.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

sobota, 17 sierpnia 2013

prąd dobry


Czas galopuje. A przecież lato, słońce, więcej jasnych godzin. Dobre prądy traktują codziennie naruszoną konstrukcję mojego szkieletu, w ramach rehabilitacji finansowanej przez NFZ. A reszta? Z resztą trzeba sobie jakoś radzić, na przykład jedząc makrele. Piekę dynię, małosolne produkuję, kontynuuję szalik na drutach i powieści skandynawskie. Jeszcze polska piłka kopana nie zginęła, Śląsk Wrocław przepięknie "załatwił" Club Brugge, i to aż dwa razy, młodzi U-21 pokonali Turków (trzy bramki w pół godziny), a towarzysko, po trzydziestu sześciu latach, pokonaliśmy Duńczyków. Sobota mój pupilek Waldemar uwija się jak w ukropie, wiedziałam, że tak będzie. Brawo, chłopaku, wierzyłam i doczekałam się. Janowicz wędruje ku górze rankingu. Małe rzeczy ale wiele radości.


A kiedy we Wniebowzięcie (i) Wojska Polskiego punktualnie w południe za moim oknem przeleciało z wielkim hukiem siedem samolotów pozostawiając na chwilkę biało-czerwoną smugę dymu, w telewizorze mówili, że umarł Sławomir Mrożek. A ja mam trzęsienie ziemi, płyty tektoniczne trzęsą się i ruszają trykając się jak nafaszerowane testosteronem. I trudno na tak niestabilnym gruncie cokolwiek zbudować, ale i tak buduję, bo codzienność to budowanie. Cieszę się słońcem, cieszę się śliwkami, oglądam czarne jak święta ziemia paznokcie od wielkich najpyszniejszych na świecie słoneczników. Już nie mogę krócej obciąć a od czyszczenia opuchnięte i bolą. Trudno, chyba włożę rękawiczki, bo pestki słonecznika to mój największy letnio-jesienny nałóg, z tego się już nie da wyleczyć.

4 komentarze:

  1. Mrożka mi żal straszliwie. Sobota w życiowej formie, Jurek powoli robi swoje. Kończą się wakacje i tropikalne temperatury. Małosolne uwielbiam. Słoneczników zazdroszczę, pewnie sam Van Gogh łuskał ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żal, pewnie, ale przeżył swoje życie, dość bogate, w sumie. A ile po sobie zostawił. O Mrożku jeszcze będzie, zabieram się do powtórki Tanga.

      Sobota w dwa kolejne czwartki się zweryfikuje. Ja cała w strachu, ale i ciekawość wielka.

      Co do słoneczników, to mam wrażenie, że jakiś Van Gogh maluje moje palce po ich zjedzeniu, najbardziej ponurymi barwami z palety.

      Usuń
    2. No i Śląsk mimo porażki dał radę. Piękny mecz.

      Usuń
    3. Przepięknie było wygrywać, całkiem przyjemnie utrzymywać remis. Czerwona kartka i gol na 2:1 sprawił, że "zamknęłam się w sobie", wyłączyłam meczyk i poszłam spać. Rano dobił mnie jeszcze wynik, 4:1. Byli dzielni, dwoili się i troili, ale końcówka meczu mnie przerosła. Za to odbiliśmy sobie, Śląsk i ja, w niedzielę na Widzewie. Branie odwetu za Sewillę na Łodzi było tak gęste i intensywne, że aż się wizualizowało ;) Na smutno, ale z kroplą nadziei, czekam na czwartek. Trzymajmy kciuki, mimo wszystko.

      Usuń