia - Trifonov rządzi


Nie muszę mieć w życiu wielu przyjemności, rzecz nie w ilości, a w jakości. Udział w zjawisku Daniil Trifonov to dla mnie satysfakcja absolutna. Chłopak jest nadal i w sposób narastający utalentowany, pracowity, skromny, wszechstronny, mądry, myślący, inteligentny. Mądrze korzysta z darów. Rozwija się błyskawiczne, w zawrotnym tempie poszerza repertuar, komponuje (w kwietniu tego roku odbyło się pierwsze publiczne wykonanie jego własnego koncertu fortepianowego). Narzucił sobie tempo, podnosi też stopień trudności. Ma 23 lata.

Wczorajszy koncert Daniila w Dusznikach-Zdroju to kaliber wydarzenia roku. Przekaz Dwójki był absolutnie doskonały, przyłapywałam się wielokrotnie na wrażeniu, że słucham odtwarzanej przez stację radiową płyty, opracowanej przez specjalistów, obrobionej, uformowanej w doskonałym studiu nagraniowym. Podobało mi się wszystko, w sposób zwielokrotniony w stosunku do tego samego repertuaru zagranego trochę wcześniej w Verbier (słuchanego na stronie Medici).

Nie wiem czy w Dworku Chopina nadal są te madejowe krzesełka upakowane jedno tuż przy drugim, typ "sardynki w puszce", czy jest klimatyzacja. Koncertu transmitowanego na żywo o 20.00 postanowiłam wysłuchać w łóżku, w chłodnej pościeli, wstawiłam sobie radio, herbatkę w wielkim kubku, wystudzoną, obłożyłam pachnącymi jabłkami i dobrymi książkami. Dwójka już od 19.00 nadawała utwory w wykonaniu Daniila, więc poddałam się delikatnemu naciskowi tego medium i wprowadziłam się w nastrój oczekiwania. Równocześnie podglądałam wynik meczyku ekstraklasy na żywo i bez głosu oglądałam wiadomości sportowe. Kiedy Daniil zaczął grać (utwory znałam z rejestrowanego koncertu na festiwalu w Verbier, Wariacje na temat Chopina op. 22 Rachmaninowa prawie znam na pamięć i nie mogę się od nich od wielu dni uwolnić, nawet kiedy nie słucham, to śpiewam je sobie po cichu) całkowicie nastawiona na odbiór, bez żadnego rozproszenia, słuchałam i tylko słuchałam. To było jak medytacja. Odłożyłam książkę, zamknęłam oczy, zgasiłam światło, umościłam się wygodnie i słyszałam dźwięk dobry, bardzo dobry, idealny. Nie żałowałam ani sekundy, że nie jestem w Dusznikach, byłam już i pewnie jeszcze będę, ale tego intymnego domowego słuchania sam na sam z dobrym radiem przy głowie nigdy nie zapomnę. Zawsze na koncertach na żywo przeżywałam, w większym lub mniejszym stopniu, rozproszenie, wyganianie myśli, próbę łapania chwili, takie opanowywanie rozkołysanej łódki na wielkich falach. Pierwszy raz w życiu udało mi się złapać kontakt z muzyką niemal stuprocentowy, pierwszy raz osiągnęłam taki stopień koncentracji na dość długim koncercie.  Repertuar był "wariacyjny", trudny, złożony (wiedza komentatorów radiowych, niestety nie moja własna), ale Trifonov przefrunął płynnie nad mieliznami i trudnościami, panował nad partyturą, fortepianem marki Yamaha, nad akustyką sali, nad własnymi emocjami. Kontrolował sytuację, ogarniał całokształt. Bisy też jakościowo nie odstawały od programu. Przy dwóch preludiach Chopina zaobserwowałam u siebie powolne dosłowne opadanie szczęki, na pograniczu wypadnięcia z zawiasów. Zagrane perfekcyjnie. Spokojnie mogłam sobie pochichotać od pierwszych dźwięków bisowego walczyka, zagranego z powolnym tanecznym tempie (zazwyczaj gra tak szybko, jakby go diabeł gonił) potem pośmiać się z tego "żartu" na głos, słuchaczom na sali nie wypadało. Daniil podtrzymał zdecydowanie i utwierdził we mnie przekonanie, że jest "moim" pianistą numer jeden. Wrażenia głębokie, oddziaływające długofalowo, aktywujące. Daniil - BOLSZOJE SPASIBA.

Według programu:

Piotr Czajkowski - Temat z wariacjami F-dur op. 19 nr 6
Sergiusz Rachmaninow - Wariacje na temat Chopina op. 22
Robert Schumann - Etiudy symfoniczne op. 13

Tchaikovsky - Theme and variation in F major Op. 19 No. 6
Rachmaninov - Variations on a Theme of Chopin, Op.22
Schumann - Symphonic Studies, Op. 13

Następny raz w Polsce 1 marca 2015, oba koncerty Fryderyka Chopina :)



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

niezwykły pianista


Niektórym z Was znane jest moje wciąż rosnące uwielbienie do klawiszy, pianin, fortepianów, koncertów fortepianowych i PIANISTÓW. No i, rzecz jasna, kompozytorów. Od ostatniego konkursu chopinowskiego i następujących po nim, transmitowanych przez Sieć, międzynarodowych konkursów fortepianowych w Tel Avivie i Moskwie przywiązana jestem silnie zwłaszcza do Daniila Trifonova. Po kilku koncertach na żywo, po bezpośredniej rozmowie, po wysłuchanych wywiadach, zainteresowanie młodym pianistą nijak nie maleje, ciągle mam niedosyt wieści, a zwłaszcza kolejnych wykonań. Znalazłam dziś niesamowitą rozmowę z Daniilem, miłego oglądania. Prawda, że jest niezwykły?


piątek, 10 maja 2013

trzeci


Dawno. Supermarket wielki, zakupy, patrzę kątem oka na płyty CD bo nie mam przecież odtwarzacza. Ale kupuję jedną z II i III koncertem fortepianowym Rachmaninowa. Pierwsza moja płyta CD. Kupiłam odtwarzacz i słuchałam w kółko, choć miałam już także inne płyty. A po obejrzeniu filmu Blask (Shine) jeszcze moje uwielbienie dla Rachmaninowa i jego III koncertu fortepianowego wzrosło. Czytałam wiersze Emily Dickinson i jak ona "Czułam - przez Mózg przechodził Pogrzeb" - kiedy słuchałam koncertu pod koniec finału. Potem dwukrotnie na żywo w warszawskiej filharmonii, marzenia się spełniają. A teraz doczekałam wykonania Daniila Trifonova. Pierwsze wysłuchanie na żywo przez Internet nieudane, ja wyrwana ze świata słowa pisanego, całkowicie przekierowana ze słuchania muzyki na odbiór wzrokowy, dźwięk zacinał się co chwilę i nie podobało mi się. Jakaś dusza miłosierna wrzuciła koncert do sieci, inna dusza podrzuciła mi link i mogłam, na raty posłuchać w spokoju mojego ulubionego koncertu w wykonaniu ulubionego wykonawcy. Pilnując się mocno, by nie zgłupieć z nadmiaru szczęścia. I zobaczyłam zorzę polarną i fizycznie słyszałam jej rozbłyski, oczy mrużyłam i łaskotało mnie podniebienie od tego skrzenia się niektórych fragmentów.




środa, 29 sierpnia 2012

Przeniknięta


Próbuję żyć dniem dzisiejszym, ale nie wychodzi. Nic dziwnego, byłam wczoraj na koncercie Daniila Trifonova, wspomnienie wzięło mnie całkowicie w posiadanie i tkwię jeszcze w studiu koncertowym prawie całą sobą. Po zeszłorocznych szaleństwach, a rozbijałam się na prawo i lewo po filharmoniach i salach koncertowych, w tym roku Baba Jaga zakrzywionym paluszyskiem kiwa, że nie, basta. Postanowiłam odpuścić więc całkowicie tegoroczny festiwal "Chopin i jego Europa", omijać z daleka, by nie żałować. Aż tu nagle spada mi z nieba Katsaris, Valentina (będzie pojutrze), no i wczoraj Daniil. Poszłam właściwie tylko spotkać się ze znajomymi przed salą koncertową, nie mając biletu ani nadziei na wejście. Grzecznie jednak, co mi szkodzi, ustawiłam się w kolejce po wejściówki. Koncert miał rozpocząć się lada moment, nadal nie było wiadomo czy w ogóle wejściówki będą, ludzi masa, mnóstwo wiele. Nagle zostałam wyrwana z kolejki, dostałam bilet do ręki i znalazłam się oniemiała w środku, jak dokładnie, sama nie wiem, zadziałał los i przeznaczenie ;) W każdym razie - OGROMNE DZIĘKI! Przycupnęłam sobie tuż przy fortepianie, bo przecież lubię także widzieć. Zaczęło się. Wszedł Daniil z młodzieńczą (zabawną!) powagą na twarzy i zaczął III Sonatę Scriabina. Każda nutka starannie wyartykułowana, każda jedna trafiała do mnie jak w dziesiątkę, jakby istniała tylko i właśnie dla mnie. Nigdy wcześniej, a byłam już na sześciu koncertach Trifonova i niezliczonej ilości innych wykonawców, nie doznałam tego uczucia. To było jak "wstrzelenie się" statku kosmicznego w korytarz wtargnięcia, pod precyzyjnie określonym kątem, w warstwę atmosfery, jedynym możliwym, by nie spłonąć. Dźwięki docierały do mnie jak nigdy wcześniej. Czy już zawsze mam się spodziewać, że każdy kolejny koncert będzie zupełnie niezwykłym i nowym przeżyciem, coraz wyższym stopniem wtajemniczenia? Wcześniej słuchałam Scriabina po macoszemu, nadal go dobrze nie rozumiem, ale WIEM, że Trifonov mi go w końcu całkowicie przetłumaczy, jako że należy, obok Chopina, do jego ulubionych kompozytorów. Wczoraj, mimo że siedziałam tuż przed podniesioną klapą fortepianu, a artysta nie żałował "strun", byłam trochę zmęczona, no i zaczynała boleć mnie głowa, to ten Scriabin poprzez Trifonova objawił mi się dzikim nierozpoznanym pięknem, którego rejon będę eksplorowała nieustająco. Oprócz "bombardowań" były w sonacie tak piękne momenty, że z pewnością wkrótce zaczną odtwarzać się w mojej głowie w najmniej oczekiwanych momentach, na przykład podczas zmywania :) 

Następny był Medtner i Skazki, już mi znane i ogromnie lubiane. Nimfy siedziały przy źródełku, woda pluskała i bajkowe ciepełko grzało i jasność otaczała, mimo panującego w studiu półmroku. Zmiana nastroju, ale w sumie nie tak wielka. Ognisty ptak Strawińskiego był porywający, podrywający, nadal każda nutka staranna i przepiękna, żadnej bylejakości w graniu, żadnych omyłek i wpadek. Po gorących brawach przerwa na ochłonięcie i przestudzenie emocji oraz przesiadkę kilka rzędów wyżej. Trochę żałowałam, że nie będę już tak dobrze widziała, ale niepotrzebnie. Z góry miałam widok na DŁONIE, no i dźwięk idealny. Dopiero co rozpracowywany przez Trifonova Debussy i Images (zeszyt I) wyszemrany idealnie. I najważniejszy moment dla "zarażonych" po ostatnim konkursie chopinowskim, Etiudy op. 25. choć słyszałam je już wcześniej, na żywo, w transmisjach, odtworzeniach idących w dziesiątki, to i tak mnie ścięło z nóg. Za to chyba Polacy tak uwielbiają Trifonova, za ten sposób wyrażania Chopina, taki nierosyjski, taki bardzo "nasz". Młody pianista najwyraźniej rośnie i dojrzewa muzycznie, gra te etiudy wciąż lepiej i lepiej. Jeszcze nie słyszę tej "harmonii" unoszącej się w powietrzu przy odegraniu całego cyklu, jak wtedy kiedy gra na przykład Geniusas, ale i ta pewnego dnia zawiśnie nad fortepianem Daniila. W każdym razie musiałam sobie założyć uprząż na emocje i z całej siły trzęsącymi się dłońmi ściskać cugle. I ciągle mrugałam, by "wycieraczki" zgarniały mżawkę, aby wyostrzyć widok na te niezwykłe dłonie, czyli to co stanowczo najpiękniejsze w Trifonovie ;) Przygwożdżona etiudami, także tymi trzema z op. 10 na bis (w trzeciej "najpiękniejszy motyw muzyczny Chopina") poderwałam się na nogi po transkrypcji Uwertury Straussa do Zemsty nietoperza (dłonie tylko śmigały, wzrok nie nadążał z rejestrowaniem wszystkich uderzeń w klawisze), podobnie jak reszta sali. Na stojąco, potężnymi oklaskami publiczność pożegnała Młodego, do nieuniknionego następnego razu. Jeszcze tylko balszoje spasiba, już bez awtografu - Daniil chyba powoli przestał rejestrować z kim i o czym rozmawia, tak wielkie było zamieszanie wokół jego osoby :)

I pojechałyśmy z Joanną i Agnieszką na kawę, postawiono przede mną herbatę z cytryną i sokiem malinowym, idealną na po-koncercie-Daniila. Dopiero przy tym napoju zaczęłam odczuwać, wraz z chłodem wieczornym realność świata wokół stolika pod parasolem na Rakowieckiej. Emocje, opadając, porządkowały się, wrażenia docierały do świadomości. Trochę później w domu wysłuchałam jeszcze najnowszego wywiadu Trifonova. Już wkrótce w jego wykonaniu preludia Chopina, II koncert fortepianowy Prokofiewa ! :) :) i III koncert fortepianowy - Ta Dam - Rachmaninowa. Ta chwila musiała nadejść. I tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy wysłucham tej niesamowitości na żywo. Mam nadzieję, że będzie w pobliżu sali koncertowej karetka.

Czego i Wam życzę.
To znaczy tak intensywnego przeżywania muzyki, nie karetki! :)

wtorek, 23 sierpnia 2011

o wykonawcach festiwalu, dzień ostatni


Marcin Koziak
Drugi kontakt na żywo z młodym pianistą, wcześniej w "Lutosławskim" słyszałam Marcina w I koncercie fortepianowym Liszta, grał świetnie, szkoda tylko, że krótko (koncert trwa 16 minut). Teraz miał być Chopin. Wystąpienie mnie nie porwało, Koziak grał czasami za delikatnie, do przesady, nawet w momentach wymagających zdecydowania. Zaczął od nokturnu i było dobrze, potem scherzo było zbyt delikatne, ballada w miarę i polonez As-dur, ten słynny, też nie najlepiej. Myślałam, byłam prawie pewna, że będzie ciekawiej, piękniej. Marcin zagrał ciekawostkę, "Preludium i Nokturn na lewą (tylko) rękę" Skriabina, słuchałam już wcześniej na YT, ale ta wersja koncertowa też była dziwna. Potem była fantazja Liszta na temat mozartowski, do której jakoś nie mogę się ciągle przekonać. Znowu te oczekiwania. Ale chłopak jest bardzo miły i sympatyczny, to absolutnie nie ulega wątpliwości. Może brak mu po prostu pewności siebie?



Paweł Wakarecy
Jakoś tak los mnie z nim dość często stykał ostatnio... Niedawno w Łazienkach Królewskich zagrał dwa polonezy, Chopina i Zarębskiego, siedziałam w drugim rzędzie zachwycona i po koncercie podeszłam porozmawiać chwilkę. Potem były Duszniki, po Marcinie spory kontrast, więcej witalności i energii, poweru :) Cykl Schumanna ciekawy, no i znowu, teraz już mój ulubiony, polonez Zarębskiego. Po koncercie znów można było zamienić słówko. A wieczorem się złożyło, że po raz kolejny sobie mogłam z finalistą KCh dłużej pogawędzić... Następnego dnia rano, kiedy wyjeżdżałam z festiwalowego miasteczka, wędrując z walizeczką w stronę przystanku, natknęłam się na pana Pawła, także z walizeczką :) Już po pierwszym wysłuchaniu na żywo gry Wakarecego odpłynęły jakiekolwiek wątpliwości, czy słuszny ten finał. On naprawdę jest bardzo dobrym i rozwijającym się pianistą. Słucham sobie akurat 2. koncertu Chopina, tego mniej popularnego f-molla, Paweł Wakarecy grał ten utwór w październiku na konkursie, a zapytany, dlaczego, nie jak wszyscy, e-moll, odpowiedział, "bo jest piękny". Doświadczam i przyznaję rację.


Daniil Trifonov
Najlepszy koncert Daniila ze wszystkich na których byłam osobą swoją, w sumie czterech. Chłopak się wyraźnie rozwija. Dostał ogłuszające brawa, najgłośniejsze z osiemnastu dusznikowych koncertów. Nie milkły długo, aż po piąty bis, Rachmanianę. Koncert Daniila nie był JAK spełnienie marzeń. BYŁ spełnieniem marzeń. Nikt nie pozostał zawiedziony, rozczarowany, chłopak dał z siebie sto procent, Campanella + Mefisto Walc to najlepsze utwory z koncertu, jeden po drugim powalały, masakrowały, wgniatały w fotele, nie było siły by wstać i wyjść na przerwę... To było big bara boom, fajerwerki w pozytywnym znaczeniu, ukoronowanie, wisienka na torcie tegorocznego festiwalu. Wszystkie utwory były bardzo "Daniłowe" grał je "po swojemu", jak czarodziej, który dotknął fortepianu i zaczarował go i od tej pory instrument wydaje tylko dźwięki według życzenia, zaczarowane i oczarowujące publiczność, czyste, perełkowe, szemrzące. Bo nawet wściekłe diabelskie momenty Mefisto też czarowały, publika była zahipnotyzowana, w transie. Campanella idealna, bezbłędna, porywająca, mam wrażenie, że tak dobrej wcześniej jeszcze nie zagrał. Daniil zadowolony, uśmiechnięty, szczęśliwy, kłaniający się co chwilę z ręką na sercu we wszystkich kierunkach, z charakterystycznym wyrazem twarzy, z mokrymi potarganymi włosami. I cały czas utrzymuje kontakt z publicznością. Po przerwie - mazurki zagrał cudnie jak zawsze, takie chopinowsko-daniłowe perełeczki. Etiudy zagrał po swojemu i nie wiem już czy wolę jego wykonanie czy Geniusasa. Boję się się etiud 10 i 12, zwłaszcza po diabelskim walczyku. Szczęście, że Prokofiewa nie wmanewrował do tego zestawu.

Dla mnie w Daniile fascynujące jest to, że on się tak błyskawicznie rozwija, rozszerza repertuar, dołącza ciągle nowych kompozytorów i kolejne nowe utwory w tempie błyskawicznym. Jak dobrze posłuchać w jego wykonaniu także Bacha, Beethovena, Schuberta, Schumanna. No i f-molla (to wkrótce). Poza tym - czekam na Rachmaninowa, nieustająco.




  



poniedziałek, 4 lipca 2011

nowa płyta w dom


Synoczek pojechał odebrać, trwam w oczekiwaniu. Szła strasznie długo. Nie lubię orkiestr kameralnych. Ale skoro przy fortepianie zasiadł Daniil Trifonov, nie pozostaje mi nic innego, tylko się wziąć i przekonać ;)


  

I Koncert fortepianowy E-moll Op. 11:
1. I. Allegro maestoso
2. II. Romance
3. III. Rondo
4. Barkarola Fis-dur Op. 60
5. Impromptu As-dur Op. 29
6. Impromptu Fis-dur Op. 36
7. Tarantella As-dur Op. 4

wtorek, 21 grudnia 2010

koncert


Już trzy dni temu pojechałam pod Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, nie wiem czemu, same nogi poniosły. A wczoraj byłam na koncercie z okazji Jubileuszu 85-lecia Polskiego Radia oraz 75-lecia Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, w tymże studio. Głównym i jedynym powodem był występ Daniiła Trifonowa.

Nie można było nabyć biletu wcześniej, jedyną możliwością była rezerwacja telefoniczna i odbiór w kasie na godzinę przed koncertem. Już pół godziny wcześniej ludzie zaczęli się powoli zbierać przed okienkiem w radosnej atmosferze oczekiwania na MUZYKĘ oraz jej WYKONAWCÓW :) Fajne uczucie być w takim zgromadzeniu, wszyscy zupełnie sobie obcy, ale przecież tak podobni, w pewnym sensie.

Na początku NOSPR pod dyrekcją Jacka Kasprzyka zagrała "Małe requiem dla pewnej polki" Henryka Mikołaja Góreckiego, niedawno zmarłego. Było to dla mnie coś nowego, fortepian i 13 instrumentów, w tym dzwony. I dużo ciszy. Bałam się, że jeśli przeleci mucha, to będzie ją słychać i rozproszy muzyków i atmosferę, no i akurat przeleciała, chyba ją przyciągnęłam myślami, na szczęście bezszelestnie.

Nie mogę chodzić na koncerty skrzypcowe, niedawno na jednym byłam i musiałam wyjść po pierwszej części. Brzmienie skrzypiec albo mnie drażni albo zachwyca. Wczoraj mnie zachwyciło. Kiedy rozległo się pierwsze po dzwonach cichuteńkie nieśmiałe posunięcie smyczka pierwszych skrzypiec trochę mnie zatkało, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. H.M. Górecki nie będzie pewnie moim ulubionym kompozytorem, ale cieszę się, że mogłam posłuchać takiego doskonałego wykonania. Dodam jeszcze, że w fortepian waliła Anna Górecka, za co ją potem dyrygent serdecznie uściskał. No waliła, tak popadło, nie była to subtelna szemraninka, ta dopiero po przerwie :)

Po niewielkim przemeblowaniu (zjechał Steinway, doszły krzesełka i pulpity dla kolejnych muzyków) z pełną parą na scenę wkroczył Prokofiew w wyborze suit z baletu "Romeo i Julia". NOSPR dał czadu, a i owszem, można było się zachwycać.

Na szczęście Prokofiewa bardzo lubię i mogę słuchać "na okrągło", zwłaszcza, że zima teraz i tuż przed świętami, a mnie jego muzyka się właśnie ze śniegiem kojarzy, może przez te dzwoneczki? Ale już w połowie "Romea i Julii" zaczęłam myśleć tylko o drugiej części koncertu. Jak zagra po powrocie z Ameryki, miał taki długi moment oderwania od konkursu i Chopina, przebywał w innym świecie, studia, prace domowe. A może pójść po autograf? Ale po co, nie zbieram przecież autografów. Zresztą na czym ten autograf. Ok, pójdę po ten autograf, co mi szkodzi. No i znów wróciłam na salę i usłyszałam dźwięki, wyłączenie na szczęście trwało krótko... Jacek Kasprzyk dyrygował niesamowicie, szczupły, przygarbiony, przywołując mi na myśl ekspresjonizm niemiecki...

W przerwie koncertu - dotoczenie Steinwaya - rozmowa z dyrygentem i wywiad z Daniiłem Trifonowem z głośników radiowych, jako że całość transmitowała bezpośrednio Dwójka. Z tego co pamiętam, Trifonow wybiera się teraz do Gdańska, będzie nagrywał płytę z orkiestrą tamtejszą. W Warszawie pokaże się niestety dopiero w sierpniu (uwzględnię w planach wakacyjnych, nie ma inaczej). Kiedy zaczął wyliczać jakie ma muzyczne plany, przestałam nadążać, i dobrze, młody jest, cała kariera przed nim. Ucieszyło mnie najbardziej, że przymierza się do III koncertu Rachmaninowa :))

No i nadejszła wiekopomna chwila, orkiestra się rozsiadła dostojnie i weszli mistrzowie. Zabrzmiał koncert e-moll Chopina. Trifonow zagrał delikatnie, pięknie, cieniując na Steinwayu ile się dało i szkoda, że nie było Fazioli, do którego nas przyzwyczaił. Jestem wrażliwa szczególnie na dwa momenty tego koncertu, ale gra młodego Rosjanina wydobyła takich momentów więcej i miałam ścieżki małych potoczków na pudrze w kremie spływające aż do szyi. No i trochę mnie potrzęsło z emocji. I parę razy zapomniałam o oddychaniu. Sąsiad obok zaczął kichać, może z emocji, a może z przeciągu, na szczęście robił to bezgłośnie, gratulacje :) Trochę głośno, zbyt głośno może grała orkiestra, ale siedziałam blisko, bliziutko i dlatego miałam takie wrażenie. W każdym razie Trifonow nie uciszał dyrygenta, jak w finale konkursu. Po e-mollu był tak uszczęśliwiony, radosny, uśmiechnięty, jakby właśnie wygrał. Może i wygrał ze strachem, bo widziałam jak ręce mu się trzęsły kiedy je spocone wycierał pomiędzy częściami koncertu. To było dopiero drugie po konkursie chopinowskim publiczne wykonanie e-moll (pierwsze miało miejsce w Poznaniu). Nie było owacji na stojąco, ale były trzy bisy, mazurki Chopina i tarantella. Ciekawe ile razy bisowałby nam, gdyby nie orkiestra, która nadal pozostawała na scenie. Bo brawa nie milkły, Daniił wychodził, kłania się i uśmiechał radośnie, promiennie, szczerze. Tarantellę zagrał tak szybko, że nie nadążałam ze słyszeniem dźwięków, a mazurki (bo to chyba były mazurki? mam problemy z odróżnianiem utworów...) delikatnie, on je wypieścił po prostu. I to był już niestety koniec, mało, jeszcze, niedosyt, brak, pustka. Stanowczo za mało, stanowczo za krótko.

No to może po ten autograf... Oj, chłopak przystojny, fajny, młody, utalentowany - będzie się teraz miał z wielbicielkami. Nie było problemu, żeby porozmawiać, a nawet uściskać.

Nie wiem, po co mi, ale mam ten autograf :)

sobota, 6 listopada 2010

dźwięki - nieustająco


Kiedy się budzę, kiedy zasypiam, kiedy wychodzę z domu – w uszach słyszę dźwięki muzyki. Odtwarzane z zapisów w mózgu.

Ciekawe, czy możliwe jest wyćwiczenie pamięci do tego stopnia, by muzyka nagrana w głowie odtwarzała się wtedy, kiedy tego chcemy, na dodatek dokładnie ten utwór czy jego fragment, który chcemy akurat usłyszeć.

Muzyka Chopina jest jak świeże wiejskie czy górskie powietrze, kiedy zaczerpniesz, to już nie możesz przybyć do miasta i oddychać spalinami bez tęsknoty, chcesz wrócić i wdychać je nadal. Nie można przestać. Chce się jeszcze, więcej, cały czas.

Usłyszałam ostatnio od koleżanki, że owszem, słucha klasyki, czasem, ale jakoś Chopin jej nie pociąga. Tak było i ze mną, kiedyś. Ale jest na to prosty sposób, trzeba włączyć jego muzykę i słuchać tak długo, aż się ją usłyszy :)

Przedwczoraj byłam na koncercie Daniiła Trifonowa w Filharmonii Narodowej. Wróciłam zaczarowana, ze zmienionym składem chemicznym :) Nie rozumiem mechanizmu: wychodzi taki dziewiętnastoletni Rosjanin, zasiada, dotyka palcami klawiatury Fazioli i tłum jak w transie, słucha i odlatuje uprowadzony wizją muzyczną pianisty czarodzieja. Czy można grać delikatniej, bardziej subtelnie? Daniił grał Chopina, może dlatego wrażenie dla Warszawiaków było piorunujące. Wystaliśmy i wyklaskali aż cztery bisy, Skriabina, Liszta i Trifonowa :) Tak, zagrał na ostatni bis swoją wyszemraną, wytkaną, wysnutą kompozycję własną. Szkoda trochę, że on nie nasz, że międzynarodowy, że trzeba się dzielić jego talentem ze światową rzeszą melomanów. Bo teraz, po wygranej nagrodzie w konkursie chopinowskim chcą go już WSZĘDZIE. Co zrobić, żeby wpadał do Polski częściej? Może mu nadać honorowe obywatelstwo czy coś? :)

Nie byłam zwolenniczką okablowywania się ulicznego, ale chyba jednak zaopatrzę się przy najbliższej okazji w jakiś nośnik zewnętrzny i słuchaweczki, żeby móc odbierać muzykę cały czas, nie licząc na ścisłą współpracę mojego mózgu. 

Cała ta przygoda muzyczna zapoczątkowana konkursem chopinowskim jest jak surfowanie na długiej fali. Nie pływam na desce, ale wydaje mi się, że odczucia mogą być zbliżone :)

sobota, 23 października 2010

Daniił Trifonow


Młody rosyjski pianista, urodzony w 1991 roku, dzieciak, chłopaczek, nastolatek w dżinsach. Na fortepianie gra od piątego roku życia, koncertuje w świecie od piętnastego, startuje w konkursach i otrzymuje nagrody. Od pół roku przygotowywał się intensywnie do grania Chopina w Warszawie. Wcześniej już specjalizował się w graniu jego mazurków. Od pierwszego etapu konkursu wiedziałam, że to na niego właśnie będę stawiała, chyba, że mnie po drodze rozczaruje, albo pojawi się ktoś lepszy. Daniil nie rozczarował, o nie, coraz bardziej zachwycałam się jego występami, a przez nie muzyką Chopina. Nie był oczywiście jedynym, którego słuchałam, starałam się obejrzeć wszystkie wykonania i pewnie w 70-80% się udało. Ale on jeden nieustannie elektryzował, choć kilku innych wykonawców też zachwycało, ale tylko momentami lub nawet dłuższymi chwilami. On jeden wzbudził Wielkie Uczucia, na stałe. Grał na Fazioli, nikomu poza Trifonovem nie udało się tak wiele wydobyć z fortepianu tej marki, debiutującym na konkursie chopinowskim. Pokazał się znakomicie we wszystkich formach, krótkich, dłuższych, w sonacie, w koncercie. Trifonov studiuje kompozycję, komponuje dla przyjemności, napisał między innymi koncert fortepianowy. Ostatecznie w tegorocznym konkursie chopinowskim zajął trzecie miejsce, dostał brązowy medal i przepięknie zagrał mazurki i walca na koncercie laureatów. Wyglądał przy tym miłośnie, niczym Trinity zapatrzona w Neo :) Zdobył masowe uznanie i uwielbienie, może nie w takim stopniu jak Ingolf Wunder, ale na pewno pozostawił po sobie silną „drużynę” zachwyconych nim na amen melomanów.

Ja nie pajmu, ale Trifonov to mój człowiek, po prostu. Niech nikt nie pyta, dlaczego. Tak czuję i już. Kupię płytę, kiedy ją wyda, pójdę na koncert, jeśli tylko będzie taka okazja.


Trochę demoniczny, kiedy gra zgarbiony, w czarnej koszuli, a zaraz potem anielsko niewinny, zadziwiająco różny. Tak, na obu zdjęciach on, jeden i ten sam :)

Oba zdjęcia pochodzą ze strony NIFC*


Czytałam o jednym z widzów konkursu, Rosjaninie, który w wieku pięciu lat pierwszy raz usłyszał w radiu sonatę b-mol, która tak nim wstrząsnęła, że się rozpłakał i postanowił zostać pianistą, a dziś prowadzi klasę fortepianu w Instytucie Muzycznym im. Rachmaninowa w Kaliningradzie. Na dodatek z jego inicjatywy niedawno odsłonięto w Kaliningradzie pomnik Chopina. Nie wiem kto i kiedy tak bardzo skrzywdził naród polski, że na hasło Chopin reaguje dość dziwnie, bynajmniej nie w sensie pozytywnym. Nie rozumiem.

Stona www: http://www.daniiltrifonov.com/ 
Blog: http://www.trifonov.us/

Trifonow na portalu NIFC
Jego wykonań posłuchać można TUTAJ

Wszystkie występy Trifonowa w ramach konkursu chopinowskiego TUTAJ

czwartek, 21 października 2010

fortepian za mną chodzi


Skończył się konkurs, mój faworyt Daniil Trifonov zajął 3 miejsce, otrzymał też nagrodę za najlepsze wykonanie mazurków. Na pierwsze miejsce spuszczę zasłonę milczenia. Dziś jeszcze tylko koncert laureatów i muzyczna pustynia.

A za mną chodzi fortepian, muszę sobie zaserwować co jakiś czas solidną dawkę muzyki fortepianowej, słucham więc, co pod ręką, a to Chopin w wykonaniu Rafała Blechacza, a to Liszt, a to Schumann. Muszę, inaczej fortepian chodzi i kłapie klapą. Cóż, to u mnie normalne, cykliczne, przyszła faza i nie ma zmiłuj, klasyki pora nastała, co niezmiernie mnie raduje. Zawsze to szlachetniejsze powietrze wokół, bardziej przejrzyste, zwiewne, czarowne, przeplecione mgiełką dźwięków. Czasem tylko jakieś wichury, burze i napory, ale zawsze potem okręty wypływają na spokojne fale i niebo jaśnieje, słonko grzeje, ptaszki ćwierkają, wróżki robią swoje, a dzwoneczki dźwięczą.

sobota, 16 października 2010

I już zaraz finał...


Ludzie którzy oceniają wyszli na OBRADY,  a ja myślę, że na obiad najpierw. Skończył się trzeci etap konkursu i skończyły się preludia, mazurki, sonaty, polonezy, ronda, ballady, nokturny... A ja skończyłam siekać sałatkę jarzynową wraz z ostatnimi dźwiękami fortepianu Francuzki, ostatniej uczestniczki. Szkoda... Się wciągnęłam i bardzo mi będzie tego wszystkiego brakowało. Na razie jeszcze sama śmietanka, finał i koncert laureatów i filharmonicy nowojorscy, ale to już będą chyba przeważnie koncerty. Nie obejdzie się bez polowania na Chopina, jako że ani dźwięku jego muzyki u mnie nie uświadczysz. Miałam kiedyś, ale jakieś tanie produkcje, które już nie chcą się odtwarzać... Dla takich jak ja, cierpiących na zespół odstawienia TVP Kultura nadaje jutro dość dużo Chopina od rana, jako że w konkursie dzień przerwy. Łącznie z Ivo Pogoreviczem, ależ się cieszę, od dzieciństwa i mam do niego sentyment :)

Daniil Trifonov, młodziutki Rosjanin rozłożył mnie na atomy, ale o tym później, teraz muszę szybciutko pozałatwiać sprawy na mieście, żeby zdążyć na 18.25, już mają być znane wyniki. Nie obawiam się, moi faworyci z Trifonovem na czele, na pewno przejdą dalej. Ciąg dalszy nastąpi :)