Nadciąga powoli nieubłaganie fin de año. Cykle umowne. Jeden z moich rozpoczął się 7 listopada, pod hasłem przewodnim 47. Dobrze mi z tymi cyferkami, pod warunkiem niespoglądania w lustra. Dopadłam Różewicza i odkleić się nie mogę, co wiersz, to małe trzęsienie świata wokół. W liceum już się zachwycałam, ale bardzo inaczej. Teraz, po dekadach, nawrót spotęgowany. Bitwa z własnym aniołem.
Lubię teatry telewizyjne i teraz pora na Smarzowskiego przyszła. Klucz, Kuracja, Małżowina. Znalazłam jeszcze Grzechy starości Macieja Wojtyszki.
W nocy dokument o Charlesie Bradleyu, muzyku, który pierwszą płytę nagrał w wieku 62 lat, niezła historia, co najmniej tak dobra jak Sugar Man. Kilka dni temu udało mi się nareszcie dokończyć oglądanie Fausta z 1926 roku, świetny, a rola Mefista bezbłędna, Emil Jannings idealny, zachwycający. Odkryłam Olbrychskiego jakiego nie znałam albo już nie pamiętałam w trzecim Dekalogu Kieślowskiego. Tak sobie siedzę i oglądam i żadnej książki nie mogę od początku do końca przeczytać, co mnie trochę martwi. Czy ktoś opracował metodę na równoczesne czytanie i oglądanie? A, i jeszcze słuchanie muzyki, rzecz jasna. Każdy się ratuje, jak może, ja postanowiłam zanurzyć się w mój świat najukochańszy, przekazu artystycznego. Tyle tego, że cztery lata przetrwam bez problemu. Tak, także słuchając Chopina, bo co? Tyle, że między innymi.
W przyszły weekend dzień z krótkim metrażem. W zeszłym roku nie byłam i żałuję, w tym okopię się na stanowisku i oglądam od początku do końca. Nabrałam apetytu na minionym dopiero Warszawskim Festiwalu Filmów Koreańskich, zdążyłam obejrzeć cztery z siedmiu prezentowanych filmów, zachwyt. Za rok rzucam wszystko i idę na cały, jest króciutki, więc tym bardziej warto.
Czy zostaliście kiedyś pobłogosławieni ptasim odchodem? Pamiętam, że zdarzyło mi się tuż przed wejściem na egzamin maturalny, ustny, bodaj z biologii czy niemieckiego. Musiałam zdawać w pożyczonej w trzy minuty od najbliżej stojącej dziewczyny nie maturzystki spódniczce. Zdałam. Kilka dni temu, na Placu Konstytucji, znów mnie ta przyjemność dopadła, jak delikatny strzał z wiatrówki, znak z nieba. Udawałam się jedynie na masaż stóp, więc żadnej paniki z przebieraniem, po prostu starłam chusteczką.
Dziwne życie, fajne życie.
Summary:
- komu po drodze 2o grudnia warszawskie kino Kultura - krótkometrażówki !!!
- Różewicza poczytać
- teatry Smarzowskiego obejrzeć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz