... czyli jak znalazłam się w Teatrze Wielkim na festiwalu beethovenowskim :)
Baba J. powiedziała, że mam szlaban na najbliższe koncerty, aż do wakacji, no, może z wyjątkiem Sokołowa. Ale Dobra Wróżka skasowała postanowienie wrednej Baby. Coś zamieszała, poprzekładała, poprzestawiała, poprzesuwała, poprze... No, pojęcia nie mam jak, ale fakt faktem, byłam wczoraj na koncercie, znowu :)
Jakiś miesiąc temu koleżanka A. poleciła mi książkę Serce to samotny myśliwy. Zbierałam się do wypożyczenia jej, ale zawsze pobliski stos książek z tendencją wzrastającą jakoś mnie hamował. Kilka dni temu w końcu odwiedziłam bibliotekę i książkę do domu przyniósłszy natychmiast rozpoczęłam jej czytanie. Czemu nie jestem Światowidem i nie mogę czytać kilku książek jednocześnie? Wczoraj akurat doszłam do momentu, kiedy jedna z bohaterek, dziewczynka Mick, pierwszy raz słyszy Beethovena, a konkretnie III symfonię. Niesamowicie głęboko przeżywa słyszaną muzykę, ma doznania niemal jak pod wpływem silnego narkotyku, co pięknie opisuje autorka Carson McCullers. Chwilę potem siedziałam już przy YouTube i słuchałam pierwszej części tej symfonii. A jeszcze trochę potem zadzwoniła nieoceniona Tereska z pytaniem czy idę na Wagnera, bo wykopała spod ziemi wejściówki. Wagner w ramach festiwalu beethovenowskiego, koncert w Operze Narodowej. No gut, wskakuję w dyżurną marynarkę koncertową i idę. A w części drugiej koncertu - III symfonia Ludwiga van Beethovena. Niezbadane są ścieżki losu :)
Miło było odwiedzić Operę Narodową po tylu latach... Wagner, pierwszy raz w życiu, na dodatek na żywo, całkiem przyjaźnie brzmiał, na początek pięć pieśni w wykonaniu Petry Lang. Najbardziej podobała mi się Im Treibhaus. Wykonanie wczorajsze dla mojego niewyrobionego ucha nie było zbyt "harmonijne". Co prawda Rundfunk Sinfonieorchester Berlin pod dyrekcją Marka Janowskiego grała cudnie, Wagner brzmiał mi trochę jak ... Mahler, jednym słowem polubiłam, mimo że wokal częściej mi nie odpowiadał niż odpowiadał. No i nie zmieniłam zdania, pieśni pozostają nieco w tyle w moim rankingu ulubionych utworów. Potem Tristan i Izolda (Preludium i Miłosna śmierć Izoldy) - zachwycona byłam aż do momentu, w którym na scenę zakradła się Petra Lang, przepraszam, nie znam się, ale mi jej obecność przeszkodziła, zakłóciła doskonały kontakt z muzyką w wykonaniu orkiestry. A po przerwie już niczym niezakłócona wielka przyjemność poobcowania z nieznaną mi wcześniej III symfonią Beethovena. "Eroika" niczym niezakłócona... Z tym że, nie wiedzieć czemu, po pierwszej i nawet po drugiej części rozległy się brawa. No i jeszcze ktoś POTĘŻNIE kichnął rozśmieszając mimowolnie część słuchaczy Oklaski po wykonaniu całości były rzęsiste, długie i szczere, należały się bezapelacyjnie. Był też bis, ale nie odszyfrowałam, podobno to Schubert był, muzyka sama w sobie przepiękna i przepięknie wykonana.
PS. Terenia potwierdza, to Schubert był, IV symfonia, tzn. jej fragment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz