zdjęcie: xbw
Och, jak ja bardzo lubię fortepianowe recitale. Kiedy w jakimś studiu koncertowym stoi na środku wielkiej sceny fortepian z podniesioną klapą, przy klawiaturze siedzi artysta i szemrze sobie a muzom, nie dekoncentrując się cichutką jak myszy pod miotłą publicznością, Chopina, Schuberta, Griega. Coś nieprawdopodobnie przyjemnego. Dziś na festiwalu Chopin i jego Europa grał Cyprien Katsaris, a ja sobie cichuteńko siedziałam na wysokościach i słuchałam w zadowoleniu. Nie wpadałam w ekstazę, w euforię ani nic na kształt. Było miło, dobrze, sympatycznie, nie było fałszów, zgrzytów. Harmonia. Spokój. Wszystko było na swoim miejscu.
A na koncercie w Studiu im. Witolda Lutosławskiego znalazłam się przez kompletny przypadek, w sposób niezamierzony. Jednak los potrafi skierować tam, gdzie człowiek chce, ale myśli, że nie może.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz