Dominik Matei przechodził akurat obok kościoła, kiedy trafił
go piorun. Padał deszcz. Niosły się dźwięki dzwonów i
karylionu. Była Wielkanoc. Dominik, starszy już człowiek, jakimś
cudem przeżył, co więcej, po zagojeniu się oparzeń okazało się,
że odmłodniał. Zmienia tożsamość i pod opieką "tajnych
służb", chroniąc się przed innymi "tajnymi służbami",
przemieszcza się po świecie. Spotyka młodą kobietę, która po
trafieniu piorunem zaczyna cofać się się w czasie do swoich
kolejnych wcieleń, mówiąc przy tym biegle w starożytnych
narzeczach. Odmłodzony profesor, badacz wschodnich języków,
nagrywa te dźwięki, próbując je odszyfrować. Kobieta jednak starzeje się, przypuszczalnie przez kontakt z
Dominikiem, więc, z bólem, ale rozstają się.
Nie za bardzo wie, co w jego życiu dzieje się realnie, a co jest halucynacją, złudzeniem, snem, lunatykowaniem. Zna gramatyki języków, których się nigdy nie uczył, a jedynie kupił podręczniki i położył na półce - bardzo zazdroszczę ;)
Spodobał mi się fragment o jedności przeciwieństw wywodzący się z filozofii wschodniej. I ten o Finnegan's Wake Joyce'a.
Pamiętam swój wielki zachwyt filmem Coppoli. Myślałam, no głupota w czystej postaci, że książka na podstawie której powstał, jest gruba i koszmarnie trudna w odbiorze. A jest malutka i przyjemna w czytaniu. I o to chodzi, mądrze, trafnie a nie rozwlekle i niezrozumiale, mistrzostwo.
Mircea Eliade
"Młodość stulatka"
(Tinereţe fără tinereţe)
rok wydania: 1976
wydanie polskie: 1990
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz