Lubię wędrować przed siebie, dawno nie wałęsałam się po świecie, a ciągnie. Wędruję więc sobie przez miasto. Im więcej czytam prozy Mironowej, tym silniej "coś" znowu, po latach, wyciąga mnie z domu. A zwany Z od czasu do czasu pomaga i wyruszamy w miasto razem. Czasem wolę sama. Ale z Z jest ciekawiej. Opowiada. Czyta teraz Miguela de Unamuno i jakieś dwie powieści Philipa K. Dicka, zupełnie nie fantastyczne. Słucha płyt z szantami w nietypowych wykonaniach (Tom Waits, Iggy Pop, Patti Smith, Johnny Depp, Marc Almond, Nick Cave, Macy Gray). Lubię szanty, też chętnie posłucham. O Unamuno czytałam kiedyś na fali wchłaniania wszystkiego co hiszpańskie bądź latynoskie, przeczytałam jego "Ciotkę Tulę". Fala hiszpańska odpłynęła razu pewnego niespodziewanie, ale nie na zawsze. Cieszyłam się jak dziecko słysząc w słuchawkach język, kiedy oglądałam niedostępny inaczej mecz Janowicza. Od razu meczyk i tak spektakularny nabrał dodatkowego wymiaru.
W Łazienkach, krótka przerwa w wędrowaniu.
zdjęcia: xbw
Zieloności trwaj wiecznie!
OdpowiedzUsuńChyba jakaś równoległość, lubienie książek i zieloności wszelkich. Może dla odpoczywania wzroku :)
UsuńDawno już nie miałem okazji wędrować po mieście. Jeśli już, to tylko w pełnym biegu, najczęściej z parkingu i to czym prędzej do celu, zawsze spóźniony. Chyba faktycznie to dobry moment na to by się na chwilę zatrzymać...
OdpowiedzUsuńPS1 - Też miałem fazę na hiszpańską prozę. Później minęło. Teraz wraca.
PS2 - Jerzyk rządzi, nawet gdy przegrywa.
Zawsze jest dobry moment, by się zatrzymać, powiem nawet, że taki moment w końcu zaczyna być KONIECZNY. Wyjście w miasto spacerkiem bez celu - bezcenne, chyba, że można w świat poza miastem, to jeszcze drogocenniejsze.
UsuńNa razie fazy hiszpańskiej nie wpuszczam, nie ma miejsca, jest faza polska!
Jerzyk księciem kortów. Z szansą na królowanie.