.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

niedziela, 24 czerwca 2012

grecka noc świastaka


Przetrwałam jakoś najsmutniejszy w moim życiu dzień ojca. I jak niemal każdego dnia ostatnio, mecz obejrzałam, ale nie do końca, bo usnęłam. Francuzów na boisku w ogóle nie jestem w stanie traktować poważnie, a Hiszpanie, mimo renomy, jakoś się do mojego serca nie przebili. Co to za przyjemność, kiedy nie ma emocji? No jak można nie wystawiać napastnika, no jak?! Kiedy wszedł Torres, to ja już przysypiałam i nie dało się mnie zawrócić z przedsionka królestwa Morfeusza. W zawiązki  snów wplotło się słowo "karny". Wynik był dla mnie oczywisty od kilku dni, to znaczy nie cyferki po obu stronach dwukropka, ale fakt, że to Hiszpanie pójdą dalej. 

Doskonale za to oglądało mi się meczyk przedwczorajszy, Greków z Niemcami. Pomijając konsekwencję w postaci "Dnia świstaka" w jaki zamieniła się moja pomeczowa noc. Nie wiedzieć czemu calutką bożą nockę śnił mi się mecz z Grekami, nie wiadomo, z kim grali. Nie dało rady się przekwalifikować na inny rodzaj czy gatunek, grecki mecz trwał i trwał, apiać dwadcat piat. Aż do ostatniej sekundy. Może to przez poduszkę, nie "pobiłam" jej przed snem. Ale za to Niemcy pobili Greków, powiedziałabym, że z mozołem, przynajmniej na początku. Bramek padło w meczu siedem!!! Pierwsza nieuznana, ze spalonego, dla drużyny niemieckiej. Wynik zmienił się "dopiero" w 39 minucie, kapitan i OBROŃCA Philipp Lahm, ważący zaledwie 61 kg, strzelił pierwszego uznanego gola. Po przerwie Grecy wyrównali, Joachim machał łapskami jak szalony, zaczęłam się nawet o niego martwić, wyglądało na to, że stracił nad sobą panowanie, biedak. Ale festiwal bramek trwał, w drugiej połowie "gooool" padał co 6-7 minut. Skutecznie wbijali nogami i głowami Khedira, Klose i Reus. Na koniec sędzia położył wisienkę na czubek tortu, miał fantazję, odgwizdał karnego dla Greków, nie bardzo wiadomo jak, gdzie, kiedy, skąd, dokąd, po co i dlaczego. I padł ten siódmy w meczu gol i malutkie już napięcie do ostatniego gwizdka, z tymi Grekami to nigdy nic nie wiadomo, a nuż jeszcze dwa znienacka wyprowadzą i będzie remis, dogrywka i karne. A jak malutki Lahm po zdobyciu bramki utonął w czarnych przepastnych objęciach uradowanego Boatenga - cudny obrazek :) Fajnie się takie widowiska ogląda. 


Żeby nie było monotematycznie. Znalazłam w moich krzyżówkach przepiękną nazwę motyla, szkodnika na dodatek. Powiedzcie to sobie "na głos": tantniś krzyżowiaczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz