.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

środa, 8 października 2008

się ogląda...





Jak zwykle, nic nowego, raz więcej a raz mniej, ale nieustająco :)))) 
Się ogląda.
Normalnie samo się ogląda, samo z siebie.
To nie uzależnienie. Ale potrzeba.

Jakiś czas temu "przyszło" do mnie na biurko - w pracy - pudełeczko, pakiecik czterech filmów z Audrey Hepburn. Podeszłam jak pies do jeża, pakiecik poleżakował trochę, aż się dobrałam i z każdym kolejnym oglądanym filmem nabierałam większej i większej sympatii do panienki. Jaka ona miła! :) I to w taki naturalny sposób. Szkoda, że musiałam oddać, pakiecik bowiem można a właściwie trzeba MIEĆ.

Sabrina, reż. Billy Wilder, USA 1954 --- Widziałam wersję współczesną z Harrisonem Fordem i nastawiłam się, że staroć będzie mocno skrzypiał. A tu wręcz przeciwnie, film uroczo lekki, głównie dzięki Audrey, i do tego dość dobra komedia - niesamowity (jak z filmu o The Beatles) dziadek.

Śniadanie u Tiffany'ego (Breakfast at Tiffany's), reż. Blake Edwards; USA 1961 --- Podobno kiedyś przeczytałam książkę Trumana Capote, podobno i film widziałam, ale lata nie te :), pamięć nie ta :)... Trzeba było sobie przypomnieć, skoro w głowie tylko scena z kotem została, a i ta jak przez mgłę.. No jak ktoś ma jak ja i nie pamięta - to niech sobie koniecznie przypomni, film straszliwie rozczula, zwłaszcza napisana specjalnie dla Audrey i przez nią śpiewana pioseneczka Moon River. A do tego znów zachciało mi się przeczytać powieść Capote, może wykorzystam syna i przyniesie mi z biblioteki szkolnej... ? Tak, właśnie, nadal nie znalazłam zagubionych kart bibliotecznych.

Zabawna buzia (Funny face), reż. Stanley Donen; USA 1956 --- Tytuł nie kojarzył mi się najlepiej, ale przemogłam się, zwłaszcza, że za mną już dwa pozytywne odbiory. I przeżyłam miłe zaskoczenie, film właściwie prawie artystyczny, mnóstwo Paryża, na dodatek ciekawie skadrowanego - przeżycie artystyczne, może nie ekstaza, ale zawsze. Gdyby nie piosenki śpiewane... No w sumie kilka z nich nawet wpadło mi do ucha, ale pozostałe przewijałam na podwójnym przyspieszeniu, sorry. Ale Fred Astaire mi do tego akurat filmu nic a nic nie pasował. Chyba bardziej skłaniam się ku nowoczesnej ekspresji ruchowej, którą Audrej zaprezentowała w tym filmie, ona potrafiła całkiem nieźle tańczyć...

Rzymskie wakacje (Roman Holiday), reż. William Wyler; USA 1953 --- Tu z kolei pięknie Rzym pokazany, problem w tym, że Rzym mnie nic a nic nie pociąga architektonicznie, no, może schody jedynie. Ale tu miasto jest zaledwie słabym tłem dla wielkiej Audrey i dla jej partnera też trochę (to Gregory Peck). Urocze małe rzymskie mieszkanko z wielkim tarasem, z widokiem na ciaśniutkie urocze podwórko, w nim młodziutka ona, zniecierpliwiony on - i potem wszystko płynie, a na koniec płyną łzy.

Polecam gorąco - Audrey Hepburn, w każdym z tych filmów z całą pewnością przeurocza i niezapomniana. Nawet w tej chwili zasiadłabym bez wahania do ponownego seansu, niestety pakiecik poszedł dalej.


1 komentarz:

  1. ~Bastek
    09/10/2008 o 09:59

    Audrey należy do moich ulubionych aktorek starego pokolenia, z czasów świetności Hollywood, bo te gnioty, które teraz w nim powstają nijak nazwać dobrym kinem… Nie masz czasami wrażenia, że im dalej się posuwamy w technologii, zwłaszcza tej kinowej, tym mniej zostaje miejsca na prawdziwe aktorstwo? No bo która ze współczesnych aktorek potrafi dobrze zagrać scenę rozstania, nie ośmieszając się przy tym? Z wymienionych przez ciebie filmów moim najukochańszym jest Śniadanie… ale pewnie wielu ludzi tak ma, Rzymska sceneria też mnie zauroczyła kiedyś :) Może dlatego, może przez Audrey, wciąż noszę te niewinne krótkie fryzurki ;]-Pozdrawiam :)


    ~xbw
    09/10/2008 o 19:19

    Jest sporo kobiet, które dobrze grają – Naomi Watts, a w Źródle ostatnio obejrzanym doskonale grała Rachel Weisz. Pewnie jakby dobrze poszukać w kinie niehollywoodzkim to by się trochę znalazło. Ale fakt, tak od ręki trudno podać przykład…

    OdpowiedzUsuń