.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

piątek, 26 sierpnia 2011

kolejna przeczytana Gavalda - "Pocieszenie"


 


Anna Gavalda
"Pocieszenie"
(La Consolante)
rok wydania: 2008

wydanie polskie: 2009


O pierwszej przeczytanej książce Anny Gavaldy pisałam TUTAJ. Skonsumowałam dwukrotnie i na dodatek poszłam do kina na ekranizację (chyba niepotrzebnie), przeczytałam jeszcze zbiór jej opowiadań i kiedy w bibliotece wpadło mi w ręce "Pocieszenie", zgarnęłam pazernie i pognałam do domu czytać, co skutecznie wyłączyło mnie ze społecznego funkcjonowania na trzy dni, Ukasz świadkiem.

O czym? Współczesny architekt, lat 47, Paryżanin sercem i duszą, w czasie niewypełnionym pracą rozczula się nad sobą. Że nie ma kobiety, bo ta z którą dzieli łóżko, to już nie to. Że nie ma dzieci, a jedynie córkę współspaczki. I że w ogóle jakoś nie bardzo, jakby niewłaściwy kierunek obrał. I toczy się tymi nieszczęsnymi koleinami, brnie dalej, choć stawiają wyraźnie coraz silniejszy opór. Inercja. Ma świadomość sytuacji, choć nie do końca, ale nie podejmuje sam z siebie żadnego działania. Dopiero kiedy umiera mu osoba bardzo bliska, najważniejsza, ale niewidywana od lat, do której miał nieuregulowany, sprecyzowany jedynie podświadomie, stosunek emocjonalny, zaczyna się powoli przełamywać. Źle się dzieje w jego życiu? No to może już pora, by zrobić coś poza schematem? Fajne postanowienie, ale niezwerbalizowane. Przechodzi do fazy czynów dopiero, kiedy przejeżdża po nim furgonetka. Swoją drogą, ciekawy mechanizm punktu zwrotnego, wyraźnie namacalny kopniak w tyłek od losu, bez niego często ani rusz, prawda? Przez pierwsze sto stron bohater gmera we własnym wnętrzu, potem przez dwieście stron przeżywa śmierć Anouk i wspomina wspólne chwile, co w końcu staje się męczące i nudne, na szczęście wtedy dochodzi do zwrotu i powieść dopiero teraz tak naprawdę zaczyna wciągać na sto procent. Charles zaczyna podejmować decyzje, szalone, ale nareszcie właściwe. Wyjeżdża z Paryża i "zupełnie przypadkiem" trafia do uroczego dzikiego wiejskiego zakątka, z lamą, kózką, kurami, kotami i brzydkimi psami, zaludnionego gromadką uroczych dzieciaków, skąpanych w pobliskiej rzece i w szczęściu, radosnych i w zasadzie już beztroskich. Od tego momentu już nie sposób się od kolejnych stronic odkleić, bo na scenę wkracza kobieta i nic już nie jest takie, jak było. Zaczyna się długa bajka, do której ma się ochotę przedostać, choć wiadomo, że jest fikcją.

Przy najbliższej wizycie w bibliotece poszukam jej kolejnych książek, zdaje się, że zostały mi jeszcze (tylko) dwie. Bardzo obiecująca sytuacja - wpadnięcie na trop współczesnego młodego autora. Można oczekiwać z przyjemnym dreszczykiem niecierpliwości na kolejne napisane, wydane i przetłumaczone utwory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz