Stasys Eidrigevičius
ilustracja do książki
"Z powrotem czyli Fatalne skutki niewłaściwych lektur" Zbigniewa Batki
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
"Mieszkanie Wingfieldów na tyłach jednego z tych ogromnych, przypominających ule konglomeratów mieszkalnych, mnożących się jak narośle w zamieszkałych przez biedniejszą klasę średnią, zatłoczonych centrach miast i będących dla tej największej i zasadniczo zniewolonej grupy amerykańskiego społeczeństwa hamulcem ich aktywności i indywidualizmu, egzystuje w nich bowiem i funkcjonuje jak jedna wielka zautomatyzowana masa.
Okna mieszkania wychodzą na alejkę, do wnętrza prowadzą schody przeciwpożarowe, których nazwa akurat ma w sobie coś z poezji życia, gdyż we wszystkich tych wielkich domach powoli i nieustępliwie płonie ogień ludzkiej rozpaczy."
Szklana Menażeria
Tom Potrzebuję wielu przygód.
Amanda Dla wielu młodych mężczyzn przygodą jest ich praca.
Tom Wielu młodych mężczyzn nie pracuje w hurtowni.
Amanda Mnóstwo młodych mężczyzn pracuje w hurtowniach, biurach i fabrykach.
Tom I dla wszystkich to jest przygoda?
Amanda Dla jednych jest, dla drugich nie jest! Nie każdy ma bzika na punkcie przygód.
Tom Mężczyzna ma instynkt kochanka, instynkt myśliwego i instynkt zdobywcy, a praca w hurtowni nie ma z nimi nic wspólnego!
Amanda Instynkt! Nie mów mi nic o instynkcie! Ludzie uwolnili się od tego! Instynkt jest cecha zwierząt! Dojrzały chrześcijanin ma inne potrzeby!
Tom Jakie potrzeby?
Amanda Wyższe! Potrzeby umysłu i ducha! Tylko zwierzęta muszą zaspokajać instynkty! Twoje dążenia są wyższe niż ich! Niż małp... i świń...
Szklana Menażeria
Ćwiczyłam. Jeszcze przed wyzwoleniem ojciec zamykał okiennicę i kazał ćwiczyć. Wojna, powstanie, płonąca Warszawa, szok, trauma - wszystko jedno. Musiałam grać. Przyszło wyzwolenie, a zaczął się koszmar. Do Łodzi wjechała zwycięska armia radziecka i zaczęły się kradzieże, gwałty. Gwałcono dziewczynki w moim wieku i kobiety w wieku mojej matki. Któregoś wieczoru - jak zwykle - grałam na skrzypcach. Okiennica była zamknięta. Usłyszeliśmy, że ktoś w nią wali. Mocno. Natarczywie. Mama otworzyła. Do mieszkania wpadł styczniowy mróz. W drzwiach stał bardzo przystojny oficer z kozacką włochatą czapą na głowie. Po zamglonych oczach od razu spostrzegliśmy, że jest pijany. Obok stał drugi żołnierz, pewnie jego adiutant. Był jeszcze bardziej pijany. Zapytał: "kto zdies na skripkie igrajet?". Popatrzył na moją mamę, ładną kobietę, popatrzył na mnie. Ojciec odpowiedział piękną ruszczyzną: "Moja córka gra pięknie, może chce pan posłuchać?". No i ten oficer usiadł i wydał mi rozkaz: "Graj". Ojciec szepnął: "Serenadę melancholijną", i siadł do pianina. Wzięłam do ręki skrzypce. Tirira, tirira... Grałam mu przepiękną melodię Czajkowskiego. Tirira - grałam coraz smutniej. Po jakimś czasie oficer zdjął czapkę, a po chwili zerwał ją z głowy towarzysza. Ta serenada trwa jakieś osiem minut. Jest bardzo nostalgiczna, sama się prawie popłakałam. Zrobiło się potwornie smutno. Kiedy skończyłam, Rosjanin powiedział: "Nu, i poszli, spasiba". Wyszli. To wszystko było jak cud. Nikomu z nas nic się nie stało. Uratowała nas muzyka. Ten chłopak mógł być na wojnie tak długo, że zrobiło mu się tęskno za matką Rosją. Poczułam nad sobą opatrzność. I czuję do dzisiaj.