.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

czwartek, 23 stycznia 2014

życie wypełnione czytaniem


Ciepełko, nie ma co. Pogoda skłania do zakopania. Się, w piernaty, bety, poduchy, koce, pierzynki, kołderki z garem gęstej zupy z imbirem pod ręką. Herbata to za mało na taki zjazd słupka rtęci. I tak do wiosny się nie odkopać. Misie mądre, wiedzą jak właściwie ustosunkować się do tej nieprzyjaznej w sumie pory roku. Stos książek pod ręką jest i rośnie szybciej niż rtęć spada. Nawet jedna nówka się zabłąkała, a to dzięki pani Adeli, tej sąsiadce Florci co to wyemigrowała do antycznej części Dublina, bo wygrała konkurs i nagroda przejściowo pod moją strzechę trafiła. "Życie wypełnione czytaniem byłoby spełnieniem moich marzeń" - napisał Houellebecq w "Poszerzeniu pola walki". Wraz z australijskim słońcem witam kolejne dni Australian Open i naprawdę robi się cieplej. Agnieszka, dobro narodowe, doszła do ćwierćfinału i odpadła, ale bardzo stylowo rozniosła po drodze Azarenkę. Wawrinka Wawrinka Wawrinka maja doszedł już do półfinału a Łukasz Kubot zagra w finale debla. I jest sędzia o uśmiechu delfina i ten jak z filmów Jima Jarmuscha - Enric Molina. 



Berlin                    -2  -----> -3
Budapeszt              0  -----> +2 
Dublin                   +3 -----> +6 
Helsinki                 -6  -----> -5 
Londyn                 +3  -----> +8 
Oslo                     -10 -----> -6 
Rejkiawik              +3 -----> +5 
Sztokholm             -8   -----> -3 
Warszawa             -18 -----> -11 

Wymowne zestawienie dzisiejszych wybranych temperatur (wahania dobowe). Za oknem temperatura niższa niż norweska, cieplej w Helsinkach a w/na Islandii niemal jak w ciepłych krajach

11111 x 11111 = 123454321
W jednej z ostatnio czytanych książek znalazłam (kto wie w jakiej?).

niedziela, 19 stycznia 2014

redukcja niepotrzebnego do minimum


       "Tomek stłumił westchnienie i pokornie zaczął nosić talerze ze stołu do kuchni. Przy mamie nigdy się tym nie zajmował i od wszelkich domowych robót zawsze potrafił się wykręcić zadanymi lekcjami - teraz argument był nieaktualny, zresztą czego się nie robi dla świętego spokoju.
       - W sierpniu - oświadczyła w kuchni Tosia - będą dyżury: jednego dnia zmywać będę ja z mamą, drugiego ty z tatusiem.
       - Nigdy w życiu - odpowiedział Tomek. - Mężczyźni będą się zajmować zdobywaniem żywności i innymi ważnymi problemami.
       - Ty masz zawsze jakieś ważne problemy. Teraz tylko się oglądasz, jak by prysnąć na basen. Problem?
       - Naturalnie. Jako dziewczyna nie jesteś w stanie nawet zrozumieć ważności niektórych męskich poczynań.
       - A ja cię proszę, żebyś nastawił żelazko i uprasował chustki do nosa. To też problem.
       - Wybitnie nieważny, czyli typowo kobiecy! Po co prasować chustki do nosa? I tak się zgniotą. A po drugie, czy to kto ogląda? Proszę cię, moje odłóż nie prasowane.
       - Tomek, ty jesteś straszliwie zacofany, nie widzisz, że teraz mężczyźni potrafią robić wszystko to samo co kobiety?
       - Potrafią, naturalnie. Gdybym ja musiał robić coś za ciebie, oczywiście potrafiłbym to zrobić na wysoki połysk. Ale po co? Redukujemy niepotrzebne czynności do minimum. Tak mówi ojciec do mamy. W jego zastępstwie tak mówię ja - do ciebie. A rivederci! Adieu! Praszczaj!"


Hanna Ożogowska - "Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek", Młodzieżowa Agencja Wydawnicza 1987, wydanie X, str. 24-25

środa, 15 stycznia 2014

"Holmes nie studiował medycyny...


"Już swoim wyglądem musiał przyciągnąć uwagę przypadkowego nawet obserwatora. Wysoki ponad sześć stóp, wydawał się jeszcze wyższy przez swą niezwykłą chudość. Spojrzenie, ostre i przenikliwe, zmieniało się tylko w okresie wspomnianych napadów apatii. Cienki orli nos nadawał jego twarzy wyraz czujny i stanowczy. Podbródek miał wystający i kwadratowy, typowy dla ludzi o mocnym charakterze. Ręce stale splamione były atramentem i chemikaliami, a przecież - jak nieraz mogłem to zauważyć, gdy manipulował przy swych kruchych naukowych narzędziach - dotyk miał czuły i delikatny. (...)

Holmes nie studiował medycyny. (...) Nie czytał systematycznie niczego, co by wskazywało, że ubiega się o jakiś stopień naukowy czy też, że uznaną powszechnie drogą zamierza wejść w grono uczonych. Jednakże jego zamiłowanie do niektórych gałęzi wiedzy było zastanawiające, a posiadane wiadomości, z dość zresztą dziwnych dziedzin, tak rozległe i dokładne, że wprawiło mnie to w zdumienie. Żaden człowiek na świecie nie pracowałby tak bardzo i nie zdobyłby aż tylu szczegółowych wiadomości, gdyby mu nie przyświecał jakiś cel. Ludzie czytający chaotycznie rzadko kiedy zdobywają konkretne wiadomości. Nikt nie będzie obarczał umysłu drobiazgami, chyba że go do tego skłaniają poważne powody.

Ale nie mniej zastanawiająca była też ignorancja Holmesa. Na literaturze współczesnej, filozofii i polityce nie znał się prawie wcale. Gdy mu zacytowałem Tomasza Carlyle’a, zapytał naiwnie, kto to był i czego dokonał. Ale moje zdumienie doszło do zenitu, gdy przypadkowo odkryłem, że nic nie słyszał o teorii Kopernika i o systemie słonecznym. Wprost nie mieściło mi się w głowie, że cywilizowany człowiek w dziewiętnastym wieku może nie wiedzieć, iż Ziemia obraca się wokół Słońca!

- Wydaje się pan zaskoczony - rzekł Holmes uśmiechając się na widok mej zdziwionej miny. - Teraz, kiedy już wiem, postaram się jak najprędzej o tym zapomnieć.

- Zapomnieć!

- Widzi pan - tłumaczył mi - uważam, że umysł ludzki to pusty pokoik, który powinno się umeblować według własnego wyboru. Szaleniec wpakuje weń wszystkie napotkane graty, a naprawdę mu potrzebne pozapycha gdzieś po kątach albo w najlepszym razie pomiesza z innymi i nigdy nie będzie ich miał pod ręką. Natomiast wytrawny rzemieślnik na polu pracy umysłowej przebiera w tym, co pcha do mózgu. Nie chce on niczego prócz potrzebnych mu narzędzi, ale te za to ma w pełnym komplecie i we wzorowym porządku. Popełniamy błąd myśląc, że ten mały pokoik ma elastyczne ścianki i że da się go do woli poszerzać. Jeśli na to liczymy, przyjdzie dzień, kiedy okaże się, że przez jakąś dodatkową wiedzę zapomnieliśmy czegoś ongi dobrze znanego. Dlatego niesłychanie ważne jest, żeby nie pozwolić, by niepotrzebne wiadomości wypchnęły potrzebne.

- Dobrze, ale Układ Słoneczny...

- A cóż on mnie obchodzi! - niecierpliwie przerwał mi Holmes. - Twierdzi pan, że kręcimy się dokoła Słońca. Dla mnie i dla mojej pracy byłoby obojętne, nawet gdybyśmy się obracali dokoła Księżyca."


Arthur Conan Doyle "Studium w szkarłacie" (A Study in Scarlet)), Prószyński i S-ka 1997, przełożył Tadeusz Evert, str. 15-17

Sir Arthur Ignatius Conan Doyle
1859-1930

wtorek, 7 stycznia 2014

"Sherlock Holmes przymknął oczy i umieścił...


       "Sherlock Holmes przymknął oczy i umieścił łokcie na oparciach fotela, stykając dłonie czubkami palców.
       - Człowiek, który rozumuje w sposób doskonały - zaczął - mając okazany pojedynczy fakt we wszystkich jego aspektach, wydedukowałby z niego nie tylko cały łańcuch zdarzeń, które do niego przywiodły, ale także wszelkie konsekwencje, jakie mogą z niego wyniknąć. Tak jak Cuvier potrafił prawidłowo opisać całe zwierzę, kontemplując pojedynczą jego kość, tak i obserwator, który gruntownie zrozumie jedno ogniwo w ciągu wydarzeń, powinien zdołać trafnie ustalić wszystkie pozostałe, zarówno te poprzedzające, jak następne. Wciąż jeszcze nie doceniamy wyników, jakie można osiągnąć poprzez czyste rozumowanie. Problemy mogą być rozwiązywane w procesie badawczym, który wprawia w zakłopotanie wszystkich tych, którzy szukali rozstrzygnięcia, wspomagając się własnymi zmysłami. Dla wyniesienia tej sztuki na szczyty konieczne jest, aby dowodzący był w stanie wykorzystać wszystkie fakty, które dotarły do jego wiadomości, a już samo to zakłada, jak z pewnością się ze mną zgodzisz, posiadanie całkowitej wiedzy, co nawet w dzisiejszych czasach wolnego dostępu do edukacji i encyklopedii stanowi raczej rzadkie osiągnięcie. Ale jest przecież możliwe, aby człowiek posiadł tę wiedzę, która może się okazać najbardziej przydatna w jego zawodzie, i do tego właśnie dążę. Jeśli dobrze pamiętam, to kiedyś przy jakiejś okazji, jeszcze w początkach naszej przyjaźni, określiłeś w sposób niezwykle precyzyjny granice moich możliwości.
       - Tak - odparłem ze śmiechem. - To było szczególne świadectwo. Pamiętam, że z filozofii, astronomii i polityki oceny wypadły katastrofalnie. Z botaniki - dostatecznie; z geologii celująco - zwłaszcza w zakresie śladów zaschłego błota pochodzącego ze wszystkich regionów w promieniu pięćdziesięciu mil od miasta; wiedza chemiczna okazała się wybiórcza, z anatomii - powierzchowna; twoja mocna strona to również literatura sensacyjna i kroniki kryminalne; zostało też stwierdzone, że jesteś skrzypkiem, bokserem, szermierzem, prawnikiem oraz że zatruwasz się kokainą i tytoniem. Takie były, jak mi się wydaje, główne punkty mojej analizy.
       Holmes uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi na ostatnią pozycję z tej listy.
       - No cóż - rzekł. Powtórzę teraz to, co już mówiłem wcześniej, a mianowicie, że człowiek powinien zakamarki swego ograniczonego mózgu wypełnić zawartością, której prawdopodobieństwo wykorzystania jest największe, resztę zaś może odłożyć do archiwalnego lamusa, gdzie w razie potrzeby będzie mógł ją znaleźć."

Sir Arthur Conan Doyle "Pięć pestek pomarańczy" (The Five Orange Pips), ze zbioru opowiadań "Sherlock Holmes i wampir z Sussex", Muza SA 2003, przełożył Lech Niedzielski, str. 22-23


Sir Arthur Ignatius Conan Doyle
1859-1930

wtorek, 31 grudnia 2013

"Zwyczajny facet"





W "Zwyczajnym facecie" polski bezrobotny stoczniowiec wyjeżdża za pracą do Finlandii, do Turku. Jakżebym mogła nie przeczytać :) Przystąpiłam więc do tej lektury dla mnie obowiązkowej z mieszanymi uczuciami, bez większych i wyższych oczekiwań. I chyba się trochę zdziwiłam, bo czytało się bez poważnych zahaczeń, płynnie i przylepnie, przytulnie. Książka wciąga od początku klimacikiem mazurskiego pensjonatu, aż chce się na te Mazury już natychmiast jechać. Głównego bohatera, Wieśka, lubimy od początku, współczujemy mu żony - hetery, która potrafi zatruć mu życie "w białych rękawiczkach" ale i wprost, wrzaskiem, awanturami, szpilami, bo już nawet nie szpileczkami. Dobrze, że Kalicińska opisała ten typ "rzadkiej małpy", niestety, wcale nie takiej rzadkiej. Ludzie potrafią, niestety, być mistrzami w dopiekaniu sobie słowem, niezależnie od płci. Z tej akurat umiejętności moglibyśmy nie korzystać.

O Finlndii, jak dla mnie, stanowczo za mało. Tylko trochę o wyspie Muminków, kilka fińskich słów i ciut o potrawach. No i że ciemno i zimno. Mimo tego poważnego BRAKU ;) "Zwyczajnego faceta" szczerze polecam, książka potrzebna.


Małgorzata Kalicińska
"Zwyczajny facet"
rok wydania: 2010

"ja też nie mogę tego pojąć"


      "- Patrz, Wiesiek, ja tego skumać nie mogę i cholery dostaję, dlaczego stocznie upadły?! Przemysł stoczniowy pada? Gówno prawda! Na całym świecie się buduje i buduje. Czemu tacy ludzie jak ty muszą wypierdalać z kraju i służyć innym?
       - Nie zaczynaj, bo ci żyłka pęknie - odpowiadam spokojnie. - Ja też nie mogę tego pojąć, ale co poradzisz?
       - Dla mnie to sabotaż jest! - Rysiek patrzy na mnie poważny i zły. - Powtarzam ci, sabotaż! Każde państwo, co ma morski brzeg, buduje porty, statki, a my, kurwa, upierdoliliśmy nasze! Bo się nie opłacało, bo zostały popełnione błędy w zarządzaniu. To znaczy, że ktoś je chciał popełnić, że komuś oddano pod zarząd nasze, rozumiesz - nasze! - porty, stocznie, i ci ludzie zawiedli na całej linii. To pod sąd ich! To innym, nawet takim Wietnamcom, Chinolom, się opłaca i budują stocznie tam, gdzie wczoraj rósł ryż, a my upieprzamy to, co mamy już gotowe, co działa, i... tego, no... wiesz, i zaraz się okaże, że jakiemuś maharadży to się będzie opłacało... Kurwa, no! - zapowietrzył się, zezłościł. I nagle mu przeszło."


Małgorzata Kalicińska "Zwykły facet", str. 119-120

Przepraszam za złamanie netykiety, ale cytowałam, wybaczcie.


piątek, 27 grudnia 2013

sylwestrowe wspomnienie


Lat temu ponad dwadzieścia, Czechosłowacja. Za znajomymi znajomych wybrałam się do Pragi na ekumeniczne spotkania młodych w ramach Wspólnoty Taizé. Moja reakcja na Hradczany, Teatr Narodowy, Stary Rynek, Plac Wacława, Złotą Uliczkę, Daliborkę, Most Karola i przede wszystkim KATEDRALĘ była niezwykła. Zaczęłam, chodząc po ulicy, śpiewać po francusku, nieznane dziwne melodie, otwierałam usta a muzyka i słowa "brały się skądś", piękne, ciągle nowe. Francuskiego nie uczyłam się nigdy i słowa były jedynie francuskopodobne, ale płynęły nieprzerwanie dosyć długo. Sporo godzin spędzałam na samotnym włóczeniu się po mieście, jeżdżeniu metrem (ukončete prosím výstup a nástup, dveře se zavírají), patrzeniu, wchłanianiu i zapamiętywaniu. Natknęłam się na wystawę fotograficzną Josefa Koudelki! Kupiłam dwa jego albumy i plakat, mam do dziś.


Jeśli chodzi o modły, to najmilej wspominam siedzenie na podłodze w wielkim namiocie na Letnej i śpiewanie kanonów w tylu językach, ile grup z różnych krajów pod dachem :) Dostaliśmy teksty w kilku podstawowych językach, skorzystałam i śpiewałam po trochu w każdym ;) Wszyscy ludzie wokół byli mili, uprzejmi, serdeczni, niezwykłe w tak wielkim tłumie. Mieszkałam w jakimś bloku u rodziny, z nieznanymi wcześniej dziewczynami, chodziliśmy na obiady do jeszcze innej rodziny. Trochę biedna byłam z moim wegetarianizmem. "Gospodyni" kolegów zaskoczyła mnie, gotując specjalnie i tylko dla mnie zupę bez mięsa. Podrzucała mi też owoce. Wszyscy w biedną vege pakowali ciasto, "skoro nic innego nie możesz", wchłonęłam przez te kilka dni ilość nieprzyzwoitą :) Na Sylwestra wylądowaliśmy u jeszcze innej rodziny, piliśmy szampana i z balkonu oglądali imponujący pokaz sztucznych ogni, jak na zakończenie wojny światowej! Wtedy to była dla mnie kompletna nowość. Potem przemieszczenie na potańcówkę do jakiejś szkoły. Towarzystwo szalało, a ja przyglądałam się i wcinałam surówkę. Do rana przekimałam na szkolnych krzesłach i bladym świtem wybrałam się na noworoczną poranną mszę, w jakichś podziemnych garażach. Jako, że byłam w nielicznym gronie jedyną Polką, brałam czynny udział czytając przez mikrofon wszystkie teksty po polsku :)

Zostały zdjęcia, pocztówki i ciepłe wspomnienia, schemat praskiego metra, no i teraz post na blogu. I niepowstrzymany pociąg do Pragi.



"Muñeca brava"


Dobra telenowela od czasu do czasu zła nie jest ;) Uradowałam się niezmiernie z faktu powtórki "Zbuntowanego anioła" (Muñeca brava) w tv (Puls). Nie obejrzałam tej dłużyzny (270 odcinków) nigdy w całości, znam ją jedynie z kilku, może kilkunastu odcinków.

Rolę główną gra Natalia Oreiro urodzona w Urugwaju, partneruje jej Facundo Arana, Argentyńczyk. Coś Wam się nie zgadza? Dlaczego? Dlaczego Wasza xbw ogląda argentyńską telenowelę? Bo dobra jest, śmieszna, ciekawa, wciągająca, romantyczna (ach! :). Natalia jest rozbrajająca, Facundo powalający, muzyczka bardzo dobrze dobrana, główne źródło to ścieżka dźwiękowa z mojej ukochanej "Nikity" Luca Bessona (autorem Éric Serra). Chyba wszyscy bohaterowie, dają się bardziej lub mniej lubić, złe postępki są równoważone (przeważnie). Szprycha Andrea, zwana Żyrafą (ale dłużyca!), próbuje związać się z Ivo (Facundo Arana), który zakochał się w Milagros zwanej Cholito (Natalia Oreiro), z wzajemnością, choć oboje za nic nie chcą się przyznać do uczucia, gdyż On jest paniczem a Ona służącą w jego domu. Bardzo często się całują! Są oczywiście nieślubne dzieci, notoryczne ukrywanie prawdy i mnóstwo zabawnych pomyłek. A wszystko to w języku hiszpańskim, bardzo lubianym przez moje uszy.

Akcja rozgrywa się głownie w posiadłości rodziny Di Carlo - Rapallo - "La Soledad". Kierowca Rocky zwany Morganem może przyprawić o turlanie się ze śmiechu po dywanie, niezależnie od sceny w której bierze udział. Ogrodnik przypomina Pinokia ze Shreka. Babcia Angélica jest jak na panią starszą, bardzo miła i zabawna, zwłaszcza kiedy uczy Cholito słuchać Beethovena. A Ivo, przeważnie doskonale ubrany (są, niestety wyjątki), czasem trochę rozebrany, mógłby grywać bogów, gdyż boski jest w każdym calu, ach ;)

niedziela, 22 grudnia 2013

Feliz Navidad


"Miłości w każdej postaci. Palpitacji serca, bólu brzucha, motyli, ale i leniwego spokoju. Poezji i prozy. W uczuciach i w życiu. Szklanki do połowy pełnej. Wielkich wieczorów w gronie przyjaciół"

"Trochę bólu i cierpienia, nie za dużo, nie za często i bez przesady, ale tak w sam raz, żebyśmy kiedy indziej wiedzieli, że jest dobrze, kiedy po prostu jest dobrze. A nawet, że jest dobrze, kiedy nie do końca jest dobrze. Zdolności dziwienia się bez względu na wiek. Ciekawości świata. Książek, w których można zatopić się, zapominając o bożym dniu. Filmów, które bolą. Seriali, które wywołują zazdrość z powodu talentu scenarzystów"

"Dystansu do samych siebie rodem z czeskich filmów. Pasji i nadziei. Dostrzegania radości i piękna w najmniejszych skrawkach codzienności"

"Momentów olśnienia, na szczycie góry, na łuku rzeki, w piekarni"


Marcin Meller "Między wariatami", str. 434


**************************************************************************
Na Marcina Mellera zwróciłam uwagę kilkanaście lat temu, przy okazji ogólnokrajowego testu na inteligencję. Część ludzi rozwiązywała zadania na oczach kamer, reszta przed komputerami. Mieliśmy ten sam wynik. Od tamtej chwili traktuję Mellera jako osobę w pewien sposób podobną, bliską, pokrewną. Choć ja zaczęłam rozwiązywanie z lekkim opóźnieniem, zagapiłam się ;)

W tym roku tylko takie "pożyczone" świąteczne życzenia ode mnie dla Was, mam nadzieję, że wystarczą...


czwartek, 19 grudnia 2013

Blanca Navidad


Oh Blanca Navidad, sueño
y con la nieve alrededor,
blanca es mi primera
y es mensajera de paz y de puro amor.

Oh Blanca Navidad, nieve
un blanco sueño y un cantar
Recordar tu infancia podrás
al llegar la blanca navidad.





umiejętność myślenia na zwolnionych obrotach


Michał Jagiełło "Wołanie w górach", fragment (str. 152, wydanie VI)

"Góry to takie miejsce, gdzie rola psychiki ujawnia się w sposób wyjątkowy. Lęk może wprost zabić człowieka, choćby nawet nie zagrażało mu żadne fizyczne niebezpieczeństwo (na przykład lawina śnieżna czy kamienna, odpadnięcie od skał). W sytuacjach, w których trzeba oszczędnie gospodarować ciepłem zmagazynowanym w organizmie, broniąc się przed chłodem i szczególnie wyniszczającym tu wiatrem, często warunkiem przetrwania jest umiejętność myślenia na zwolnionych obrotach. Jeśli nie chce się stracić zbyt wiele energii, nie powinno się obciążać mózgu, który jest najbardziej zachłanną częścią naszego ciała na tlen i paliwo. Umiejętność zmniejszenia wysiłku psychicznego staje się więc często być albo nie być. Tę swoistą zdolność zdobywa się drogą kolejnych doświadczeń i im mniej jest sytuacji, które nas zaskakują (a więc i wprowadzają w panikę), tym spokojniej przyjmujemy przeciwności natury i losu. Świetnie wysportowani mężczyźni, znający góry tylko pogodne, stają się bezradni wobec nieznanych, groźnych, przerażających sił, gdy tylko otoczy ich mgła, uderzy gdzieś piorun lub rozpęta się zamieć. Wtedy tak łatwo wpaść w panikę i zacząć gorączkowo myśleć, a wyobraźnia podsuwa wszystko co najgorsze i nie ma mowy o racjonalnej gospodarce własnymi zapasami energii, która katastrofalnie szybko potrafi wyparować w nieskoordynowanych ruchach i przede wszystkim w gonitwie myśli."

wtorek, 17 grudnia 2013

o wrażliwości na wysokości


Fragment nowelki "Wycieczka - jak się o niej pisze" (1912 r.)
Pożyczyłam z książki "Wołanie w górach" Michała Jagiełły.

"Szczyt! Widok - odczuwanie. Znałem taterników, co zjadłszy nie odczuwali - ale nie znałem takich, co by nie zjadłszy, odczuwali. To pewnik! Ilości i jakości spożytej strawy nie należy jednak brać za kryterium następującej bezpośrednio potem wrażliwości na piękno przyrody, gdyż rezultaty mogłyby być fałszywe. Obok tej zasady konieczną jest chęć odczuwania, świadomość, że się odczuwa, oraz duma, że się odczuwa lepiej i głębiej od sąsiada. Należy także oznaczyć chwilę, w której odczuwanie ma dojść do maksimum, w chwili tej jest wskazanym wstrzymać na kilka sekund oddech i zamknąć oczy. Kto spełni wszystkie te warunki, dozna wspaniałego uczucia wtopienia się w przyrodę, pełnego pogardy dla ludzi i świata - po czym śmiało może napisać artykuł. Z wszystkich tych warunków spełniłem wówczas tylko jeden - zjadłem - nic też dziwnego, że nic dzisiaj nie pamiętam ze szczytowych chwil."

cyferek troszku


Z "Cicer cum caule" Juliana Tuwima:


TAJEMNICZA LICZBA


       Oto ciąg wielokrotności liczby 142 857:

142 857 x  2 = 285 714
142 857 x  3 = 428 571
142 857 x 4 = 571 428
142 857 x 5 = 714 285
142 857 x 6 = 857 142

       Proszę sprawdzić i zastanowić się. Każdy z powyższych wyników posiada przestawione cyfry mnożnej; w każdym z nich pozostają nie rozbite grupy cyfr: albo 857, albo 142. Ostatni iloczyn posiada obie te grupy obok siebie.
       I nagle:
   
142 857 x 7 = 999 999

       Przy dalszym mnożeniu wszelka magia ustaje.


Z "Zabójczej pamięci" (Code to zero) Kena Folletta:

1¹ + 3² + 5³ = 135

1¹ + 7² + 5³ = 175


1³ + 3³ + 6³ = 244
2³ + 4³ + 4³ = 136


                             20³ = 8 000
11³ + 12³ + 13³ + 14³ = 8 000

niedziela, 15 grudnia 2013

jednak Chopin


Fragment "Cicer cum caule" Juliana Tuwima:

DWAJ JUBILACI

Przeprowadziłem śród znajomych następującą ankietę. - "Proszę sobie wyobrazić, że stał się cud. Chopin i Mickiewicz zmartwychwstali! Pozwolono im, z łaski zaświatowych czynników decydujących, spędzić w Warszawie dwie godziny. Mickiewicz winien zużytkować ten czas na wieczór autorski, Chopin na recital fortepianowy. Występy ich muszą się odbyć w dwóch rożnych salach, ściśle o tej samej porze. Nikomu z publiczności nie wolno pójść na połowę koncertu Chopina, a potem na połowę wieczoru Mickiewicza, ani odwrotnie. Albo - albo. Na co pan (i) pójdzie?" W s z y s c y, bez wyjątku, oświadczyli, że poszliby na Chopina.

sobota, 14 grudnia 2013

serce jednakie


Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje:
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
A po złej chwili piękny dzień przychodzi.

Patrzaj teraz na lasy,
Jako prze zimne czasy
Wszystkę swą krasę drzewa utraciły,
A śniegi pola wysoko przykryły.

Po chwili wiosna przyjdzie,
Ten śnieg z nienagła zyjdzie,
A ziemia, skoro słońce jej zagrzeje,
W rozliczne barwy znowu się odzieje.

Nic wiecznego na świecie:
Radość się z troską plecie,
A kiedy jedna weźmie moc nawiętszą,
Wtenczas masz ujźrzeć odmianę naprędszą.

Ale człowiek zhardzieje,
Gdy mu się dobrze dzieje;
Więc też, kiedy go Fortuna omyli,
Wnet głowę zwiesi i powagę zmyli.

Lecz na szczęście wszelakie
Serce ma być jednakie;
Bo z nas Fortuna w żywe oczy szydzi,
To da, to weźmie, jako się jej widzi.

Ty nie miej za stracone,
Co może być wrócone:
Siła Bóg może wywrócić w godzinie;
A kto mu kolwiek ufa, nie zaginie.


Jan Kochanowski - Pieśń IX

czwartek, 12 grudnia 2013

nędza nie zna przygody



"Lecz nic nie jest bardziej potworne
niż nędza.
Albowiem ta nie zna przygody,
Ród ludzki w rozpaczy pogrąża,
Dodaje
Dzień smutny do smutnych dni.
Bezradnie patrzą matki
na dzieci marniejące."



Friedrich Dürrenmatt - "Wizyta starszej pani" (Der Besuch der alten Dame, 1956)

wszystko jest prowizoryczne i względne




       - Chcesz powiedzieć... - ponownie zaczął Gluś.
       - Nie chcę powiedzieć - przerwało Zwierzątko - ponieważ wiem, że nie można wyjść poza język, żeby go zrozumieć. Rozumiesz?
       - Nie bardzo - przyznał uczciwie Gluś.
       - Pułapka tkwi w samym poszukiwaniu pewności przy użyciu słów - wykrzyknęło Zwierzątko. - To skandal!
       Zwierzątko zawiązało na klamce ogromną kokardę z szalika i zaczęło malować ją farbami Glusia w różnokolorowe kropki.
       - Wszystko jest prowizoryczne i względne, a my się niepotrzebnie upieramy, że to coś znaczy i chcemy, żeby znaczyło na zawsze! W ten sposób wykluczamy wszystko, co nie pasuje do naszych możliwości zrozumienia!
       Zwierzątko wyjęło z dziurki klucz do mieszkania i wrzuciło go do worka z kaszą.
       - Wciąż poszukujemy jakichś kluczy - jęknęło - a nie zwracamy uwagi na to, jak wiele już na wstępie wykluczyliśmy!
       - Momencik - zaprotestował Gluś. - To co w takim razie proponujesz?
       - Krytycyzm - odparło Zwierzątko i zaczęło grać na organkach, stepując w rozsypanej mące.
       - Krytycyzm wobec czego? - Spytał Gluś.
       - Wobec wszystkiego, co się da skrytykować z samą krytyką włącznie!
       - Co można skrytykować w krytyce? - zaczął się zastanawiać Gluś.
       - Nieźle, nieźle! - pochwaliło go Zwierzątko. - Zaczynasz łapać.


Maciej Wojtyszko "Bromba i filozofia"
Warszawa 2004, fragment str. 86-87
tekst © copyright by Maciej Wojtyszko
ilustracje © copyright by Maciej Wojtyszko