.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

wtorek, 16 października 2012

na szwedzkich wyspach - "Słodkie lato" Mari Jungstedt



Mari Jungstedt to kolejna szwedzka pisarka, w której twórczość zagłębiłam się do dna. Głęboko nie było. Ale i pewnie być nie miało. Mari napisała siedmioczęściowy cykl z akcją umiejscowioną na Gotlandii. Inspektorem policji i głównym bohaterem jest w nim Anders Knutas, jego prawą zaufaną ręką Karin Jacobsson, w ściganiu czarnych charakterów wspiera ich dziennikarz Johan Berg na śmierć zakochany w Emmie Winarve. Przebrnęłam przez "systkie siedem". (Przypomniał mi się stary dowcip - Jakie masz piękne zęby! - Systkie tsy?) Jakoś wybitnie wstrząśnięta ani ubogacona nie jestem. To co "wyniosłam" z całości to wstępna znajomość Gotlandii i okolic, geograficzna i troszkę historyczna, no i bakcyl zaciekawienia tematem, ochota na dowiedzenie się czegoś więcej o tym ponoć najpiękniejszym rejonie Szwecji.

Po kolei o książkach nie napiszę, początkowe części czytałam już jakiś czas temu a mam sklerozę i wiele nie pamiętam.

Ostatnio przeczytałam "Słodkie lato" (I denna ljuva sommartid), numer 5/7. Co do akcji, to ktoś, naturalnie, zostaje zamordowany, ktoś inny wylatuje w kamieniołomie w powietrze, zemsta nie umiera nigdy, policja dopada uciekinierów, (UWAGA! zdradzam treść!!!!) ale morderczyni zaczyna rodzić i policjantka w ramach solidarności matek rodzących pomaga jej i pozwala uciec. Tak właśnie. W sumie ciekawy problem moralny, ale przedstawiony w sposób mocno naciągany i byle jak.

Dziennikarz Johan próbuje uporać się z fochami ukochanej, a ja, szczerze mówiąc, mam dość kobiecych problemów z hormonami. Bo przecież on powinien w życiu głownie przejmować się tym "co ona czuje" i że on "za dużo czasu poświęca pracy" i w ogóle to ona "jeszcze nie jest gotowa", a on "nic nie rozumie". O święci Pańscy!

Dla niezainteresowanych Skandynawią, dla których opisy wysp nie są "wartością dodaną", tak jak są dla mnie, to książczyna jest raczej, sama w sobie, marna. Autorka ma na przykład problem z dzianiem się rzeczy w czasie, lekko gubi chronologię. Ale. Za to. Dowiedziałam się o istnieniu "bezludnej" wyspy Gotska Sandön (dwie godziny promem z Gotlandii), która jest rezerwatem przyrody i znajdują się na niej tylko domki dla turystów, których bagaże przewozi wyspowy TRAKTOR. Na kilkudniowy pobyt w domku lub pod namiotem pasjonaci dzikości muszą zabierać dużo zapasów, zwłaszcza jedzenie i picie, bo na wyspie króluje natura. Mari Jungstedt opisuje też Furillen, wysepkę połączoną z Gotlandią mostem. Aż sięgnęłam do mojego dwunastoletniego Pascala przewodnika, ale oprócz dość dobrze opisanej Gotlandii, nie ma w nim za dużo informacji o sąsiadujących pomniejszych skrawkach lądu.

Zdziwiło mnie trochę traktowanie Finów na równi z Polakami i mieszkańcami byłych republik nadbałtyckich, jako tych gorszych, przeważnie zatrudnianych na czarno.

Denerwują (mnie) używane w książce nazwiska: Knutas, Bovide, Winarve.

I wszyscy, jak to w Szwecji, non stop szamią ciasteczka i bułeczki cynamonowe, do kawy, oczywiście.

W miarę przewracania kolejnych kartek, kiedy już się całkiem pogodziłam, że to nie żadne arcydzieło, czytanie szło coraz lepiej. Ale żadnego gorącego polecania nie będzie.

I jeszcze - nauczyłam się nowego słowa, "sztauer" (robotnik portowy), co trochę później przydało mi się do akurat rozwiązywanej krzyżówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz