Jak? Bardzo łatwo, tracąc orientację na własnym boisku, na 7 minut, wystarczy. Przejeżdżałam wczoraj obok Narodowego, Stadionu. Taki im wybudowali okazały, a oni nawet biegać po nim nie chcieli, tylko się snuli zrezygnowani. Jeden nawet pokazał, gdzie ich możemy pocałować. Niechcący i niezamierzenie, a wyszło symbolicznie. Czarno widzę te dalsze eliminacje. Niby to dopiero pierwsza przegrana, ta z Ukrainą w piątek, wcześniej było zwycięstwo z Mołdawią i dwa remisy, z Czarnogórą i Anglią. Na razie czwarte miejsce w grupie i skromne pięć punkcików, jeszcze nie koniec świata, ale blisko. Anglicy już mają 20 bramek na plusie, Czarnogórcy 13, my dopiero 6 i tyleż "w plecy". San Marino ma bilans 0-24, ale nie wiem, czy nie uda im się jutro strzelić pierwszego gola eliminacyjnego właśnie nam. Straciłam pasję, ile można dać się tak poniżać, basta. Zawieszam emocje, przenoszę na obiekty bardziej warte mojego czasu i energii. Dosyć, dosyć, po trzykroć dosyć. Nie przypuszczałam, że dojdzie do tego, że będę wolała obejrzeć meczyk ekstraklasy niż tzw. reprezentacji narodowej. Nadal będę podglądała co słychać u asów piłki, ale już neutralnie. Nadal dobrze im życzę i kibicuję, ale na spokojnie, z bardzo dużej odległości dystansem nazywanej.
Dla odreagowania eteryczne dźwięki - Jan Garbarek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz