De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
czwartek, 10 maja 2007
Romantyczność
Kiedy i jak poznaliśmy się - nie pamiętam. Nie ważne, nie chcę, by to było istotne. Pojawił się. Tak bardzo potrzebowałam by był, tak bardzo pragnęłam. I stało się. Może za sprawą duchów? A jeśli duchów - to tych dobrych czy złych? Pora była najwyższa, czas by skoczyć w przepaść lub zapaść się psychicznie do wnętrza siebie, schować przed okrucieństwem rzeczywistego życia. Był prawie taki jak ze snów i marzeń w których pojawiał się często ale zawsze bez twarzy, bezpostaciowo. Kiedy zaistniał fizycznie i cieleśnie w moim pobliżu, wyczułam tę obecność,tak jakby nastąpiło zetknięcie się aury jego i mojej. Wtedy połączyliśmy się, niezauważalnie niemal, pozazmysłowo. Pierwsze spotkanie dało całość doznań ale w kondensacji. Przedsmak i zarazem wszystko. Pojawiła się pewna pewność, już nie przypuszczenie pewności. Mój spokój połączył się z jego spokojem i rozległ się potężny huk - reakcja nastąpiła, zabrzmiała niebiańsko - ziemska cisza. Zaistnieliśmy jako jeden byt.
Każdy jego gest był łagodny, nawet jeśli takim się nie wydawał. Patrzyłam oczyma i widziałam człowieka, trzydziestoparoletniego mężczyznę.Zamykałam oczy i widziałam opiekuńczą dłoń wszechświata. Rozmawialiśmy.Ale od pierwszego słowa rozmowa nie była typowa. My już wiedzieliśmy,czuliśmy. Magnetyzm zawładnął naszymi fizycznymi postaciami. Ale czy to magnetyzm, jeśli przyciąga się coś co pierwotnie jednym zaistniało i wiecznie winno trwać jako jedno. Zastanawia mnie, kiedy, kiedy rozpoczęło się owo wspólne bycie. Czy zapisane od zarania wszechświata w naszych przyszłych losach, czy może prapoczątek wydarzył się te kilka miesięcy temu ? Słowa przeplatane milczeniem na zmianę z milczeniem przeplatanym słowami. Jedyne w swoim rodzaju zrozumienie. Mieszkał na poddaszu, olbrzymia płaszczyzna pomieszczenia dziennego, dalej słodkie zakamarki wnęk, pakamer oraz korytarzy prowadzących do przystani mniejszych pokoików. Nie było nowocześnie, nie było artystycznie. Ale było. Nie lubię nowoczesności ani artystyczności. Cenię przytulność i domowość. Żadnego sterylnego, na kant zaprasowanego mebla. Ale też bez antyków, drogocennych bibelotów. Trwaliśmy sobie pośród tej rozkosznej zaciszności, najbardziej rajskiego raju, tej oazy niebiańskości wpośród bezmiarów ziemskiej pustyni.
Kiedy siadaliśmy - obok nas zasiadali bogowie. Kiedy wstawaliśmy - wszystko wokół także poruszało się jakby oddając hołd, wyrażając szacunek, nam, temu tworowi świeżemu co prawda ale też wiecznemu, odwiecznemu. Nie zastanawiałam się czy to możliwe,nie wątpiłam. Osiągnęłam szczyt. Rozejrzałam się wokół podziwiając przestrzeń w dole, odpoczęłam po potwornym trudzie wspinaczki, zamyśliłam się, zachwyciłam się. I natychmiast rozpoczęłam wspinaczkę na kolejne wzniesienia, pagórki, te strome i te łagodne. Nie tylko dlatego, że taka już moja natura by walczyć bezustannie, ale dlatego, że życie takie jest, na tym polega właśnie. Każdy z ludzi jest jak turysta w górach, z towarzyszami lub bez, z większym lub mniejszym plecakiem. I te szczyty należy zdobywać, wtedy życie toczy się naturalną koleją, płynie zgodnie ze swoją naturą, jak potok, na początku burzliwy i szumiący, cieniutki, potem coraz to cichszy i spokojniejszy, i coraz rozleglejszy. Przy nim odpoczęłam. Utulił mnie i głaskał jak matka dziecinę maleńką, słabą i bezbronną. Dał mi siłę.Skończyły się moje powierzchowne kłopoty, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. On zaspokoił wszystkie moje egzystencjalne potrzeby. Ale męki duchowe trwały. Trwają nadal. Mam to szczęście, może dar. Dziękuję za to że mogę cierpieć. Miser, qui nunquam miser. Przytulam się do niego i parzy mnie ten dotyk. To nadmiar jego fizyczności. Świadomość że istnieje jest błogosławieństwem i udręką zarazem. Rozkosz do bólu, aż do granic możliwego doznania. Szczęście. Zdobywam wzgórza na razie, wznoszę się powoli, rozglądam, wędruję w dół, przez dolinę. Uczę się. Zdobywam wiedzę, analizuję ją,przetwarzam. Całość łączę, zawsze łączę. Dążę do uzyskania oglądu całości. Przeszłość i przyszłość, muzyka, byty, matematyka, polityka - chcę ujrzeć jeden obraz, na pustej ścianie, w skromnej ramce. W obrazie tym będzie wszystko, autorem dzieła sztuki jestem ja. Jedynym odbiorcą sztuki jestem także ja. Drążę bez zagłębiania się, bez dokopywania.Cierpliwie i spokojnie, w procesie powolnym jak erozja. Obok jest on,ten drugi człowiek. mój. Mój. MÓJ. Mówię - słucha. Mówi - uczę się. Rozbrzmiewa muzyka - słuchamy. Miłość. Niemożliwe stało się. Gram trochę. To początek. Już nie zdążę doprowadzić tej umiejętności do pobliża perfekcji. Co ze mną będzie dalej - nie wiem. Rozpoczęłam. Czym jest to? Kontynuując dotrę zapewne do wniosków lub będzie mi się wydawało, że dotarłam. Czy umierając widzimy już ten obraz całości?
Dawno temu napisałam :
kiedy jesteś sam
tak bardzo sam
że już bardziej być nie możesz
popatrz : masz przecież dwie dłonie
złącz je
weźmiesz za rękę przyjaciela
To już przeszłość. Obok mnie jego ręka, silna ale delikatna. Czasem jego dłoń ujmuje moją. Zgłębia dotykiem. Kiedy indziej to ja pragnę muśnięcia lub uścisku. Jak zetknięcie dłoni genialnego pianisty z klawiaturą fortepianu.
On - nie istnieje realnie. Może gdzieś - kiedyś. Ale nawet jako wytwór mojej wyobraźni pomaga, wspiera, dodaje odwagi by zasnąć, by obudzić się i wstać, a potem chodzić - I NAWET WYJŚĆ, rozpocząć kolejną wspinaczkę - tułaczkę w poszukiwaniu jego realnego odzwierciedlenia. Czy to mądre czy głupie – nie ważne. Czy to już ta droga? Dziwne,opadam z sił a tyle jeszcze we mnie "tego czegoś". Czym to jest, skąd się bierze i dlaczego ja to mam? Już nie szaleje, teraz jest spokojne.Zwierzątko usnęło, ale oddycha, żyje. Na pewno będzie chciało znów pobuszować trochę, poniuchać i poszperać, jak zwykle. Sen, dla zmęczenia ukojenie. Dla pobudzenia nieznośna konieczność. Dziwne. Doznaję spokojnego pobudzenia. Sen. Tak.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
aro 51
OdpowiedzUsuńprzybyłem, przeczytałem,
z a c h w y c i ł e m się.
:D
Usuń