W ramach nadrabiania podstawowych zaległości z różnych dziedzin od jakiegoś czasu podczytuję kolejno książki Małgorzaty Musierowicz z cyklu o poznańskiej dzielnicy Jeżyce, w której spędziłam sporo z czterech lat studenckiego życia, a kilka lat temu trzy miesiące delegacji. Czytając dokształcam się, między innymi, z łaciny, zachwycam ilustracjami autorstwa pisarki i przenoszę w czasie i przestrzeni w miłe sercu zakątki, na ulice, na parkowe ławki, gdzie przesiadywałam, spacerowałam, spieszyłam się na pociąg czy mokłam, podobnie jak bohaterowie książek MM. Najdziwniejsze, że akcja jednej z powieści toczy się akurat w podpoznańskich Pobiedziskach, w których także mieszkałam czas jakiś. Najpierw połykałam książkę po książce, ale seria zbliża się ku końcowi, no i teraz robię dłuższe przerwy pomiędzy częściami, żeby za szybko nie skończyć. Aż się sama sobie dziwię, dlaczego dopiero teraz, w moim zaawansowanym wieku, no ale przecież nie sposób przeczytać WSZYSTKIEGO za młodu :)
zdjęcie książki: xbw
~Anhelli
25/10/2011 o 11:58
Ciekawa, intrygująca ilustracja. Z przykrością stwierdzam, że współcześni wydawcy/autorzy nie przywiązują już wagi do ilustracji a przecież kiedyś istniało na to wielkie zapotrzebowanie. Wprawdzie ja znam ilustratorów głównie z działu fantastyka, ale jestem pewna, że na świecie jest ich na kopy. Tymczasem szalejący minimalizm, cięcie kosztów, etc, jak gdyby świadomie ignoruje artystów-ilustratorów. Poza tym większości z nas ilustracje w książkach kojarzą się wyłącznie z naiwnymi opowiastkami dla dzieci, dorosły człowiek nie potrzebuje ilustracji…. co nie? A moim zdaniem ilustracja sama w sobie może być również dziełem sztuki, tak jak sama książka. Stare zachodnie-wydania Tolkiena są tego najlepszym przykładem. Pozdrawiam i życzę udanej lektury :)
~xbw
27/10/2011 o 11:37
Dobre ilustracje podwajają niemal wartość książki, mogę w takim wypadku lekturę odbierać w dwójnasób. Chcę więcej! Choć taki malutki rysuneczek na początku rozdziału…
~aro 50
26/10/2011 o 22:43
Młodzieżowe książki, wspomnienia młodości, to dobre sposoby na dni zimne, jesienne :)
~xbw
27/10/2011 o 11:30
Dla mnie bez różnicy, latem chyba czytam najwięcej, książki młodzieżowe/dla dzieci są idealną lekturą wakacyjną. Zostało mi po latach szkolnej nauki, wakacje – najwięcej czasu na czytanie :)
~ania mama t.
27/10/2011 o 11:36
oh – nutria i nerwus :) przeczytalam chyba z 50 razy i mimo zmarznietych stop robi mi sie upalnie na mysl o nocnym spacerze nutrii od stacyjki do stacyjki z widokiem na postac pompujaca wode :) hej xbw, kupe lat sie nie” pisalysmy” :) – a ty caly czas egzystujesz u nas przy codziennym ogladaniu „beata- insecten- buch”…ktora z ksiazek jezycjady przypadla ci najbardziej do gustu?moje naj naj to kwiat kalafiora i ida sierpniowa:-)calusy
~xbw
27/10/2011 o 11:44
A Nutria wędruje od stacji Pobiedziska, a ja tam mieszkałam trochę przed czasem akcji książki. Z książek do tej pory przeczytanych to stanowczo „Opium w rosole”. No i w ogóle całość. Cieszę się, że książeczka w użyciu, a że w codziennym to już zachwyt w czystej postaci Pozdrowienia dla małżonków A & A i ucałowania dla Tadeuszka! Czytam co piszesz, ale ostatnio mam ciężką rękę i głowę do pisania…