.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura angielska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura angielska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 25 stycznia 2015

"Biedny pan Lucas!"


Pan Lucas przyszedł dziś rano, żeby się dowiedzieć, czy matce nie potrzeba pomocy. To bardzo miłe z jego strony. Pani Lucas myła od zewnątrz okna ich domu. Drabina, na której stała, nie wyglądała na zbyt bezpieczną.

Zapisałem się do biblioteki. Wypożyczyłem Jak dbać o cerę, O powstawaniu gatunków oraz książkę tej baby, o której matka bez przerwy ględzi. Książka nazywa się Duma i uprzedzenie, a napisała ją jakaś Jane Austen. Zauważyłem, że mój wybór zrobił wrażenie na bibliotekarce; niewykluczone, że też jest intelektualistką.

Pan Lucas pił z matką kawę w kuchni. W pomieszczeniu było pełno dymu. Zanosili się śmiechem, ale urwali, kiedy wszedłem. W domu obok pani Lucas czyściła rynny. Odniosłem wrażenie, że jest w złym humorze. Małżeństwo państwa Lucasów chyba nie jest udane. Biedny pan Lucas!

Przyszedł pan Lucas i zaproponował, że zawiezie matkę samochodem do sklepu. Podrzucili mnie do szkoły. Z przyjemnością wysiadłem z samochodu, gdzie aż się kłębiło od chichotu i dymu tytoniowego. Po drodze widzieliśmy panią Lucas, która niosła wielkie torby z zakupami. Matka jej pomachała, ale pani Lucas nie miała czym odmachać.

Zacząłem dzisiaj czytać O powstawaniu gatunków, ale książka nie dorównuje serialowi telewizyjnemu.
Dziś rano obudzono mnie bardzo wcześnie. Pani Lucas betonowała podwórko od frontu i nie mogła wyłączyć betoniarki, żeby beton nie zastygł, kiedy go rozprowadzała. Pan Lucas podał jej herbatę. To naprawdę dobry człowiek.

Pani Lucas pokłóciła się z moją matką o psa, który jakoś wydostał się z domu i zostawił ślady na jej świeżym betonie. Ojciec zaproponował, że odda psa do uśpienia, ale matka zaczęła płakać, więc obiecał, że tego nie zrobi.

Pies znowu był u weterynarza. Beton przykleił mu się do łap; nic dziwnego, że w nocy tak hałasował na schodach.

Matka szuka pracy! Teraz już na pewno skończę jako młodociany przestępca, wałęsający się po ulicach i w ogóle. Co zrobię w ferie? Będę przesiadywał w pralni samoobsługowej, żeby się ogrzać? Albo zostanę dzieciakiem z kluczem na szyi, cokolwiek to oznacza? I kto zajmie się psem? Co będę jadł przez cały dzień? Będę musiał się odżywiać chrupkami i słodyczami, od których zrujnuję sobie cerę i wypadną mi zęby. Uważam, że matka zachowuje się bardzo samolubnie. A w pracy i tak się nie sprawdzi - nie jest zbyt bystra i za dużo pije w święta Bożego Narodzenia.

Państwo Lucas się rozwodzą! Są pierwsi na naszej ulicy. Matka poszła pocieszyć pana Lucasa. Musiał być bardzo zdenerwowany, bo kiedy ojciec wrócił z pracy, wciąż jeszcze tam siedziała. Pani Lucas pojechała gdzieś taksówką. Chyba odeszła na zawsze, bo zabrała ze sobą komplet kluczy francuskich. Biedny pan Lucas, teraz będzie musiał sam sobie robić pranie i w ogóle.


powyżej fragmenty:
Sue Townsed "Adrian Mole lat 13 i 3/4. Sekretny dziennik" (The Secret Diary of Adrian Mole Aged 13 3/4), W.A.B. Warszawa 2005, przełożyła Barbara Kopeć-Umiastowska

sobota, 13 grudnia 2014

pieskie życie



Na wczorajszym przyjęciu ojciec upił psa wiśniówką.

Czuję się dzisiaj fatalnie. Wszystko przez matkę, która o drugiej w nocy zaczęła śpiewać My Way, stojąc u szczytu schodów. To po prostu pech mieć taką matkę. Ale jest nadzieja, że moi rodzice okażą się alkoholikami. W przyszłym roku mógłbym już być w domu dziecka.

Pies odegrał się na ojcu. Podskoczył i strącił jego model żaglowca, po czym wybiegł do ogrodu, plącząc się w takielunku.

Oszaleję z niewyspania! Ojciec zabronił psu wchodzić do domu, więc ten przez całą noc szczekał pod moim oknem!

Ojciec ma grypę.

Pies uciekł na ulicę, bo matka nie zamknęła furtki.

Pies nie wrócił. Jakoś spokojniej bez niego. Matka zadzwoniła na policję, żeby podać im opis, w którym pies wypadł jeszcze gorzej niż w rzeczywistości, kudły na oczach i w ogóle.

Pies ma niezłe kłopoty! Zrzucił z roweru strażnika, sprawdzającego parkometry, i pomieszał mu wszystkie mandaty. Z pewnością teraz wszyscy wylądujemy w sądzie. Policjant pouczył nas, że musimy pilnować psa, i zapytał, od kiedy kuleje. Matka odparła, że wcale nie kuleje, po czym go obejrzała. W lewej przedniej łapie uwięzła mu mała figurka pirata. Pies, wyraźnie zadowolony, że matka usunęła pirata, skoczył na policjanta i pobrudził mu mundur zabłoconymi łapami. Matka przyniosła z kuchni ścierkę, w którą przedtem wytarłem nóż po dżemie truskawkowym, więc mundur zaczął wyglądać jeszcze gorzej.

Pies został zamknięty w składziku na węgiel.

Teraz matka ma grypę, co oznacza, że muszę się zajmować obojgiem rodziców.

Przez cały dzień biegałem tam i z powrotem po schodach. Ugotowałem dla nich porządny obiad - dwa sadzone jajka z fasolą, a na deser kasza manna z puszki. Z trudem powstrzymałem się od uwag, widząc, że rodzice niczego nie tknęli. Przecież nie są aż tak chorzy! Zaniosłem wszystko psu do składzika na węgiel. Jutro przychodzi babcia.

Przyszła babcia. Stan domu napawa ją obrzydzeniem.

Babcia wypuściła psa ze składzika i oznajmiła, że zamykając go, matka postąpiła okrutnie. Pies zwymiotował na podłogę w kuchni, więc babcia znowu go zamknęła.

Teraz z kolei chory jest pies! Wciąż wymiotuje, więc musiałem wezwać weterynarza. Matka prosiła, żebym mu nie mówił, że pies przez dwa dni był zamknięty w składziku na węgiel.

Weterynarz zabrał psa ze sobą. Mówi, że chyba ma zaparcie i musi być natychmiast operowany.

Poszedłem zobaczyć, jak czuje się pies. Jest już po operacji. Weterynarz pokazał mi plastikowy worek pełen różnych obleśnych przedmiotów, wśród których dostrzegłem kawałek węgla, szyszkę z choinki oraz kilku piratów z ojcowskiego żaglowca. Jeden z piratów wymachiwał szablą, co musiało być dla psa bardzo bolesne. Teraz pies wygląda znacznie lepiej. Pewnie za dwa dni wróci do nas, niestety.

Teraz wiem na pewno, że jestem intelektualistą. Wczoraj w telewizji oglądałem Malcolma Muggeridge'a i rozumiałem prawie każdy wyraz. Wszystko się zgadza - nieudane życie rodzinne, marna dieta, brak upodobania do muzyki punk. Chyba się zapiszę do biblioteki i zobaczę, co z tego wyniknie. Szkoda, że w naszej okolicy nie mieszkają żadni intelektualiści. Pan Lucas co prawda nosi sztruksy, ale pracuje jako agent ubezpieczeniowy. 


powyżej fragmenty:

Sue Townsed "Adrian Mole lat 13 i 3/4. Sekretny dziennik" (The Secret Diary of Adrian Mole Aged 13 3/4), W.A.B. Warszawa 2005, przełożyła Barbara Kopeć-Umiastowska

piątek, 31 października 2014

Ian McEwan - "Betonowy ogród"




Książka z pozoru lekka, cienka, krótka. Ale im dalej, tym bardziej gęsto, ciężko, duszno, niestabilnie. Jest dom na zapomnianej ulicy, gdzieś w oddali osiedle bloków, w pobliżu żadnych sąsiadów, jedynie szczątki domów z prefabrykatów. Rodzina wyobcowana, żadnych gości. Czwórka dzieci ma kontakt z rówieśnikami w szkole, najmłodszy bawi się dodatkowo z dziećmi z bloków. Rodzeństwo jak to rodzeństwo, raz się czubi, raz się lubi. Umiera ojciec, wkrótce okazuje się, że matka trwale zaniemogła. Dla dzieci zaczynają się dni dowolności, mogą bezkarnie robić wszystko, co im wpadnie do głowy. Akurat zaczynają się wakacje. Najmłodszy Tom ma mniej więcej sześć lat, starsze są nastolatkami. Najstarsza Julia przyprowadza do domu swojego chłopaka, już młodzieńca, dobrze sytuowanego bilardzistę Dereka. W wyizolowanej rodzinie pojawia się "normalny" człowiek, nareszcie ktoś z zewnątrz. Dzieci pozornie także żyją normalnie, ale pozostawione same sobie brną w ślepą uliczkę. Nikt nie zabiera śmieci z pojemników pod domem, a lato wyjątkowo gorące. Tom chce być dziewczynką i nosić sukienki. Kiedy indziej chce znowu być dzidziusiem. Sue wszystkie uczucia lokuje w pamiętniku. Jack całkowicie przestaje dbać o higienę. W cywilizowanym świecie taka "sielanka" nie może trwać długo.

Nie wiem czy polecać. Nikogo nie namawiam, kaliber ciężki, tematy trudne, właściwie tematy tabu, niemedialne, niepopularne, ale jak najbardziej życiowe.

Jest też film, jeszcze nie oglądałam.


Ian McEwan 
"Betonowy ogród"
(The Cement Garden) 
rok wydania: 1978
wydanie polskie: 1994

środa, 16 lipca 2014

Neil Gaiman "Newerwhere"




Wróciłam po latach do czytania fantasy. Nie przepadałam wcześniej za bardzo, oprócz Jonathana Carrolla, no i oczywiście Lewisa Carrolla. Ale już na przykład Ursula klasyka gatunku Le Guin, nijak, no nijak i nie ma siły.

A teraz facet w czarnych ciuchach od graphic novels popełnia novelisation i ja to z pasją pochłaniam. I cieszę się, że mam tyle do wyobrażania sobie, przynajmniej do czasu obejrzenia serialu, według którego powstała książka. Być może na fali czytania książek dla dzieci. A może na normalnej fali czytania książek. Na fali czytania. Po prostu. Czasem nie ma sensu zadawanie pytań i wnikanie, dlaczego coś się robi. Bo tak. I już. Bo Biały Królik.

Richard jest normalnym facetem, ma dobrą pracę, piękną narzeczoną i wiedzie spokojne życie w bezpiecznym i wygodnym Londynie. Idąc na kolację do dobrej restauracji wpada niespodziewanie na ranną dziewczynę i pomaga jej. Zaczynają się dziać niewytłumaczalne rzeczy. Richard odkrywa istnienie Londynu Pod, z konieczności (w Londynie Nad staje się niewidzialny, jego dotychczasowe życie przestało istnieć) schodzi pod powierzchnię znanych mu rejonów. Spotyka dziewczynę o imieniu Drzwi, Łowczynię, markiza De Carabas, Szczuromówców (tłumaczy szczurzej mowy), mówiące szczury, dwa niebezpieczne indywidua o imionach Croup i Vandemar, Aksamitną Lamię, Serpentynę i, co najdziwniejsze, prawdziwego anioła o imieniu Islington. Przechodzi przemianę z wydelikaconego miejskiego młodego mężczyzny w normalnego człowieka. Przystosowuje się.

"Dotychczasowe życie przygotowało go doskonale do pracy w ochronie danych, zakupów w supermarketach, oglądania meczów piłki nożnej w telewizji w sobotnie popołudnia, podkręcania grzejnika, gdy zrobi się zimno. Zupełnie nie zdołało go przygotować do bycia nikim na dachach i kanałach Londynu, do chłodu, wilgoci i ciemności". (str. 123-124)

Najbardziej intrygującą postacią jest chyba anioł Islington, ostatnio, poprzednio, opiekun Atlantydy, zaskakujący już od pierwszego pojawienia się, właściwie drugiego, kiedy proponuje swoim gościom nadzwyczaj mocne wino...

Neil Gaiman przyczajał się długo jako współautor, scenarzysta, współtwórca komiksów, aż wreszcie zaczął pisać samodzielnie. Podobno dobrze i coraz lepiej. Podobno Amerykańscy bogowie (American Gods) to książka warta przeczytania. Trwają próby sfilmowania (userialowienia). Moja wyobraźnia, pięknie podkarmiona Nigdziebądź, już się cieszy. Na pisaninkę Gaimana i w ogóle na nawrócenie (wybiórcze) na fantasy. Czego i Waszej wyobraźni życzę.


Neil Gaiman
"Nigdziebądź"
(Newerwhere)
rok wydania: 1996
wydanie polskie: 2001,
przełożyła Paulina Braiter

czwartek, 10 lipca 2014

John le Carré - "Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"




"Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg" - świetna książka do poczytania w wakacje i nie tylko. Stopień skomplikowania akurat do ogarnięcia, akcja przeskakująca, ale płynna, język ciekawy, treść pasjonująca. Wywiad brytyjski, szpieg, podwójny na dodatek, cicha i okrężna próba podejścia owego "kreta" przez starego wygę Smileya, także podejrzewanego o dwulicowość i z tego powodu zwolnionego ze służby. Kobiety też są, w roli kobiet i jako "mateczki". Ale kiedy mowa o "niańkach", to już nie chodzi o kobiety. Słów "latarnik" czy "inkwizytor" także nie można w tej powieści traktować w dosłownym rozumieniu. Uczuć wiele, miłość, przyjaźń, patriotyzm, przywiązanie. Ale też fałsz, podstęp, zdrada we wszelkich możliwych odsłonach. Odraza, wstręt, podwójna moralność. Pozbywanie się ostatnich złudzeń i życie bez złudzeń.  

Na wszelki wypadek, żeby nie błądzić na nieznanym obszarze, obejrzałam najpierw film, ale w oryginale, żeby nie zrozumieć tak zupełnie wszystkiego i mieć trochę niespodzianek przy lekturze.

Zdarzyło mi się włączyć tv i poskakać chwilę po kanałach. Trafiłam na dość dobry serial z cyklu CSI: Zagadki kryminalne czegośtam. Dialog. Mężczyzna cytuje jakieś zdanie. Kobieta (bystra) pyta "Dostojewski?" Mężczyzna odpowiada "Nie, le Carré" ;)

Rymowanka dziecięca, inspiracja przy nadawaniu bohaterom przydomków, w oryginale brzmi:

Tinker, Tailor,
Soldier, Sailor,
Rich Man, Poor Man,
Beggar Man, Thief.


John le Carré
"Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"
(Tinker, Tailor, Soldier, Spy) 
rok wydania: 1974
wydanie polskie: 2000

wtorek, 1 lipca 2014

Ian McEwan - "Pokuta"





Najpierw obejrzałam film. Oswoiłam, przetrawiłam, przepuściłam jak przez taśmę fabryczną. Przyswoiłam treść. I dopiero mogłam przeczytać i polubić książkę.

Utwierdziłam się w przekonaniu, że pora właściwa, kiedy zobaczyłam "motto", obszerny fragment książki Jane Austen "Opactwo Northanger", którą to dopiero co wysłuchałam kilkakrotnie w postaci słuchowiska BBC (była akurat available na stronie stacji przez kilka dni), obejrzałam dodatkowo film i wypożyczyłam książkę z biblioteki. Lubię takie zbiegi okoliczności.

Rok 1935. Briony Tallis, trzynastoletnia dziewczynka mająca bujną wyobraźnię, widzi przez okno niewinną scenkę, do której dopisuje sobie przesadzone wytłumaczenie. Czyta z wścibstwa cudzy list o niewłaściwej dla niej treści. Jest świadkiem zbliżenia miłosnego swojej starszej siostry Cecilii. Wyobraża sobie to czego nie może zrozumieć, nikt jej nie tłumaczy, co dzieje się w rzeczywistości. Kiedy późnym wieczorem w ogrodzie natyka się na piętnastoletnią kuzynkę Lolę, w niedwuznacznej sytuacji, natychmiast dopisuje do niej własną wersję, sumując wrażenia całego bogatego w doświadczenia dnia. Kuzynka z ulgą przemilcza krępujące i niewygodne, ale prawdziwe, fakty i historia małej Briony staje się na całe lata jedyną obowiązującą wersją wydarzeń. Syn sprzątaczki, Robbie, zakochany w Cecilii, jest według Briony czarnym charakterem, maniakiem zagrażającym jej ukochanej siostrze. Mała oskarża go automatycznie o gwałt na Loli. Wezwana policja aresztuje chłopaka. Cecylia zrywa z rodziną, zostaje pielęgniarką. Do ukochanego pisze listy, nie ma zgody na widzenia.

Wybucha wojna. Robbie prosto z więzienia jedzie do Francji, na front. Zauważa u siebie objawy bardzo dobrego przystosowania do wojskowego żywota, co zawdzięcza kilkuletniemu pobytowi w celi. Obraz odwrotu brytyjskiej armii do Dunkierki jest przerażający, wędrówka Robbiego w scenariuszu filmowym ujęta jest jedynie skrótowo. Chyba od szkoły średniej nie czytałam takich potworności o najciemniejszych stronach II wojny światowej.

Briony dorasta, idzie do szkoły pielęgniarskiej. Zaczyna rozumieć swój błąd i pragnie go jakoś naprawić. Ale nie wszytko da się po latach naprawić, wyjaśnić, wyprostować, cofnąć, zadośćuczynić.

Jak McEwan (ur. w 1948 roku, w czasie pisania powieści pięćdziesiąt plus) wczuł się w rolę trzynastolatki, nie mam pojęcia, ale zrobił to doskonale. Pamiętam siebie z tego wieku, akurat zaczynałam pisać pamiętnik. Dodaję stanowczo McEwana do pisarzy, których zamierzam czytać, których książek będę szukała w bibliotekach.


Ian McEwan 
"Pokuta" (Atonement) 
rok wydania: 2001 
wydanie polskie: 2002


wtorek, 24 czerwca 2014

pożądane dopełnienie cywilizowanej egzystencji


"- Bardzo bym chciała pojechać do Londynu... - Już mówiąc te słowa, wyobraziła sobie, jak coś ciągnie ją z powrotem, jak nie potrafi się spakować i zdążyć na pociąg. Może w ogóle nie chciała wyjeżdżać, ale powtórzyła z trochę większym naciskiem. - Bardzo bym chciała" (str. 123)

"Może nie była wcale taka słaba, jak zawsze uważała; w końcu trzeba się oceniać, porównując z innymi ludźmi; tak naprawdę nie ma innej miary. Co jakiś czas, absolutnie mimowolnie, ktoś uczy nas czegoś o nas samych" (str. 131)

"Chociaż otrzymał dyplom z wysoką lokatą, studiowanie literatury angielskiej wydawało mu się w retrospekcji absorbującą salonową grą, a czytanie książek i wyrobienie sobie opinii na ich temat co najwyżej pożądanym dopełnieniem cywilizowanej egzystencji. Nie stanowiło to jednak sedna rzeczy, bez względu na to, co twierdził doktor Leavis w swoich wykładach. Nie było kapłaństwem, najistotniejszym zajęciem poszukującego prawdy umysłu ani też pierwszym i ostatnim ratunkiem przed hordami barbarzyńców, w każdym razie nie w większym stopniu aniżeli studiowanie malarstwa, muzyki, historii albo nauk ścisłych" (str. 103)


Ian McEwan - "Pokuta" (Atonement)
Albatros 2002, przełożył Andrzej Szulc


sobota, 7 czerwca 2014

pobiegła na przełaj przez pole za Białym Królikiem



"Alicja rozmyślała właśnie - a raczej starała się rozmyślać, ponieważ upał czynił ją bardzo senną i niemrawą - czy warto męczyć się przy zrywaniu stokrotek po to, aby uwić z nich wianek. Nagle tuż obok niej przebiegł Biały Królik o różowych ślepkach. Właściwie nie było w tym nic nadzwyczajnego. Alicja nie zdziwiła się nawet zbytnio słysząc, jak Królik szeptał do siebie: „O rety, o rety, na pewno się spóźnię”. Dopiero kiedy Królik wyjął z kieszonki od kamizelki zegarek, spojrzał nań i puścił się pędem w dalszą drogę, Alicja zerwała się na równe nogi. Przyszło jej bowiem na myśl, że nigdy przedtem nie widziała królika w kamizelce ani królika z zegarkiem. Płonąc z ciekawości pobiegła na przełaj przez pole za Białym Królikiem i zdążyła jeszcze spostrzec, że znikł w sporej norze pod żywopłotem. Wczołgała się więc za nim do króliczej nory nie myśląc o tym, jak się później stamtąd wydostanie".

Lewis Carroll - "Alicja w krainie czarów" (Alice's Adventures in Wonderland)
Nasza Księgarnia 1990, przełożył Antoni Marianowicz, str. 8-9

poniedziałek, 2 czerwca 2014

William Golding - Trylogia Morska



Absolutnie zachwyciłam się Goldingiem. Przyznaję, najpierw obejrzałam serial. Kiedy zabrałam się za pierwowzór, poprosiłam świat, by wyhamował, żebym mogła spokojnie doczytać trzeci tom. Byłam w kłopocie, bo skończyć szybko chciałam i jeszcze czytać, czyli mieć ciastko i zjeść ciastko. Inne książki podniosły bunt i uległam, i skończyłam, i Golding w całości wrócił do biblioteki... A ja mam ochotę stanąć na ulicy i rozdawać ulotki, żeby każdy się dowiedział, że jest taka trylogia fajna do przeczytania i by nie omieszkał.

Początek XIX wieku, Edmund Talbot wyrusza w blisko roczną podróż statkiem z Anglii do Australii. Komórka kajutowa jest okropna, sufit za nisko, wszędzie mokro, wilgotno, za bardzo kołysze, aż nie sposób wydostać się z koi i nie ma jak pisać dziennika podróży. Edmund jest młody, pewny siebie, w Australii ma objąć dobrą posadę, za poparciem "ojca chrzestnego" noszącego tytuł lorda. Pewny siebie nie czyta regulaminu, bez zaproszenia ładuje się na mostek kapitański, a tym samym w pierwsze kłopoty. Ze wszystkim są problemy, nic nie odbywa się w znajomy i oczekiwany sposób, ale inteligentny młodzieniec szybko dostosowuje się do okoliczności. Zawiera znajomości, przyjaźnie, obserwuje pracę załogi, notuje, choruje. Życie na dokonującym żywota statku okazuje się naszpikowane dramatycznymi wydarzeniami, ludzie zmieniają się w przyspieszonym tempie, zaskakują uczynkami siebie i innych. Nie każdy ma taką łatwość dostosowywania się jak Edmund. Na zamkniętej przestrzeni tworzy się społeczność osób przypadkowych, marynarzy, wojskowych, pasażerów, migrantów, obsługi. Są ludzie uprzywilejowani, dobrze urodzeni, po awansie społecznym, urzędnicy. Chorują, umierają, zdarzają się wypadki, są "romanse", ślub, pogrzeb, rytuały. Najdziwniejsze jest wyczarowane przez Goldinga "miasteczko" śródoceaniczne powstałe z czasowego połączenia dwóch okrętów, z orkiestrą, balem, strojami... Jest oczywiście przekroczenie równika, są sztormy i spotkanie z górą lodową. Edmund niepostrzeżenie z chłopca staje się powoli mężczyzną, przeżywa "przygodę", zakochuje się, zmienia zapatrywania, opinie, oceny. Weryfikacja następuje po dopłynięciu do celu, zmiany w większości okazują się przejściowe, ale zostawiają trwały ślad. Edmund należy do osób, które silnie przywiązują się do miejsc i do ludzi, z trudem przychodzi mu pożegnanie się z rozpadającą, cuchnącą łajbą, na której tyle doświadczył.

William Golding ujął akcję powieści w formę pisanego równolegle do wydarzeń dziennika-listu, a także wspomnień notowanych już po dotarciu do celu podróży. Słowa płyną z młodzieńczą werwą, ale też w lekkim młodzieńczym chaosie. Edmund jest młodzieńcem starannie wykształconym, oczytanym, bystrym, inteligentnym i dowcipnym, "jego" słowa czyta się lekko jak powieść przygodową, ale żaden z tomów trylogii Goldinga lekturą lekką nie jest.

Odkrycie znanego przecież autora, na nowo, dla siebie - fantastyczna sprawa, czego i Wam życzę.


William Golding
Trylogia Morska
"To the Ends of the Earth"

- Rytuały morza (Rites of Passage), wyd. 1980, wyd. polskie 1994
- Twarzą w twarz (Close Quarters), wyd. 1987, wyd. polskie 1995
-
Piekło pod pokładem (Fire Down Below), wyd. 1989, wyd. polskie 1995


wtorek, 20 maja 2014

Ford Madox Ford - "Saga o dżentelmenie"



Narastająca z każdą minutą oglądania sympatia do miniserialu
"Parade's End" (Koniec defilady) skłoniła mnie do natychmiastowego przeczytania pierwszej części literackiego pierwowzoru Forda Madoxa Forda. Instynkt nie zawiódł, książka jak dla mnie napisana. Od dialogów, zwłaszcza od kwestii wygłaszanych przez Christophera Tietjensa, nie mogłam się oderwać. Chciałam skserować każdą ciekawą stronę, ale szybko uświadomiłam sobie bezsens tego zamiaru. Boli mnie fakt nieprzetłumaczenia pozostałych trzech tomów tetralogii, obawiam się, że mój średnio zaawansowany angielski nie wystarczy do ogarnięcia całego bogactwa powieści.


Żona Krzysztofa Tietjensa, Sylwia, wyjeżdża z kochankiem. Dżentelmen, zamiast się rozwieść, kryje żonę opowiadając, że wyjechała opiekować się chorą matką. Po mieście zaczynają krążyć plotki, że Tietjens zdradza żonę i że żyje ponad stan. Krzysztof jest człowiekiem tyleż mądrym, co porządnym, a jego jedynym przewinieniem jest brak pędu do robienia kariery. Poznaje młodziutką sufrażystkę Walentynę Wannop, córkę zmarłego przyjaciela ojca. Od pierwszego niemal spotkania są sobą zaintrygowani, ale na odległość, kontaktują się sporadycznie. Generał lord Campion, najstarszy przyjaciel ojca Krzysztofa, przypisuje mu romans z panną Wannop, co podejrzewanego początkowo tylko śmieszy. Niewinny, nie ma ochoty na tłumaczenie się, co wzięte zostaje za przyznanie się do przypisywanych niecnych czynów. Krzysztof podejmuje drobne działania dla ochrony demonstrujących kobiet, kryje także przyjaciela i stara się go wyplątywać i odciągać od wikłania się w romanse, pożycza mu też duże kwoty pieniężne i pomaga w awansach. Sam, kompletnie nieświadomy, pogrąża siebie, gdyż zupełnie nie dba o pozory, posądzony jest o rozrzutność, niemoralność a nawet zdradę. Plotki i pomówienia, krążąc, nabierają impetu, przypisują mu nieślubne dziecko, dwie kochanki, debet w banku. Ojciec Krzysztofa, wierząc w nie bezkrytycznie, popełnia samobójstwo. W międzyczasie wybucha Great War, Krzysztof idzie na front, ranny traci czasowo pamięć, wraca do domu. Sylwia jest piękna, ideał kobiety, raczej zakochana w mężu, w jakimś sensie nawet mu oddana, ale małżonkowie prowadzą osobne życie. On nie może zapomnieć o Walentynie. Historia urywa się, kiedy Krzysztof po raz drugi wyrusza na wojnę, ciąg dalszy w trzech nieprzetłumaczonych tomach.

Trochę trudno było przedrzeć się przez czasowe przeskoki, wewnętrzne monologi, ale przypomniał mi się Joyce, pojawiła się też dedukcja (!) i już czytanie śmigało. Ford Madox Ford pokazuje ciekawe mechanizmy zarządzania wojną, zasobami ludzkimi, manipulowania statystykami. Doskonale pokazuje stan dysfunkcji uszkodzonego mózgu geniusza. Pokazuje funkcjonowanie machiny pomówień. A czytelnika trzęsie, kiedy w powieści kolejna osoba zawierza obmowie, wysnuwa niewłaściwe wnioski. 

Krzysztof pozostaje nieświadomy lub obojętny, nie walczy, nie lawiruje, nie dokonuje autoprezentacji. Przestaje go interesować dotychczasowe otoczenie, świat, w którym nie liczą się wartości rzeczywiste, a jedynie stwarzane pozory. W którym manipulowanie informacją albo człowieka winduje, zapewnia karierę, albo go niszczy.

Porównanie z serialem wywyższa książkę, oczywiście. Opis Tietjensa pobudza wyobraźnię i kreuje postać znacznie odbiegającą od filmowego wizerunku. Na szczęście potrafiłam się całkowicie odciąć od filmowej, całkiem nietrafionej, Walentyny. Tak jakby przyszła na casting do roli współczesnej nastolatki i została pomyłkowo wybrana do innej, cofniętej o sto lat. Książkowa Walentyna budzi wielką sympatię i rozumiemy, czemu dochodzi do wzajemnej fascynacji. Filmowe dialogi zostały skrócone i odarte z błyskotliwości.

Ulubione książkowe teksty:
- Uleczyłem nogę kanarka żony policjanta.
- Wyglądał jak papużka, ale się nie obraził.
- Tietjens spojrzał na nią pilnie, z zainteresowaniem zmartwionej sroki.
- Sylwia rozdęła nozdrza.
- Miasto przepastne (o Londynie).
- Pociąg biegł gładko niczym brytyjskie papiery wartościowe gwarantowane przez rząd.
I wiele innych.

Koleżanka wkurzona tłumaczeniem, a ja cieszę się, że w ogóle jakieś jest. Denerwujące spolszczenie imion. Ale i tak dziękuję i proszę o ciąg dalszy. Pilne.


Ford Madox Ford 
"Saga o dżentelmenie" 
(Some Do Not...) 
rok wydania: 1924 
wydanie polskie: 1997, przekład: E. Kay

wtorek, 6 maja 2014

Robert Galbraith - "Wołanie kukułki"




Ucieszyłam się, że znowu w księgarniach kolejna samoodwracająca kartki powieść. Zapisałam się jako szósta czy siódma w kolejce bibliotecznej i odczekałam te kilka miesięcy. Faktycznie, kartki same się odwracały, nie wiadomo jak i kiedy. Książki nie zamierzam oceniać ani do niej zachęcać. Nie jest to ten kaliber co Trudny wybór, ale i nie miał być. Kto lubi J. K. Rowling, ten przeczyta, kto nie lubi, nie przeczyta za nic. Kryminał Wołanie kukułki jest początkiem opowieści o detektywie noszącym nazwisko Cormoran Strike. Prowadzi on malutką agencję, wspomagany przez młodą sekretarkę Robin. Cormoran ma 35 lat, jest duży, ma barwną przeszłość i trochę długów. Na wojnie stracił część nogi. Okoliczności sprawiły, że mieszka w biurze. Im więcej wiemy o porcyjkami ujawnianej historii jego życia, tym bardziej odczuwamy w stosunku do niego sympatię i zaciekawienie. Cormoran dostaje zlecenie zbadania sprawy "samobójstwa" znanej supermodelki. Wraz z detektywem zaglądamy za kulisy londyńskiego świata projektantów, modeli i celebrytów. Nie ma w książce momentów drastycznych ani szokujących, akcja powoli rozpędza się, nabiera tempa i kilka razy czytelnik może czuć się zaskoczony. Solidna robota. Byłam zadowolona, zwłaszcza, że snuł się powoli wątek relacji Strike'a z płcią piękną, w tym z Robin. Więc w sumie dwa w jednym, kryminał plus romans.

Następna książka z cyklu już powstała, ukaże się w czerwcu tego roku pod tytułem The Silkworm. Spodziewam się tłumaczenia jeszcze przed Nowym Rokiem, a jeśli nie, znowu zacznę czytać po angielsku, o.


Robert Galbraith (pseudonim J. K. Rowling)
Wołanie kukułki
(The Cuckoo's Calling)
rok wydania: 2013
wydanie polskie: 2013 - BRAWO!!!

poniedziałek, 31 marca 2014

Mary Shelley - "Frankenstein"



"W jak dziwny sposób jest ulepiona nasza dusza i jak słabymi nićmi
powiązane jest nasze życie z pomyślnością czy ruiną!"


Mój "Frankenstein" przeleżał wiele lat, ciągle pod ręką, z nieustającym zamiarem przeczytania, wkrótce. Natenczas chwila nadeszła.

Mary Wollstonecraft Godwin miała niespełna dziewiętnaście lat, kiedy zaczęła pisać swoje najbardziej znane dzieło i niecałe dwadzieścia, kiedy skończyła. Pierwotnym impulsem mogła być utrata pierwszego, przedwcześnie urodzonego dziecka, którą to stratę bardzo ciężko przeżyła. W czerwcu 1816 roku, kiedy nie było lata, Mary wraz z przyszłym mężem Percym Shelleyem spotkała się w Szwajcarii nad Jeziorem Genewskim z Lordem Byronem. Tam zrodził się w jej umyśle Potwór.

TREŚĆ. Książka zaczyna się listami podróżującego statkiem na biegun północny Roberta Waltona. W adresowanej do siostry korespondencji opisuje natknięcie się na zamarzniętym lodowym oceanie na wyczerpanego pieszego wędrowca Wiktora Frankensteina. Kolejne rozdziały książki to historia odratowanego, spisywana przez pilnie słuchającego Waltona. Wiktor Frankenstein opisuje swoje wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo, kochającą rodzinę, najlepszego przyjaciela. Sielskie życie kończy się, gdy Wiktor wyjeżdża z rodzinnej Genewy na studia przyrodnicze do Ingolstadt. Badania naukowe idą mu tak dobrze, że wpada na pomysł tchnięcia życia w materię nieożywioną. Postanawia stworzyć Istotę. Konstruuje olbrzymie człekokształtne ciało. Następuje niezbyt przyjemny, na szczęście krótki fragment powieści opisujący pozyskiwania "materiałów". Moment tchnięcia iskry życia nie został opisany. W momencie dokonania dzieła, cała naukowa pasja opuszcza Frankensteina, uświadamia sobie, na jak straszny i nieodwracalny czyn się porwał. Ale jest już za późno, Monstrum żyje. Stworzyciel nie stanął na wysokości zadania, dał nogę, początkowo dosłownie, a w kilka godzin później uciekł w wielomiesięczną chorobę nerwową, pozostawiając swoje dzieło na pastwę losu. Wiedziony, jak to sam określa, nieuniknionym przeznaczeniem, Wiktor po wielu latach nieobecności powraca w rodzinne strony, gdzie w końcu dochodzi do rozmowy w cztery oczy pomiędzy Stworem i jego Stwórcą. Teraz z kolei Potwór opowiada Wiktorowi swoje dzieje od momentu porzucenia. Po początkowej dezorientacji wędrował po świecie, uczył się postrzegać, rozumieć, w końcu mówić i czytać. Odrzucony przez wszelkie społeczności i jednostki ludzkie dojmująco odczuwał samotność i brak jakiejkolwiek bliskości. Czyta "Raj utracony" Miltona. Szarpią nim sprzeczne skrajne emocje. Nie wie, że to fikcja literacka, przyjmuje dzieło Miltona jako fakty. Zauważa analogię między sobą a Adamem i czuje ogromny żal do Frankensteina za opuszczenie i brak opieki. Opisuje, jak narodziło się w nim pragnienie zemsty i jak je wprowadził w czyn odbierając Wiktorowi jego bliskich. Prosi Frankensteina o "stworzenie" towarzyszki, z którą mógłby dzielić swoje życie. Ten, zaszokowany prośbą, ogarnięty zgrozą, miota się z podjęciem decyzji, w końcu wyraża zgodę. Jeszcze raz, tym razem bez pasji i zaangażowania, wbrew całemu sobie, "montuje" kobietę. Zjawia się Potwór, by odebrać obiecaną mu towarzyszkę. Wiktor uświadamia sobie, że nie może powtórzyć największego błędu swojego życia i na oczach Monstrum niszczy stworzoną Kobietę-Potwora. W odwecie Stwór kontynuuje mściwe odbieranie Wiktorowi członków jego ukochanej rodziny i najbliższych. W noc poślubną Frankensteina zjawia się w jego sypialni. Zdruzgotany stratą niemal wszystkich bliskich mu osób Wiktor poprzysięga, że będzie ścigał swojego prześladowcę aż do skutku. Takim to sposobem, podążając za Stworem, znajduje się aż pod biegunem na dalekiej północy. Finał, opisany ramowo w listach Waltona do siostry, jest po wielokroć ponury.

"Frankenstein" oprócz rozważań naukowych, moralnych, filozoficznych i po trosze religijnych, zawiera przepiękne opisy przyrody, zwłaszcza ujmujący jest kilkudniowy spływ Renem. Najmocniejszym głosem wykrzyczana jest potrzeba bliskości i miłości, największą pretensją - jest bycie samotnym. Wspaniale we "Frankensteinie" zostało opisane piękno świata i radość, jaką powinno ono w każdej istocie wywoływać. Pokazany został mechanizm powstawania i napędzania zemsty. A najbardziej aktualne są pytania o granice eksperymentów. Czy mamy prawo do dokonywania w nauce wszystkiego, co jako ludzkość już potrafimy, i jeśli już, to na jaką skalę. I z jakim skutkiem ostatecznym.

Potwór/Monstrum to istota stworzona przez doktora Wiktora Frankensteina. Frankenstein nie jest imieniem potwora a jedynie nazwiskiem jego twórcy.

Na okładce mojego wydania jest notka, pod którą całkowicie się podpisuję: "Frankenstein doczekał się wielu przeróbek i adaptacji filmowych, których większość zniekształcała lub spłycała pierwowzór. Warto więc sięgnąć do książki Mary Shelley, która mimo upływu lat nadal jest inspirująca, ciekawa i zaskakująco aktualna".

Mary Shelley 
"Frankenstein" 
(Frankenstein: or, The Modern Prometheus) 
rok wydania: 1818

piątek, 21 marca 2014

nieodgadnione


"Sir Isaac Newton podobno nieraz przyznawał się do tego, że czuje się jak dziecko zbierające muszle na brzegu tego wielkiego i niezbadanego oceanu, jakim jest ogrom ukrytej jeszcze przed nami prawdy. Ci zaś z jego następców w różnych dziedzinach nauk przyrodniczych, z którymi byłem zapoznany, wydawali mi się, nawet w moich chłopięcych wyobrażeniach, zwykłymi terminatorami, zajmującymi się przypadkowo tymi samymi zagadnieniami. Niedouczony wieśniak spostrzegał dokoła żywioły i wiedział, jak je praktycznie wykorzystać. Najbardziej uczony filozof wiedział niewiele więcej. Zdjął częściowo zasłonę z oblicza natury, lecz jej odwieczne i niezniszczalne właściwości pozostawały nadal nieodgadnionym dziwem i tajemnicą. Mógł ciąć i rozkładać na części anatomiczne i nadawać nazwy, ale, nie mówiąc już o przyczynie ostatecznej, przyczyny drugiego i trzeciego stopnia były mu zupełnie nie znane".

Mary Wollstonecraft Shelley "Frankenstein", przełożył Henryk Goldmann, Wydawnictwo Poznańskie 1989, str. 29

niedziela, 9 marca 2014

"czy nie boisz się spać"


          "Jak wiesz, mój drogi, nie jestem wielbicielem kobiet w ogóle, ale doświadczenie uczy mnie, że mało która żona dałaby się odwieść od trupa męża czyimś naleganiom. Gdybym się kiedy ożenił, z pewnością potrafiłbym obudzić w swojej żonie tyle uczucia do siebie, że nie pozwoliłaby się uprowadzić gospodyni od moich zwłok leżących o parę kroków dalej." (str. 62) 

          "Ze swej samotnej wyprawy Holmes wrócił bardzo późno. Mieliśmy wspólny, dwuosobowy pokój, bo ten był najlepszy w naszej wiejskiej gospodzie. Wejście Holmesa zbudziło mnie z pierwszego snu.
          - No i co - zapytałem - wykryłeś coś?
          Stał nade mną w milczeniu, ze świecą w ręku. Po chwili jego szczupła, wysoka postać pochyliła się nad moim łóżkiem.
          - Powiedz - szepnął - czy nie boisz się spać w jednym pokoju z półgłówkiem, z człowiekiem cierpiącym na rozmiękczenie mózgu, z idiotą, co postradał rozum?
          - Ani trochę - odparłem zdumiony.
          - To bardzo szczęśliwie - rzekł i już ani słowem nie odezwał się aż do rana." (str. 68-69)

Arthur Conan Doyle "Dolina Trwogi" (The Valley of Fear), Prószyński i S-ka 1998, przełożył Tadeusz Evert

sobota, 22 lutego 2014

"na czaszkę pańską mam wielką ochotę"


"Panie Holmes, interesuje mnie pan niesłychanie. Nie spodziewałem się zobaczyć czaszki tak dolichocefalicznej jak pańska i do tego stopnia rozwiniętych guzów nadoczodołowych. Czy pozwoli mi pan przesunąć palec po szwie ciemieniowym? Odlew pańskiej czaszki – dopóki oryginał jest nieosiągalny – byłby ozdobą każdego muzeum antropologicznego. Nie pragnę bynajmniej pańskiej śmierci, ale przyznaję, że na czaszkę pańską mam wielką ochotę."

Arthur Conan Doyle "Pies Baskerville'ow" (The Hound of the Baskervilles), Prószyński i S-ka 1997, przekład anonimowy, str. 10

Sir Arthur Ignatius Conan Doyle
1859-1930

środa, 15 stycznia 2014

"Holmes nie studiował medycyny...


"Już swoim wyglądem musiał przyciągnąć uwagę przypadkowego nawet obserwatora. Wysoki ponad sześć stóp, wydawał się jeszcze wyższy przez swą niezwykłą chudość. Spojrzenie, ostre i przenikliwe, zmieniało się tylko w okresie wspomnianych napadów apatii. Cienki orli nos nadawał jego twarzy wyraz czujny i stanowczy. Podbródek miał wystający i kwadratowy, typowy dla ludzi o mocnym charakterze. Ręce stale splamione były atramentem i chemikaliami, a przecież - jak nieraz mogłem to zauważyć, gdy manipulował przy swych kruchych naukowych narzędziach - dotyk miał czuły i delikatny. (...)

Holmes nie studiował medycyny. (...) Nie czytał systematycznie niczego, co by wskazywało, że ubiega się o jakiś stopień naukowy czy też, że uznaną powszechnie drogą zamierza wejść w grono uczonych. Jednakże jego zamiłowanie do niektórych gałęzi wiedzy było zastanawiające, a posiadane wiadomości, z dość zresztą dziwnych dziedzin, tak rozległe i dokładne, że wprawiło mnie to w zdumienie. Żaden człowiek na świecie nie pracowałby tak bardzo i nie zdobyłby aż tylu szczegółowych wiadomości, gdyby mu nie przyświecał jakiś cel. Ludzie czytający chaotycznie rzadko kiedy zdobywają konkretne wiadomości. Nikt nie będzie obarczał umysłu drobiazgami, chyba że go do tego skłaniają poważne powody.

Ale nie mniej zastanawiająca była też ignorancja Holmesa. Na literaturze współczesnej, filozofii i polityce nie znał się prawie wcale. Gdy mu zacytowałem Tomasza Carlyle’a, zapytał naiwnie, kto to był i czego dokonał. Ale moje zdumienie doszło do zenitu, gdy przypadkowo odkryłem, że nic nie słyszał o teorii Kopernika i o systemie słonecznym. Wprost nie mieściło mi się w głowie, że cywilizowany człowiek w dziewiętnastym wieku może nie wiedzieć, iż Ziemia obraca się wokół Słońca!

- Wydaje się pan zaskoczony - rzekł Holmes uśmiechając się na widok mej zdziwionej miny. - Teraz, kiedy już wiem, postaram się jak najprędzej o tym zapomnieć.

- Zapomnieć!

- Widzi pan - tłumaczył mi - uważam, że umysł ludzki to pusty pokoik, który powinno się umeblować według własnego wyboru. Szaleniec wpakuje weń wszystkie napotkane graty, a naprawdę mu potrzebne pozapycha gdzieś po kątach albo w najlepszym razie pomiesza z innymi i nigdy nie będzie ich miał pod ręką. Natomiast wytrawny rzemieślnik na polu pracy umysłowej przebiera w tym, co pcha do mózgu. Nie chce on niczego prócz potrzebnych mu narzędzi, ale te za to ma w pełnym komplecie i we wzorowym porządku. Popełniamy błąd myśląc, że ten mały pokoik ma elastyczne ścianki i że da się go do woli poszerzać. Jeśli na to liczymy, przyjdzie dzień, kiedy okaże się, że przez jakąś dodatkową wiedzę zapomnieliśmy czegoś ongi dobrze znanego. Dlatego niesłychanie ważne jest, żeby nie pozwolić, by niepotrzebne wiadomości wypchnęły potrzebne.

- Dobrze, ale Układ Słoneczny...

- A cóż on mnie obchodzi! - niecierpliwie przerwał mi Holmes. - Twierdzi pan, że kręcimy się dokoła Słońca. Dla mnie i dla mojej pracy byłoby obojętne, nawet gdybyśmy się obracali dokoła Księżyca."


Arthur Conan Doyle "Studium w szkarłacie" (A Study in Scarlet)), Prószyński i S-ka 1997, przełożył Tadeusz Evert, str. 15-17

Sir Arthur Ignatius Conan Doyle
1859-1930

wtorek, 7 stycznia 2014

"Sherlock Holmes przymknął oczy i umieścił...


       "Sherlock Holmes przymknął oczy i umieścił łokcie na oparciach fotela, stykając dłonie czubkami palców.
       - Człowiek, który rozumuje w sposób doskonały - zaczął - mając okazany pojedynczy fakt we wszystkich jego aspektach, wydedukowałby z niego nie tylko cały łańcuch zdarzeń, które do niego przywiodły, ale także wszelkie konsekwencje, jakie mogą z niego wyniknąć. Tak jak Cuvier potrafił prawidłowo opisać całe zwierzę, kontemplując pojedynczą jego kość, tak i obserwator, który gruntownie zrozumie jedno ogniwo w ciągu wydarzeń, powinien zdołać trafnie ustalić wszystkie pozostałe, zarówno te poprzedzające, jak następne. Wciąż jeszcze nie doceniamy wyników, jakie można osiągnąć poprzez czyste rozumowanie. Problemy mogą być rozwiązywane w procesie badawczym, który wprawia w zakłopotanie wszystkich tych, którzy szukali rozstrzygnięcia, wspomagając się własnymi zmysłami. Dla wyniesienia tej sztuki na szczyty konieczne jest, aby dowodzący był w stanie wykorzystać wszystkie fakty, które dotarły do jego wiadomości, a już samo to zakłada, jak z pewnością się ze mną zgodzisz, posiadanie całkowitej wiedzy, co nawet w dzisiejszych czasach wolnego dostępu do edukacji i encyklopedii stanowi raczej rzadkie osiągnięcie. Ale jest przecież możliwe, aby człowiek posiadł tę wiedzę, która może się okazać najbardziej przydatna w jego zawodzie, i do tego właśnie dążę. Jeśli dobrze pamiętam, to kiedyś przy jakiejś okazji, jeszcze w początkach naszej przyjaźni, określiłeś w sposób niezwykle precyzyjny granice moich możliwości.
       - Tak - odparłem ze śmiechem. - To było szczególne świadectwo. Pamiętam, że z filozofii, astronomii i polityki oceny wypadły katastrofalnie. Z botaniki - dostatecznie; z geologii celująco - zwłaszcza w zakresie śladów zaschłego błota pochodzącego ze wszystkich regionów w promieniu pięćdziesięciu mil od miasta; wiedza chemiczna okazała się wybiórcza, z anatomii - powierzchowna; twoja mocna strona to również literatura sensacyjna i kroniki kryminalne; zostało też stwierdzone, że jesteś skrzypkiem, bokserem, szermierzem, prawnikiem oraz że zatruwasz się kokainą i tytoniem. Takie były, jak mi się wydaje, główne punkty mojej analizy.
       Holmes uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi na ostatnią pozycję z tej listy.
       - No cóż - rzekł. Powtórzę teraz to, co już mówiłem wcześniej, a mianowicie, że człowiek powinien zakamarki swego ograniczonego mózgu wypełnić zawartością, której prawdopodobieństwo wykorzystania jest największe, resztę zaś może odłożyć do archiwalnego lamusa, gdzie w razie potrzeby będzie mógł ją znaleźć."

Sir Arthur Conan Doyle "Pięć pestek pomarańczy" (The Five Orange Pips), ze zbioru opowiadań "Sherlock Holmes i wampir z Sussex", Muza SA 2003, przełożył Lech Niedzielski, str. 22-23


Sir Arthur Ignatius Conan Doyle
1859-1930

wtorek, 9 kwietnia 2013

Joe Simpson - "Dotknięcie pustki"





Rok 1985, dwóch młodych brytyjskich alpinistów wyrusza w peruwiańskie Andy z zamiarem dokonania pierwszego przejścia zachodnią ścianą Siula Grande. Joe Simpson i Simon Yates spotykają po drodze Richarda Hawkinga, sympatycznego obieżyświata, i zapraszają go na wyprawę. Jego brak umiejętności wyklucza wspinaczkę, ale we trzech raźniej, no i ktoś popilnuje "bazy" w czasie ataku na szczyt.

Wstępne plany dojścia na górę w dwa dni i zejścia w tym samym tempie biorą w łeb. Szczyt Siula Grande, 6356 m n.p.m. pierwszy raz zdobyty w 1936 roku, ale łatwiejszą drogą, udaje się poskromić dopiero czwartego dnia wspinaczki, po trzech biwakach w śnieżnych jamach, jedynie w śpiworach. Co prawda jest czerwiec, ale pod stopami lodospad, w nocy srogi mróz, a popołudniami śnieżne zadymki. Jedzenie, picie i paliwo kończą się zbyt szybko. Znowu trzeba spędzić noc w śniegu, niemal tuż pod szczytem. Młode zahartowane organizmy dopada w końcu wycieńczenie, odwodnienie, końcówki palców odmrażają się. Zniechęcenie odbiera radość ze spełnionego marzenia. Teren nieludzki, niemal pionowe ściany, rynny, wodny lód, miałki śnieg, coraz to opadające z grani śnieżne piguły, ani w dół się nie da opuścić, ani w bok nie ma za bardzo jak się przemieścić. Trzeba nieźle kombinować, czasu coraz mniej, wieczorami mroźny wiatr i śnieg, nerwy puszczają. Trzeba iść granią, ba, ale tam śnieżne nawisy, te trzeba obchodzić pod spodem lub ryzykować, że każdy kolejny krok może być ostatni. Niby Joe i Simon asekurują się wzajemnie, ale kiedy jeden spadnie, najprawdopodobniej pociągnie tego drugiego. Idą na krawędzi w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.

Przy kolejnym schodzeniu Joe obsuwa się i spada łamiąc nogę w kolanie. Obaj wiedzą, że na tej wysokości to wyrok. Niemal bez słów zabierają się do opuszczania, Simon zapiera się na niestabilnym gruncie i wypuszcza Joe w dół na powiązanych linach. Ten zsuwa się na zdrowej nodze, na rakach i na czekanie. Niemal u samego podnóża ściany, kiedy nieśmiało zaczynają wierzyć, że im się udało, Joe osuwa się pod nawis odpadając od ściany, całym ciężarem zawisa na linie, całkowicie bezradny. Simon nie może go tak długo utrzymać, albo spadną obaj, albo... Odcina linę.

Jest noc, Joe cały i zdrowy ląduje na mikropółce w szczelinie, przypina się do ściany ostatnią śrubą i czeka na świt. Simon, przekonany, że jego partner nie przeżył upadku nocuje na ścianie, rano schodzi nad szczelinę, zagląda, nawołuje i odchodzi na zawsze. 

Joe postanawia przeżyć, wydostaje się jakimś cudem ze szczeliny i przez trzy dni w największym męczarniach, bez wody, z pogruchotanym kolanem przemieszcza w stronę bazy licząc, że koledzy jeszcze nie zwinęli namiotów. Mija kolejne lodowe szczeliny, potem już tylko głazy, kamienie, żwir.

Wszystko dobrze się kończy, Joe przechodzi sześć operacji kolana i jedynie z artretyzmem nadal się wspina. Oczyścić psychikę jest o wiele trudniej. Simpson pisze książkę, powstaje także filmowy fabularyzowany dokument, obrazy nadziei na wyjście z sytuacji bez wyjścia, nie tylko dla wspinaczy.

Historia jest dosyć znana, czy warto więc ją czytać? Warto. Simpson bardzo dokładnie opisuje niemal każdy swój ruch, gest, moment, myśl, zmagania wewnętrzne, jakieś nakazy które słyszał w głowie, a dzięki którym narzucił sobie dyscyplinę i przetrwał.

Dodatkowo spisał studium "człowieka, który odciął linę" i musiał z tym dalej żyć, zadręczając się, czy aby nie mógł postąpić inaczej. Simon, miał zaledwie 22 lata i sytuacja go przerosła.

Do książki dołączone są zdjęcia robione przez chłopaków podczas wyprawy, coś absolutnie pięknego!




Joe Simpson
Dotknięcie pustki
(Touching the Void)
rok wydania: 1988
wydanie polskie: 1992

środa, 20 lutego 2013

J. K. Rowling - "Trafny wybór"





Paskudna okładka, jak produkt ze spożywczego z najniższej półki, gryzie mnie takie zestawienie barw.

Sam początek czytania - "haftki o sweter", może to wina pospiesznego tłumaczenia, nie wiem. Potem już popłynęło, bo choć J. K. nie jest literatką-czarodziejką słowa, to snuć opowieści potrafi. Historia małego Pagford i jego mieszkańców wciągnęła mnie na kilka dni, kończyłam o trzeciej w nocy zapłakana. Najpierw się dobrze bawiłam, Krystal i Fats byli trochę zabawni, drinkująca Samantha też, ale w pewnym momencie śmiech zaczął mi zamierać na ustach, oczy zasnuwały się uniemożliwiając czytanie. Zapytałam Ukasza, który przeczytał książkę przede mną, czy dalej będzie lepiej. Uświadomiona, że to będzie lot koszący i tak nie byłam przygotowana na aż tak drastyczną końcówkę.

Czy warto? Stanowczo tak.

Joanne Kathleen Rowling
Trafny wybór
(The Casual Vacancy)
rok wydania: 2012  (27 września)
wydanie polskie: 2012 (15 listopada!) - galopem :) widać - można