.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

poniedziałek, 14 czerwca 2010

nieobecność absolutna


W sobotę około 23.00 zaczął się w TV film fabularny o KOMECIE. Tuż przed rozpoczęciem informuję mojego dorosłego syna, że będę zaraz oglądała film o KOMECIE. Na to on: „A, o METEORZE, taki dwuczęściowy”. Na to ja: „Nie o METEORZE, o KOMECIE, nie jest podzielony, to film w całości”. Sprawdził w Internecie program TV i przyznał mi rację, film będzie o KOMECIE. Po czym syn zanurkował głęboko w świat wirtualny, a ja w filmowo-telewizyjny. Popełniłam klasyczny błąd zajmując pozycję horyzontalną. Już podczas pierwszych reklam przysypiałam, więc podczas drugiej przerwy reklamowej udałam się na bardzo krótki, kilkumetrowy zaledwie spacer, przemieściłam się w pobliże mego syna sygnalizując lekkim chichotem moje nadejście. Naśmiewałam się z niektórych scenek i dialogów. Pragnąc podzielić się z pociechą w ramach zwyczajowej wymiany obserwacji, w te słowy rozpoczynam: „W stronę Ameryki leci KOMETA, dokładnie nie wiadomo czy spadnie na ląd, czy do oceanu, ale tak czy inaczej szkody będą gigantyczne..” – i dalej w ten deseń, cały czas jednak z uśmiechem, dążąc do śmiesznego zakończenia. Nie zdążyłam spuentować. Dziecko mi gwałtownie zzieleniało, rozdziawiło buzię, oczy rozszerzyły mu się do niebywałych rozmiarów i z paniką w głosie dramatycznie zapytało o co chodzi, jaka Ameryka i co się dzieje. Widząc jego przerażenie zaczęłam uspokajać, że to akcja filmu, który oglądam, że niedawno o tym rozmawialiśmy przecież. Było po północy, obydwoje już byliśmy u progu krainy snu. Ale i tak do teraz wyjść ze zdumienia nie potrafię, jak można tak bardzo oderwać się od tu i teraz...

A przy okazji, może ktoś wie, jak się ten film skończył, bowiem pod koniec poległam.



1 komentarz:

  1. ~Anhelli
    14/06/2010 o 18:19

    Mam tak samo zasiadając do pisania… To się nazywa „uzależnienie”, pociesz się, że nie tylko twój syn na to cierpi X,D Pozdrowionka :)


    ~xbw
    16/06/2010 o 12:21

    Do tej pory był czujny, absolutnie nie tracił kontroli i kontaktu z realnością, myślę, że to była jednorazowa akcja z jego strony :) Za to ja, kiedy przenoszę się do filmu, książki czy gry, to całkowicie i absolutnie znikam ze świata tego…

    OdpowiedzUsuń