Przeczytałam, wkrótce więcej o "Głosie". Obrazek na okładce jak z blogu Pendragona :)
Szkoda, że nie znam islandzkiego i muszę czekać miesiącami na tłumaczenia kolejnych tomów.
Obiecałam, wklejam zaległy tekst:
Erlendur, Elinborg, Sigurdur Oli, Sindri, Halldora, Gudlaugur (Gulli), Ösp Reynir, Finnur, Bergthora, Valgerdur, Addi, Baldur - to imiona z tej książki, cudne, nieprawdaż? :)
Upolowałam w bibliotece wśród nowości piątą powieść Indridasona, trzecią przetłumaczoną na polski, niecierpliwie czekam na kolejne, a także na dwie pierwsze, zaległe, niech ktoś się wreszcie zabierze do roboty i nadrobi, my tu CZEKAMY!!!
Wpasowałam się przypadkowo w okres przedświąteczny z lekturą, czytałam kilka dni przed wigilią, prawidłowo, jak się okazało, akcja toczy się w ciągu kilku dni przed Bożym Narodzeniem, takie zbiegi okoliczności lubię.
Już na dzień dobry wpadamy w klimat specyficznego poczucia humoru policjanta oraz lekarza sądowego, z których jeden na widok martwego mężczyzny w stroju Mikołaja podśpiewuje sobie "Dzyń dzyń dzyń" a drugi pyta o renifery. Arnaldur wspaniale kontrastuje współczucie i doskonałą obojętność. Indridason łamie schemat typowego śledztwa, gdzie zbiera się grupa dochodzeniowa, na zebraniu rozdzielane są zadania, wymieniane są informacje i przypuszczenia. Erlendur tym razem instaluje się w miejscu popełnienia przestępstwa, dosłownie, wynajmuje pokój w naznaczonym zbrodnią hotelu. Z tej bazy od niechcenia, ale nie bez zaangażowania, prowadzi śledztwo posilając się przy hotelowym szwedzkim stole, tamże umawia się na randki. Co więcej, tam przychodzą do niego osoby na rozmowy i przesłuchania, łącznie z aresztantem. Regularnie odwiedza go córka. Wszyscy dopytują się o co chodzi i kiedy znów wróci do domu i zacznie "normalnie" funkcjonować. Bo przecież nadchodzą właśnie święta. Nad postępowaniem unoszą się zwiewnie dźwięki "Ave Maria" Schuberta wraz z melodią wysnuwaną chóralnie przez młode chłopięce aparaty głosowe. Podobał mi się motyw wyobcowanych samotników tylko pozornie biorących udział w życiu społecznym, znajdujących się w okresie okołoświątecznym w szczególnie niezręcznej sytuacji ("święta są dla ludzi szczęśliwych"). A w tle znowu narkomania i znowu zaginieni.
Się przyzwyczaiłam i bardzo tęsknię do ciągu dalszego.
Upolowałam w bibliotece wśród nowości piątą powieść Indridasona, trzecią przetłumaczoną na polski, niecierpliwie czekam na kolejne, a także na dwie pierwsze, zaległe, niech ktoś się wreszcie zabierze do roboty i nadrobi, my tu CZEKAMY!!!
Wpasowałam się przypadkowo w okres przedświąteczny z lekturą, czytałam kilka dni przed wigilią, prawidłowo, jak się okazało, akcja toczy się w ciągu kilku dni przed Bożym Narodzeniem, takie zbiegi okoliczności lubię.
Już na dzień dobry wpadamy w klimat specyficznego poczucia humoru policjanta oraz lekarza sądowego, z których jeden na widok martwego mężczyzny w stroju Mikołaja podśpiewuje sobie "Dzyń dzyń dzyń" a drugi pyta o renifery. Arnaldur wspaniale kontrastuje współczucie i doskonałą obojętność. Indridason łamie schemat typowego śledztwa, gdzie zbiera się grupa dochodzeniowa, na zebraniu rozdzielane są zadania, wymieniane są informacje i przypuszczenia. Erlendur tym razem instaluje się w miejscu popełnienia przestępstwa, dosłownie, wynajmuje pokój w naznaczonym zbrodnią hotelu. Z tej bazy od niechcenia, ale nie bez zaangażowania, prowadzi śledztwo posilając się przy hotelowym szwedzkim stole, tamże umawia się na randki. Co więcej, tam przychodzą do niego osoby na rozmowy i przesłuchania, łącznie z aresztantem. Regularnie odwiedza go córka. Wszyscy dopytują się o co chodzi i kiedy znów wróci do domu i zacznie "normalnie" funkcjonować. Bo przecież nadchodzą właśnie święta. Nad postępowaniem unoszą się zwiewnie dźwięki "Ave Maria" Schuberta wraz z melodią wysnuwaną chóralnie przez młode chłopięce aparaty głosowe. Podobał mi się motyw wyobcowanych samotników tylko pozornie biorących udział w życiu społecznym, znajdujących się w okresie okołoświątecznym w szczególnie niezręcznej sytuacji ("święta są dla ludzi szczęśliwych"). A w tle znowu narkomania i znowu zaginieni.
Się przyzwyczaiłam i bardzo tęsknię do ciągu dalszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz