.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

wtorek, 23 sierpnia 2011

o wykonawcach festiwalu, dzień ostatni


Marcin Koziak
Drugi kontakt na żywo z młodym pianistą, wcześniej w "Lutosławskim" słyszałam Marcina w I koncercie fortepianowym Liszta, grał świetnie, szkoda tylko, że krótko (koncert trwa 16 minut). Teraz miał być Chopin. Wystąpienie mnie nie porwało, Koziak grał czasami za delikatnie, do przesady, nawet w momentach wymagających zdecydowania. Zaczął od nokturnu i było dobrze, potem scherzo było zbyt delikatne, ballada w miarę i polonez As-dur, ten słynny, też nie najlepiej. Myślałam, byłam prawie pewna, że będzie ciekawiej, piękniej. Marcin zagrał ciekawostkę, "Preludium i Nokturn na lewą (tylko) rękę" Skriabina, słuchałam już wcześniej na YT, ale ta wersja koncertowa też była dziwna. Potem była fantazja Liszta na temat mozartowski, do której jakoś nie mogę się ciągle przekonać. Znowu te oczekiwania. Ale chłopak jest bardzo miły i sympatyczny, to absolutnie nie ulega wątpliwości. Może brak mu po prostu pewności siebie?



Paweł Wakarecy
Jakoś tak los mnie z nim dość często stykał ostatnio... Niedawno w Łazienkach Królewskich zagrał dwa polonezy, Chopina i Zarębskiego, siedziałam w drugim rzędzie zachwycona i po koncercie podeszłam porozmawiać chwilkę. Potem były Duszniki, po Marcinie spory kontrast, więcej witalności i energii, poweru :) Cykl Schumanna ciekawy, no i znowu, teraz już mój ulubiony, polonez Zarębskiego. Po koncercie znów można było zamienić słówko. A wieczorem się złożyło, że po raz kolejny sobie mogłam z finalistą KCh dłużej pogawędzić... Następnego dnia rano, kiedy wyjeżdżałam z festiwalowego miasteczka, wędrując z walizeczką w stronę przystanku, natknęłam się na pana Pawła, także z walizeczką :) Już po pierwszym wysłuchaniu na żywo gry Wakarecego odpłynęły jakiekolwiek wątpliwości, czy słuszny ten finał. On naprawdę jest bardzo dobrym i rozwijającym się pianistą. Słucham sobie akurat 2. koncertu Chopina, tego mniej popularnego f-molla, Paweł Wakarecy grał ten utwór w październiku na konkursie, a zapytany, dlaczego, nie jak wszyscy, e-moll, odpowiedział, "bo jest piękny". Doświadczam i przyznaję rację.


Daniil Trifonov
Najlepszy koncert Daniila ze wszystkich na których byłam osobą swoją, w sumie czterech. Chłopak się wyraźnie rozwija. Dostał ogłuszające brawa, najgłośniejsze z osiemnastu dusznikowych koncertów. Nie milkły długo, aż po piąty bis, Rachmanianę. Koncert Daniila nie był JAK spełnienie marzeń. BYŁ spełnieniem marzeń. Nikt nie pozostał zawiedziony, rozczarowany, chłopak dał z siebie sto procent, Campanella + Mefisto Walc to najlepsze utwory z koncertu, jeden po drugim powalały, masakrowały, wgniatały w fotele, nie było siły by wstać i wyjść na przerwę... To było big bara boom, fajerwerki w pozytywnym znaczeniu, ukoronowanie, wisienka na torcie tegorocznego festiwalu. Wszystkie utwory były bardzo "Daniłowe" grał je "po swojemu", jak czarodziej, który dotknął fortepianu i zaczarował go i od tej pory instrument wydaje tylko dźwięki według życzenia, zaczarowane i oczarowujące publiczność, czyste, perełkowe, szemrzące. Bo nawet wściekłe diabelskie momenty Mefisto też czarowały, publika była zahipnotyzowana, w transie. Campanella idealna, bezbłędna, porywająca, mam wrażenie, że tak dobrej wcześniej jeszcze nie zagrał. Daniil zadowolony, uśmiechnięty, szczęśliwy, kłaniający się co chwilę z ręką na sercu we wszystkich kierunkach, z charakterystycznym wyrazem twarzy, z mokrymi potarganymi włosami. I cały czas utrzymuje kontakt z publicznością. Po przerwie - mazurki zagrał cudnie jak zawsze, takie chopinowsko-daniłowe perełeczki. Etiudy zagrał po swojemu i nie wiem już czy wolę jego wykonanie czy Geniusasa. Boję się się etiud 10 i 12, zwłaszcza po diabelskim walczyku. Szczęście, że Prokofiewa nie wmanewrował do tego zestawu.

Dla mnie w Daniile fascynujące jest to, że on się tak błyskawicznie rozwija, rozszerza repertuar, dołącza ciągle nowych kompozytorów i kolejne nowe utwory w tempie błyskawicznym. Jak dobrze posłuchać w jego wykonaniu także Bacha, Beethovena, Schuberta, Schumanna. No i f-molla (to wkrótce). Poza tym - czekam na Rachmaninowa, nieustająco.




  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz