Roseanna - Maj Sjöwall & Per Wahlöö
Postanowiłam sięgnąć głębiej i zacząć od początku. Wyczytałam, że nie byłoby Wallandera i całej różnorodnej kryminalnej twórczości szwedzkiej i zapewne państw ościennych bez "matki i ojca skandynawskiego kryminału" czyli Maj Sjöwall i Pera Wahlöö. To oni, niczym Agatha Christie, stali się matrycą dla kolejnych pokoleń pisarzy parających się tematyką kryminalną. Wspólnie tworzyli i publikowali w latach 1965-1975, trochę dawno, ale czyta się znakomicie.
Nie wiedzieć czemu, być może, żeby dowiedzieć się jak funkcjonują współcześnie ludzie, tam, gdzie mnie nie ma, bardzo lubię czytać książki napisane w XXI wieku. Ale tak się cały czas nie da, trzeba od czasu do czasu sięgnąć w przeszłość, by pojąć, skąd wyrosła teraźniejszość.
Zaczynając lekturę "Roseanny" miałam wrażenie, że jest autorstwa jakiegoś rosyjskiego pisarza, głównie dlatego, że absurdalna ścieżka odsyłania od Annasza do Kajfasza przy załatwieniu prostej sprawy bardziej przypominała biurokrację z tej strony żelaznej kurtyny, niż z tamtej "lepszej", zachodniej. Fabuła nie jest zawiła: znaleziono zwłoki dziewczyny i przez pół książki nie wiadomo nic, a kiedy już wiadomo kim ona była, rozpoczyna się finiszowe przyskrzynianie złoczyńcy. Bohaterem powieści jest Martin Beck, zdaje się, że pierwowzór Wallandera. Nabieramy do niego z miejsca ogromnej sympatii, głównie z powodu nieustannie "dziamdziającej" i gderającej małżonki. I nie wiadomo czy jego pracoholizm tkwi w nim czy może jest skutkiem unikania przebywania ze ślubną panią pod jednym dachem.
Napisany 45 lat temu kryminał pokazuje nam "jak to drzewiej bywało", jak udawało się rozwiązywać sprawy bez Internetu, bez komórek, pisząc na maszynie do pisania. Poza tym różnica między "wtedy" a "teraz" polega na innych metkach przy produktach. Obecne "Made in China" wyparły ówczesne "Made in Hongkong" :)
Cykl duetu Sjöwall & Wahlöö obejmuje dziesięć powieści, "Roseanna" jest pierwszą. Miło mi ze świadomością, że czeka mnie jeszcze dziewięć, gdyż wierzę ślepo, że cykl zostanie dotłumaczony, a jeśli nie, nauczę się szwedzkiego i doczytam, a gdyby to mnie przerosło, co przecież nie jest niemożliwe :)) to przeczytam wersje angielskojęzyczne. Howg. "Śmiejący się policjant" podobno jest najlepszy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz