De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
czwartek, 31 maja 2007
Babska książka Cappuccino
Co to za życie bez biblioteki (kiedy ja w końcu zrobię rewizję, czytaj: posprzątam po przeprowadzce i znajdę te cholerne karty biblioteczne). Zmuszona jestem po prośbie, wszak zawsze się lepiej czyta coś upolowanego, niż to co od lat już zalega własne przykurzone półki. Koleżanka podrzuciła mi podobno fajną babską książkę.
I teraz będzie jak z blogu "całkiem kobiece".
"Cappuccino" Marielli Righini.
Od razu chciałam nabyć na prezenty dla koleżanek, ale niestety już nigdzie nie do kupienia (bo dla siebie postanowiłam już nie nabywać niczego co nie jest absolutnie genialne). Otóż - cztery ryczące okołoczterdziestki, wyjątkowe, piękne, intrygujące i ciągle jeszcze młode, odbywają cykliczne, piątkowe bodaj spotkania w paryskiej pijalni kawy. Ich rozmowom przysłuchuje się z ukrycia młodziutki barman, student akademii sztuk pięknych, na dodatek Włoch. Niby to pod pretekstem szlifowania języka francuskiego ... Kobiety bez skrępowania dzielą się ze sobą, jak to dobre przyjaciółki, większością tajników życia i pożycia codziennego a czasem intymnego, choć nie ma jakichś szczególnie pikantnych scen. A Włoch coraz bardziej się wciąga, uzależnia od cotygodniowych racji zwierzeń. A one coraz bardziej poznają siebie i swoje prawdziwe potrzeby, coraz bardziej uświadamiają sobie czego oczekują.
"Potrzebuję koło siebie mężczyzny silniejszego ode mnie, a nie takiego, który mnie osłabia".
Niby takie zwykłe i oczywiste, ale jakże odkrywcze :)
Albo to:
"Będziesz tym, co zobaczysz u mężczyzny, Bogiem, jeśli to Bóg, pyłem, jeśli to pył..."
No i czy nie daje do myślenia?
To nie tak, że książka jest tylko dla kobiet, może właśnie bardziej dla tych co pragną pojąć, zrozumieć ogarnąć kobiecość.
Dodatkowo założę się, że każdy po przeczytaniu zwiększy spożycie dzienne kawy, a przez kilka co najmniej dni zwróci bardziej uwagę na to jak-ą i jak-ją pije.
Kto wie co w Cappuccino bardziej intrygujące, kobiece tajemnice czy tajniki parzenia aromatycznej doskonałej kawy?
Mnie osobiście najbardziej podobał się zaskakujący opis małego czarnego ziarenka...
Elia Kazan - Układ
Kazana czytałam już dość dawno temu, ale jakoś tak silnie we mnie wniknął, że siedzi do teraz. Chętnie przeczytałabym go sobie znowu, choć mam jeden problem (choć podobno Ein Problem ist kein Problem), mianowicie po ostatniej przeprowadzce wcięło mi wszystkie karty biblioteczne... A do tego postanowiłam nie kupować już nowych książek, a w każdym razie ograniczyć zakupy do sporadycznych i tych najniezbędniejszych. Także filmu wg "Układu" o tymże tytule dawno nie widziałam. Z tej tęsknoty za Kazanem zacytuję tu moje ulubione fragmenty. Przeważnie jest tak, że to co kilka, kilkanaście lat temu uważałam za ważne, dziś już takie dla mnie nie jest. Z Układem Kazana jest inaczej, co mnie dziwi i zastanawia.
"To społeczeństwo jest niespełna rozumu. Miałem na myśli wszystko w tym społeczeństwie - zwyczaje, ubrania, pracę, godziny poświęcane pracy, sposób rozmawiania ze sobą ludzi nie patrzących na siebie, domy mieszkalne, ulice, powietrze, hałas, brud, chleb - wszystkie rzeczy podstawowe."
"Zawsze coś pchamy do ust - alkohol, cygaro, cukierek."
"Nikt nie może żyć całkowicie tak jak by chciał. Wszyscy płacimy pewną dozą utraconego czasu i obrzydzenia dla siebie za dach nad głową i artykuły spożywcze. To jest nasz układ ze społeczeństwem, które samo w sobie również jest układem [...] Ja rezygnuję z kawałka duszy, ty mi za to dajesz chleb. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu udajemy, że lubimy rzeczy które budzą w nas wstręt. Zazwyczaj udajemy tak długo aż w końcu zapominamy o wstręcie."
"Szanuję siebie właśnie dlatego że wątpię. Dlatego, że moim zdaniem, trzeba mieć odwagę, żeby nie zadowalać się odpowiedziami innych ludzi. Trzeba odwagi, żeby móc spojrzeć za siebie wstecz i powiedzieć NIE na to, czym się było, żeby spojrzeć na ten świat i powiedzieć NIE na ten świat."
poniedziałek, 28 maja 2007
Stefan Garczyński, poeta romantyczny
"Biada tym nikczemnikom, w których duszy, jako
w stepach północnych krajów, czy słońce zaświeci
czy wicher skrzydłem nocy z mrozem w paszczę wleci,
zawsze głucho - samotnie - spokojnie - jednako,
bo przyjdzie dzień jasności dla jasności powiek;
czas nocy - jeśli w nocy duszą zagrzązł człowiek!
Biada obrońcom wiary! Którzy bronią wiary,
jako dawnych zwyczajów niedołężnik stary!
Ale spojrzyj w ich czyny, w ich zabiegi, cele -
podłe, wierutne łotry to ich przyjaciele!
Ich celem ziemskie tylko błyskotki i zyski;
zabawą na bliźniego rzucane pociski,
a wiarą ich właściwa ton jest towarzyski.
Między głupimi mądrzy, szczęśliwi, spokojni.
Nigdy im niedostatek nauk nie dokuczył!
Nigdy głód celów wyższych nie cieńczył im duszy,
uczą drugich, czego się każdy z nich nauczył!
I co dawniej słyszeli, uczniom trąbią w uszy.
Przyjdzie czas, ich nauki jako mgła na wietrze rozchwieją się,
głos prawdy w proch ich głowy zetrze.
I Bóg wyrok pism świętych wszechwładnie dokona,
mędrzec w głupca się zmieni - głupiec w Salomona."
"Jak często tonącemu w bezdennej topieli
rzuć z brzegu nitkę słabą rwącej się kądzieli,
tak słowo w dobrej ludziom powiedziane chwili,
jak trąba archanioła, stworzy ich czem byli."
Cytaty pochodzą z książki Adama Hanuszkiewicza "Psy, hondy i drabina", natknęłam się na nią kilkanaście lat temu.
Stefan Garczyński (1805-1833) był poetą romantycznym, przyjacielem Mickiewicza. Zmarł w wieku 28 lat. A to, co po sobie zostawił nadal takie aktualne...
niedziela, 27 maja 2007
Służbowo do Gdańska
Stało się tak, że przyszło mi do Gdańska jechać, służbowo. No to poleciałam dzień wcześniej po bilet na Centralny. Poprosiłam jakiś na rano, pani w okienku mówi : 29 złotych. Płacę. Po jakimś czasie do mnie dociera, że jakoś mało chyba jak na trasę Warszawa-Gdańsk, ale nic, rzadko podróżuję, a pociągami ostatnio to już w ogóle, więc może się nie znam, może potaniały, może jakiś pociąg pośledniejszy, a może to już owo „tanie państwo” nastało. Następnego dnia świtem, zaspana jeszcze, myślałam, że chyba jeszcze śnię albo już mam halucynacje, bo mój pociąg okazał się być intercity, miałam na bilecie numer wagonu i numerowane miejsce przy oknie, w przedziale dla 6 osób, z miłymi zasłonkami, przytulną tapicerką i wykładzinką pod stopami. No i jeszcze mi darmową kawę przynieśli, co prawda taką najpodlejszą, ale zawsze. I herbatniczek :) Myślałam nawet, że jak konduktor będzie sprawdzał bilety, to każe mi coś dopłacać, ale nie, sprawdził, skasował i poszedł dalej.
W samym Gdańsku już zadziwiły mnie tablice wyświetlające numer i trasę w tramwajach, dowiedziałam się z nich, że są akurat imieniny Weroniki i Brunona..., no rzeczywiście niezbędna informacja dla podróżujących w ścisku ....
Przejeżdżając przez miasto zauważyłam fajną reklamę „Tankkaa– tankuj po fińsku – automatycznie taniej”. Już tłumaczę : robi mi się tak jakoś błogo i dobrze za każdym kontaktem z czymkolwiek, co ma coś wspólnego z Finlandią lub językiem fińskim.
W Gdańsku na obiad zjadłam jeden z najdziwniejszych posiłkóww moim życiu. Był to ciekawy zestaw potraw : smażone ziemniaki + placki ziemniaczane + kotlet ziemniaczany :)
No co, mięsa od dziecka nie lubię.
Wieczorne zwiedzanie zaczęłam w deszczu, ale co tam deszcz, skoro tyle fajnej starej cegły do obejrzenia :) Budowle z cegły powstawały już przed naszą erą, w kulturach starożytnego Wschodu budowano z niej już od V tysiąclecia p.n.e. Wymyślona przez człowieka pozwalała budować w miejscach, gdzie nie było naturalnego budulca, kamienia. (Podobno do wybudowania Wieży Babel użyto jej 85 milionów sztuk.) Obejrzałam więc w deszczu Stare Miasto, które nazywa się Miasto Główne, ulicę Mariacką, Chlebnicką, Mydlarską, Piwną, Długą, Długi Targ, i masę innych, przedreptałam nad Motławą, pierwszy raz w życiu zachwyciłam się posępnym Żurawiem (gdzie ja się wcześniej chowałam....?), wmurowało mnie przy katamaranach, Sołdku i galeonie, nie mówiąc już o kościołach, kamienicach, ratuszu, bramach, basztach. Byłam w XIV – wiecznych murach ratuszowej restauracji i poczułam się trochę jak Oleńka z Potopu na dworze księcia Bogusława, kiedy wchodziłam przez ciężkie drzwi do ciasnego korytarzyka ze schodkami w górę, zakrętem i znów schodkami w dół (niestety takie atrakcje to w drodze do toalety :) Z kościołów największe wrażenie zrobił na mnie kościół Świętego Jana, zbudowany w XIV wieku, a w następnych rozbudowywany. Po wojnie jego wyposażenie zostało przeniesione do kościoła Mariackiego, ostał się jedynie niesamowity ołtarz. Do teraz stoi pusty.... Wielki gotycki pustostan, zagospodarowywany okresowo dla celów kulturalnych i duszpasterskich, odbywały się tu koncerty, wystawy, a nawet festiwal szekspirowski. Tuż obok tego kościoła znajduje się mały tajemniczy zaułek, który nazywa się dopiero od niedawna, ale za to jak ! Zaułek Zachariasza Zappio. (Dotychczas myślałam, że najbardziej wdzięczną nazwę porządkującą ulice i place już słyszałam, mieszkam koło niej : „Skwer Mieczysława Fogga”.) Zachariasz Zappio był kupcem i dobroczyńcą żyjącym w Gdańsku w wieku XVII, a między innymi także fundatorem liczącej około 6000 woluminów biblioteki parafialnej.
Z detali, pod których wrażeniem jestem do dziś, wprost zbombardowana bodźcami artystycznymi, najbardziej pamiętam niesamowicie drobiazgowo rzeźbione drzwi i dwa jednorożce ze sklepienia w Sali Czerwonej Ratusza, zapraszam do obejrzenia animacji :
http://www.mhmg.gda.pl/panoramy/panorama_3.html
Kiedy już przestało padać i skończyły się moje obowiązki służbowe, postanowiłam sobie popłynąć gdzieś, gdziekolwiek. Stanęło na promie do Westerplatte. Jak małe dziecko przyssana do burty WGAPIAŁAM SIĘ we wszystko obok czego przepływaliśmy, stocznię, port, ogromne, wielkie, straszne, tajemnicze, trochę groźne, naszpikowane dziwnymi ustrojstwami statki, naprawcze, promy przewożące auta, statki towarowe, maszyny ... Gdybym była małym chłopcem, to na pewno zechciałabym zostać marynarzem :)
Co tam męska fascynacja rozmiarami w porównaniu z kobiecą :)
Raz rozpocząwszy przygodę z wodą zapragnęłam więcej, wybrałam się więc jeszcze na plażę. Słońce było cudowne, choć już mocno popołudniowe, wiaterek spokojny, piasek gorący a woda lodowata. Dość dawno nie byłam nad morzem, więc nie zważając na nic, wskiknęłam do wody, choć po kostki. Lód. Wytrzymałam godzinkę niezmordowanie maszerując wzdłuż brzegu. Było tak pięknie .... :)
Jeśli kto wyjechał z kraju za chlebem, a w Gdańsku nie był, to ma wracać i w Gdańsku być.
Na zakończenie wyjazdu przeżyłam mały kalifornijski epizodzik. Stojąc już na peronie z biletem powrotnym w garści, kosztującym już normalne 82 zł (tanie państwo to była jednak tylko fatamorgana), słyszę : du juspik inglisz? Zagubiona w obcojęzycznym kraju para emerytowanych Amerykanów trafiła akurat na mnie, rozumiejącą z grubsza, z cieńsza to już mniej. Natenczas konwersację nawiązaliśmy, a jakże, włączając kilka słów po niemiecku i kilka po hiszpańsku, no i po tym właśnie to ja już byłam ich Amiga :) Mieszkają na stałe dwie mile od styku płyt tektonicznych i co chwilę ich nawiedza większe lub mniejsze trzęsienie. Dużo podróżują. No proszę, może jeśli wyjadę z tego kraju póki czas, to także na emeryturze będę podróżowała po świecie? Train przybył, miejsce moje było w wagonie 11, mało czasu do odjazdu, więc wchodzę do 6, Ameryka za mną, i widzę że dalej to już tylko dwa wagony, więc gdzie, do ch.o.l.e.ry podział się mój ? Zostawiłam bagaże sympatycznym amerykańskim emerytom (Polakom raczej bym się bała, zwłaszcza służbowego laptopa...) i udałam się na poszukiwania. No i jak myślicie? Co się okazało? Obstawiamy, obstawiamy ... No, za 6. wagonem był 7. a za nim, no, to przecież logiczne, 11. Ufff. Wróciłam po toboły, opowiedziałam co i jak, na co oni że 7 i 11 to szczęśliwe liczby, na co ja, że wiem, I was born of the 7th of November, na co pani, że jej brat też, no i radośnie rozstaliśmy się z wielkimi uśmiechami umacniając przyjaźń polsko-amerykanską :)
Miłym akcentem wieńczącym całą podróż był blisko półgodzinny postój (ekspresu), zgodnie z planem, w W-wie Wschodniej ... Po odstaniu swojego i po 2 minutach jazdy już mogłam spokojnie wysiąść na Centralnym zastanawiając się dlaczego tego półgodzinnego postoju nie zrobią, bo ja wiem, w Działdowie na przykład?
Do samego wyjazdu z Gdańska miałam wstępne postanowienie przeprowadzenia się tam na stałe, ale przeczytałam artykuł w prasie, że tam straszne statystyki wykrywalności zachorowań na raka, przypadków dwa razy więcej niż w innych rejonach kraju, a to podobno przez zakład Fosfory, choć i inne czynniki, w tym liczne dymiące kominy podawane są za współwinowajców. No i mój pierwszy zapał jakby stopniał ...
sobota, 26 maja 2007
Desiderata
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy. Tak dalece, jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść. Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha. Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, bowiem zawsze będą lepsi i gorsi od Ciebie. Ciesz się zarówno swoimi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakkolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach, świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech Ci to nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny wobec miłości, bowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla Ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy Ci to jest dla Ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki, jaki być powinien. Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są Twoje pragnienia: w zgiełku ulicznym, w zamęcie życia zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
Tekst - anonim znaleziony w starym kościele w Baltimore w 1692.
Albo napisany w 1927 przez Maxa Ehrmanna.
Tekst ten towarzyszył mi w życiu od czasów ogólniaka, kiedy to kolega wymalował go pędzelkiem i farbkami w całości na ścianie mojego pokoju.
wtorek, 22 maja 2007
Seamus Heaney - Laska i deszcz
Postaw na sztorc magiczną laskę, która ściąga
Deszcz, a zabrzmi muzyka, o której nawet
Nie sądziłbyś, że tak ją chcesz usłyszeć.
Kaktusowo kłująca ulewa z otwartych
W górze śluz: rozlewiska, potoki i wiry.
Stoisz jak flet, na którym gra woda. Potrząsasz
Laską: diminuendo przebiega przez skale
Deszczu, jak schnący na twych oczach rynsztok.
Kolej teraz na krople z odświeżonych liści,
Drobne resztki wilgoci z trawy i stokrotek,
Mgiełkę, która jest bardziej wydechem powietrza
Niż deszczem. Postaw laskę znów na sztorc. Tego,
Co nastąpi, nie zmniejszy fakt, że się już raz –
Dwa razy, dziesięć, tysiąc – wydarzyło przedtem.
Cóż, jeśli całą muzyka jest szelest piasku,
Stuk suchego nasionka we wnętrzu kaktusa?
Jesteś jak bogacz, który dostał się do nieba
Przez ucho kropli deszczu. Słuchaj teraz znów.
Seamus Heaney – ze zbioru Ciągnąc dalej (Spirit level) 1996
tłumaczenie Wydawnictwo Znak
wtorek, 15 maja 2007
O xbw trochę obszerniej
¿Dlaczego akurat xbw? Może ktoś jeszcze pamięta ze szkoły, XBW, Książę Biskup Warmiński, Ignacy Krasicki, 1735-1801, ten piszący satyry i bajki. Napisał Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki (pierwsza polska powieść), także poematy heroikomiczne: Myszeidos, Monachomachia, czyli wojna mnichów i Antymonachomachia. A moje inicjały to BW i wszystko jasne. Mówcie mi Księżno (Xsiężno?) :)
To może uchylę trochę rąbka tajemnicy, z kim tutaj macie do czynienia. Jestem różna :) Zainteresowań mam od groma i ciut ciut, i czasem myślę, że to źle, a czasem myślę, że to bardzo źle. No bo tak, czytać lubię, i to wszystko, od książek dla dzieci poprzez ciekawe blogi :) po Finnegans Wake... Filmy oglądać też lubię, na szczęście nie wszystkie, te dobre tylko, ale tu też mam pecha, bo wbrew pozorom tego też sporawo „się” namnożyło. Muzyki słuchać lubię, no bo kto nie lubi,choć najbardziej to lubię ciszę i głosy delfinów. No i tu kolejne kłody pod nogi, bo od „Do You Know Where You're Coming From” Jamiroquai po III d-moll fortepianowy Rachmaninowa w wykonaniu, np. Evgenya Kissina, dźwięków niesamowitych chmary niezliczone w eterze.... A wierszy pięknych, np. Emily Dickinson jaka mnogość. A języków pięknie-tajemniczo-kusząco brzmiących ile na świecie... Ostatnio oczarował mnie jeden zwłaszcza, paskudny uwodziciel, a imię jego suomi,choć niektórzy zwą go także finnish, i to do tego stopnia, że randkuję regularnie dwa razy w tygodniu po 2 godziny. FFF, film, fiński, filozofia. No kiedyś miałam taką przygodę, że sobie ten kierunek trochę postudiowałam, czego skutkiem od czasu do czasu w wypowiedziach wtrącam, np. zdanko „w bycie bytu dokonuje się nicościowanie nicości” lub wspominam coś o brzytwie Ockhama lub innym daimonionie. A tak, to obok po lewej stronie to obrazy Spitzwega, no obrazy też lubię niestety, no i gotyk, góry, drzewa, samoloty, łodzie podwodne, rakiety kosmiczne, alfabet grecki....
Dobra,wystarczy na razie. A czego w takim razie nie lubię? Noo, sporo będzie, noszenia zegarka, mleka, adidasów, drzwi obrotowych, prezentów, głupoty promowanej pod szczytnymi hasłami, strachu niezwalczanego..., nie chce mi się dalej ciągnąć, tyle tego.
Ostatnio nie lubię tego, że ten blog jeszcze nie wygląda tak, jak według mnie powinien, ale przecież wszystkie (prawie) początki bywają trudne. Więc żegnam o wybaczenie pokornie prosząc i poprawę obiecując.
niedziela, 13 maja 2007
Dobrze mieć syna czyli weekend z Orsonem Wellesem
Upolowałam film, nośnik DVD jeszcze, pewnie wkrótce wyparty przez Blu-ray zostanie, to JUŻ trzeci w mojej kolekcji. Wszystko przez pociechę, syna znaczy, cały weekend pod szyldem Orsona Wellesa i Obywatela Kane. Synoczek z jakiś tydzień temu mimochodem zapytał, co wiem o Obywatelu K, na co ja, że to kultowy film, the best from the best from the best, o facecie który umarł wypowiadając słowo „różyczka” (rosebud) i przez resztę filmu trwa dochodzenie, co też mógł mieć na myśli. No i tu, na serii mglistych barokowo czarno-białych senno-zapomnianych wizji, moja wiedza się urwała. No i w te pędy uderzyłam do mojej ulubionej księgarni wysyłkowej w celu nabycia oraz ponownego dogłębnego obejrzenia, czego i Wam życzę, że tak sloganem pojadę, naprawdę warto. Tym bardziej, że jako dodatkową atrakcję wrzucono na płytkę arcyzajmujący dokument o kulisach powstania filmu.
Orson narobił niezłego zamieszania już jako 20-latek, w dziedzinie teatru, a jakże, no i namieszał nieźle ze słuchowiskiem radiowym wg Herberta George’a Wellsa Wojna światów (słuchacze byli święcie przekonani, że Marsjanie faktycznie opanowują Ziemię). Trochę szkoda, że nie wyszła mu ekranizacja „Jądra ciemności” Conrada, co później nadrobił FFC „Czasem Apokalipsy”. Ale za to wspiął się na szczyty Obywatelem właśnie i to w wieku 26 lat. Z 9 nominacji do Oskara film wszech czasów dostał jedną nagrodę, za scenariusz .... Jeśli ktoś uważa, że żyjemy w chorych czasach, to może go pocieszy L, że takie chore czasy, chore układy są zawsze i wszędzie. Obywatel Kane o mały włos nie zostałby zniszczony i fizycznie spalony jeszcze przed premierą, a po premierze przeleżał sporo lat w magazynach, zanim czasy dogoniły i doceniły dzieło Wellesa. A sam Orson ... co ma począć człowiek, który zaczął od spektakularnego sukcesu, już na początku osiągnął wszystko to, do czego inni dążą całe dziesięciolecia, a i tak nielicznym tylko udaje się zaistnieć. Cóż, gdyby go nie zniszczono, nie odstawiono na boczny tor, to może .... ? W 1970 roku dostał jednak Oskara za całokształt. Facet dożył sobie siedemdziesiątki bez dalszych fajerwerków, zszedł był w 1985 roku.
Obywatel Kane, 1941 rok, będzie już 66 latek... No...
czwartek, 10 maja 2007
Metamorfozy czyli z listu do S.
Skąd się bierze siłę i mądrość kiedy są potrzebne? Dlaczego nie można usiąść sobie spokojnie, pstryknąć palcami, a te uniżenie, jak kelner, zjawią się jak spod ziemi, gotowe usłużyć?
Życie wokół mnie zmienia się z kosmiczną prędkością, pozostaje mi tylko pogodzić się, przyzwyczaić. Oswoić się. Uwierzyć. I żyć dalej jak gdyby nigdy nic, normalnie i zwyczajnie.
Dostajesz dar, wygląda pięknie, zaskakuje, cieszy. Ale nie masz pewności czy tonie jest kawał - dowcip - żart, czy to nie jest tylko piękne puste opakowanie z kolorowa wstążką.
Metamorfoz ciąg dalszy. Długa droga przede mną. Ale to ta jedyna właściwa. Zaufałam, uwierzyłam. Wchodzę, wstępuję, idę. Pewnie, pewnym krokiem,powoli, spokojnie.
Odpoczynek co krok lub co godzinę lub jak popadnie, kiedy będzie można, kiedy będzie trzeba, kiedy będę zmęczona. "Cichutko, pomaleńku".
Tylko dlaczego ciągle jest mi tak mocno smutno, takim smutkiem bezbrzeżnym, mimo tego permanentnego siłowego przeciągania się na świetlistą stronę życia.
Źródła siły mogą być różne, ale jedne wysychają, inne niespodziewanie wytryskują nam pod stopami, znienacka, pewniki jak kolorowe baloniki, pękają wcześniej lub później.
Ech, życie, życie, jak przez ciebie przejść nie ociekając krwią, kiedy po jednej stronie rosną róże a po drugiej kaktusy.
Skoro dziś błąkam się po jaskiniach, jarach i kotlinach zasnutych szarą lepką i niezbyt przyjemną mgłą, w półmrokach przyświecam sobie słabym płomykiem jakiegoś kaganka czy innej lampy naftowej bądź też przygasającej pochodni, to jak znam siebie, jutro czy pojutrze wszystkie ośmiotysięczniki zaliczę, zdobędę oba bieguny i może jeszcze zdołam zahaczyć o księżyc.
I tym optymistycznym akcentem kończę, a pozdrowienia ogrzewam ogniem krzesanym z krzemieni gdzieś w dalekim stepie.
Generał
Uf,
braknie mi właściwych słów
obraz myśli moich staje się coraz mniej klarowny
mgły nocy i zmęczenia osnuwają moją głowę
zaplątują się we włosy
przenikają przez skórę do wnętrza
zamazują przekaz
synapsy ziewają
adrenalina z noradrenaliną życzą sobie miłych snów
otulając się kołderkami z dendrytów
dobranoc, dobranoc, dobranoc
substancja szara zakończyła już nawet grę w szachy
z substancją białą
wynik remisowy
móżdżek nuci pod nosem kołysankę
Stolarz - z listu do O.
STOLARZ !!!!!!!
Najwspanialszy zawód świata
na równi z budowniczym domów
miliony myśli
nie sposób zapisać
nie da rady
nawet choćby zacząć
można spróbować opisać stan
kiedy te myśli tak z prędkością tornada
kością ?
koścista to ja już pewnie nie będę...
ale spróbuję mniej kulista
A ta giełda tych staroci
i kolekcji
fajna była
powiało
i brzytwa i złoty faraon
olśniewający symbol
przemieszczenie i w czasie i rozrzucenie w przestrzeni
i obrazy różnych ludzi
różnistych miejsc
ale ziemskich
i jeszcze
szmer głosów
języki sprzed wieków
brzęk monet
sprzed wieków
szczęk zbroi
tętent końskich kopyt
pokrzykiwania jeźdźców
pokojowe
bo w mojej głowie
antyaborcyjnej
Twister przycicha
ale jak to amerykański dziki wolny
wicher
niepokorny i zaraz znów
raz lekuchno i gasnąco
a potem wichrzy wichrzycielsko
coraz mocniej i mocniej
i nie możesz być pewny nigdy do końca
czy przycicha by zamilknąć czy może
jednak będzie
chciał
spróbować
osiągnąć
prędkość i
rozmiary
i dzikość
i nieziemskość
wichur
i innych
zjawisk
pogodowych
na planetach w kosmosie
a
może nawet rozmiar burzy
słonecznej ?
Czy to jeszcze Edwardostedowy
"łoskot wiecznie głodnego
morza
w skroniach"?
czy już dalej popędziło ?
wyrwało się spod kontroli
i jeszcze łapiesz
a to niesforne dziwadło umyka
i udaje że
to na poważnie
że nie okiełznasz
że uciekło na zawsze wyzwolone
spod kontroli
Ale MY
z ilorazem IQ
wiemy
teatrzyk
dla dzieci
scena teatru Lalka
dla młodego widza
jeszcze nie aktora
bo potem to już każdy
w teatrze życia codziennego
a teraz to już masówka od najwcześniejszych
ledwo ledwo od ziemi lat
Być innym to zaszczyt
I NIE WOLNO (!!!!!!!) myśleć inaczej
hamulec czyli uwolnić lekkość bytu
Co w nas hamuje postęp, rozwój, racjonalne działanie,
osiąganie sukcesów, szczęścia, dobrobytu.
Taki mocno zaciśnięty hamulec ręczny.
Tak mocno że nie jedzie.
To nasze własne wiezienie, nasze małe prywatne,
taki karcer do którego wpakowujemy się by siebie ukarać.
Boimy się, karzemy się, zaciskamy hamulce,
przekręcamy pokrętło oporu na maksa.
To mówi moje ego obserwujące.
Ono mówi, informuje, oświadcza, uświadamia.
A hamulce dalej trzymają, jak szczeki hamulcowe
zepsute, nienaoliwione, zastałe, nie ruszone,
skorodowane, rdzą przeżarte, zaspawane.
Tam gdzie nie ma ruchu - tam kurz
tak grubą warstwą pokrywa, że skleja na ament.
Trzeba ruszać nie tylko mięśnie, nie tylko chodzić, biegać,
nachylać się, skręcać na boki, jeździć rowerem,
robić gimnastykę oczu, języka, ćwiczyć pisanie, często czytać,
ćwiczyć pamięć, ćwiczyć zadania matematyczne -
ale tez ćwiczyć spuszczanie hamulca ręcznego,
ćwiczyć pokrętło oporu i odkrywać w sobie
i rozruszać od czasu do czasu wszystkie te pokrętła i dźwignie,
bo nie ruszane - zapomną jak to jest się ruszać,
przekręcać, zmieniać swoje położenie.
Jednak trzeba działać delikatnie, własne wnętrze to terra incognita.
Delikatnie, z umiarem, żeby nie rozregulować.
Bo rozstrojone nie działa. Choć zawsze już to lepsze,
bo można w końcu dostroić.
Jak się znajdzie albo trafi na dobrego stroiciela.
Był zaklinacz koni.
Może być i
stroiciel ludzi.
Każdy sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem i stroicielem swoim. Amen.
Sam sobie sterem żeglarzem okrętem
stroicielem swoim
psychologiem psychiatrą psychoanalitykiem
ot co
oto sztuka
żeby samego siebie rozłożyć na czynniki pierwsze
na geny i drobniej
na cząstki atomy i drobniej
w pył się rozłożyć i popiół
zjeść się przeżuć i strawić
i wydalić
i doszukać
dokopać dojść dotrzeć
w olśnieniu potknąć o przyczynę
i skutek i przyczynę i skutek
całą reakcję łańcuchową
odsypać z piasku przeszłości
odwalić ciężar tego co było
i uwolnić lekkość bytu
*****
Muzyka Film Lektury
Jak to się wszystko łączy i przenika. Życie jak sen, sny prawie jak życie, życie huśtawką,
huśtające sny, zakręcone, falujące życie
Ku czemu
"Fakultet snów", znów i znów
Muzyczne fascynacje
Fascynująca muzyka
Skrzydlate dźwięki, wirujące jak płatki śniegu podczas zamieci
Ku lepszemu
ku polepszeniu
Ku dobru
Wędrówka w stronę dobra w stronę piękna
Ścieżka kręta ale czyż to nie jest ślepa uliczka?
Co tam uliczka, aleja, TRASA, DUKT, DZIEDZINIEC,
i gdzie ? dokąd ? do wrót piekła, donikąd, "czy ...
zostanie na dnie popiołu gwiaździsty dyjament
wiekuistego "SZALEŃSTWA" zaranie"
No bo gdzież tu jakie ZWYCIĘSTWO???
Co, ja górą? ja zwyciężam?
nie, ja tylko ciągle i ciągle,
tak bez ustanku bez wytchnienia
tylko walczę i walczę
ale nie zwyciężam
więc co, ciągle ponoszę porażki?
przegrywam?
no bo przecież nie mogę wygrywać nie wiedząc o tym, nie czując potęgi zwycięstwa,
chwała zwycięzcom!!! zwycięstwo wiktoria skrzydeł dodaje, uskrzydla
nie czuję bym zwyciężała
ja tyko niezauważalnie (niemal) pogrążam się ruchem wirowym jak woda ściekająca
taka co najpierw kapie powoli z zepsutego kranu
a potem coraz to silniej wydobywa się
aż wytryśnie strumieniem i
potem już tylko ścieka
ruchem wirowym
i pogrąża się w mulistym rynsztoku
a potem jakoś tak znowu jest deszczem, ożywczą rosą,
napojem dla spragnionych
początkiem?
Romantyczność
Kiedy i jak poznaliśmy się - nie pamiętam. Nie ważne, nie chcę, by to było istotne. Pojawił się. Tak bardzo potrzebowałam by był, tak bardzo pragnęłam. I stało się. Może za sprawą duchów? A jeśli duchów - to tych dobrych czy złych? Pora była najwyższa, czas by skoczyć w przepaść lub zapaść się psychicznie do wnętrza siebie, schować przed okrucieństwem rzeczywistego życia. Był prawie taki jak ze snów i marzeń w których pojawiał się często ale zawsze bez twarzy, bezpostaciowo. Kiedy zaistniał fizycznie i cieleśnie w moim pobliżu, wyczułam tę obecność,tak jakby nastąpiło zetknięcie się aury jego i mojej. Wtedy połączyliśmy się, niezauważalnie niemal, pozazmysłowo. Pierwsze spotkanie dało całość doznań ale w kondensacji. Przedsmak i zarazem wszystko. Pojawiła się pewna pewność, już nie przypuszczenie pewności. Mój spokój połączył się z jego spokojem i rozległ się potężny huk - reakcja nastąpiła, zabrzmiała niebiańsko - ziemska cisza. Zaistnieliśmy jako jeden byt.
Każdy jego gest był łagodny, nawet jeśli takim się nie wydawał. Patrzyłam oczyma i widziałam człowieka, trzydziestoparoletniego mężczyznę.Zamykałam oczy i widziałam opiekuńczą dłoń wszechświata. Rozmawialiśmy.Ale od pierwszego słowa rozmowa nie była typowa. My już wiedzieliśmy,czuliśmy. Magnetyzm zawładnął naszymi fizycznymi postaciami. Ale czy to magnetyzm, jeśli przyciąga się coś co pierwotnie jednym zaistniało i wiecznie winno trwać jako jedno. Zastanawia mnie, kiedy, kiedy rozpoczęło się owo wspólne bycie. Czy zapisane od zarania wszechświata w naszych przyszłych losach, czy może prapoczątek wydarzył się te kilka miesięcy temu ? Słowa przeplatane milczeniem na zmianę z milczeniem przeplatanym słowami. Jedyne w swoim rodzaju zrozumienie. Mieszkał na poddaszu, olbrzymia płaszczyzna pomieszczenia dziennego, dalej słodkie zakamarki wnęk, pakamer oraz korytarzy prowadzących do przystani mniejszych pokoików. Nie było nowocześnie, nie było artystycznie. Ale było. Nie lubię nowoczesności ani artystyczności. Cenię przytulność i domowość. Żadnego sterylnego, na kant zaprasowanego mebla. Ale też bez antyków, drogocennych bibelotów. Trwaliśmy sobie pośród tej rozkosznej zaciszności, najbardziej rajskiego raju, tej oazy niebiańskości wpośród bezmiarów ziemskiej pustyni.
Kiedy siadaliśmy - obok nas zasiadali bogowie. Kiedy wstawaliśmy - wszystko wokół także poruszało się jakby oddając hołd, wyrażając szacunek, nam, temu tworowi świeżemu co prawda ale też wiecznemu, odwiecznemu. Nie zastanawiałam się czy to możliwe,nie wątpiłam. Osiągnęłam szczyt. Rozejrzałam się wokół podziwiając przestrzeń w dole, odpoczęłam po potwornym trudzie wspinaczki, zamyśliłam się, zachwyciłam się. I natychmiast rozpoczęłam wspinaczkę na kolejne wzniesienia, pagórki, te strome i te łagodne. Nie tylko dlatego, że taka już moja natura by walczyć bezustannie, ale dlatego, że życie takie jest, na tym polega właśnie. Każdy z ludzi jest jak turysta w górach, z towarzyszami lub bez, z większym lub mniejszym plecakiem. I te szczyty należy zdobywać, wtedy życie toczy się naturalną koleją, płynie zgodnie ze swoją naturą, jak potok, na początku burzliwy i szumiący, cieniutki, potem coraz to cichszy i spokojniejszy, i coraz rozleglejszy. Przy nim odpoczęłam. Utulił mnie i głaskał jak matka dziecinę maleńką, słabą i bezbronną. Dał mi siłę.Skończyły się moje powierzchowne kłopoty, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. On zaspokoił wszystkie moje egzystencjalne potrzeby. Ale męki duchowe trwały. Trwają nadal. Mam to szczęście, może dar. Dziękuję za to że mogę cierpieć. Miser, qui nunquam miser. Przytulam się do niego i parzy mnie ten dotyk. To nadmiar jego fizyczności. Świadomość że istnieje jest błogosławieństwem i udręką zarazem. Rozkosz do bólu, aż do granic możliwego doznania. Szczęście. Zdobywam wzgórza na razie, wznoszę się powoli, rozglądam, wędruję w dół, przez dolinę. Uczę się. Zdobywam wiedzę, analizuję ją,przetwarzam. Całość łączę, zawsze łączę. Dążę do uzyskania oglądu całości. Przeszłość i przyszłość, muzyka, byty, matematyka, polityka - chcę ujrzeć jeden obraz, na pustej ścianie, w skromnej ramce. W obrazie tym będzie wszystko, autorem dzieła sztuki jestem ja. Jedynym odbiorcą sztuki jestem także ja. Drążę bez zagłębiania się, bez dokopywania.Cierpliwie i spokojnie, w procesie powolnym jak erozja. Obok jest on,ten drugi człowiek. mój. Mój. MÓJ. Mówię - słucha. Mówi - uczę się. Rozbrzmiewa muzyka - słuchamy. Miłość. Niemożliwe stało się. Gram trochę. To początek. Już nie zdążę doprowadzić tej umiejętności do pobliża perfekcji. Co ze mną będzie dalej - nie wiem. Rozpoczęłam. Czym jest to? Kontynuując dotrę zapewne do wniosków lub będzie mi się wydawało, że dotarłam. Czy umierając widzimy już ten obraz całości?
Dawno temu napisałam :
kiedy jesteś sam
tak bardzo sam
że już bardziej być nie możesz
popatrz : masz przecież dwie dłonie
złącz je
weźmiesz za rękę przyjaciela
To już przeszłość. Obok mnie jego ręka, silna ale delikatna. Czasem jego dłoń ujmuje moją. Zgłębia dotykiem. Kiedy indziej to ja pragnę muśnięcia lub uścisku. Jak zetknięcie dłoni genialnego pianisty z klawiaturą fortepianu.
On - nie istnieje realnie. Może gdzieś - kiedyś. Ale nawet jako wytwór mojej wyobraźni pomaga, wspiera, dodaje odwagi by zasnąć, by obudzić się i wstać, a potem chodzić - I NAWET WYJŚĆ, rozpocząć kolejną wspinaczkę - tułaczkę w poszukiwaniu jego realnego odzwierciedlenia. Czy to mądre czy głupie – nie ważne. Czy to już ta droga? Dziwne,opadam z sił a tyle jeszcze we mnie "tego czegoś". Czym to jest, skąd się bierze i dlaczego ja to mam? Już nie szaleje, teraz jest spokojne.Zwierzątko usnęło, ale oddycha, żyje. Na pewno będzie chciało znów pobuszować trochę, poniuchać i poszperać, jak zwykle. Sen, dla zmęczenia ukojenie. Dla pobudzenia nieznośna konieczność. Dziwne. Doznaję spokojnego pobudzenia. Sen. Tak.
poniedziałek, 7 maja 2007
Howard Jones i jego piosenki
Czy ktoś to jeszcze pamięta?
Elegy
Please don't look at me this way
I am from the same seed as you
Take me back to the womb
I am weary of this life
Don't believe in my eyes
Don't believe in my mind
Don't believe in right or wrong
Don't believe in cruel or kind
But all this talk is only poetry
Only as true as we would believe
We must live to fight the negative
Not to court the self in defeat oh oh oh oh
In defeat oh oh oh oh
Oh the pain of life is sweet
Is it wrong to long for death?
Must I cling to the thrills of life
Ash to ash and dust to dust
But all this talk is only poetry
Only as true as we would believe
We must live to fight the negative
Not court the self in defeat oh oh oh oh
In defeat oh oh oh oh
You have looked at me this way
We are all from the same seed
Take us forward through the tomb
There's no finish to a life
What Is Love
I love you whether or not you love me
I love you even if you think that I don't.
Sometimes I find you doubt my love for you but I don't mind.
Why should I mind?
Why should I mind?
What is love anyway?
Does anybody love anybody anyway?
What is love anyway?
Does anybody love anybody anyway?
Can anybody love anyone so much that they will never fear
Never worrynever be sad?
The answer is they cannot love this muchnobody can.
This is why I don't mind you doubting.
What is love anyway?
And maybe love is letting people be just what they want to be
The door always must be left unlocked.
To love when circumstance may lead someone away from you
And not to spend the time just doubting.
What is love anyway?
Subskrybuj:
Posty (Atom)