Pierwszy raz w życiu byłam w Żelazowej Woli. W parku, w muzeum i na koncercie Nicolaya Khozyainova, finalisty ostatniego konkursu chopinowskiego. Wczoraj też byłam na jego koncercie na tarasie Pałacu Ostrogskich (warszawskie Muzeum Chopina), ale nie jestem w stanie napisać o nim niczego dobrego, ktoś młodziutkiego Kolę wsadził na niezłą minę (basy z głośników dudniły mega głośno, w ogóle nie było słychać, co pianista tak naprawdę gra, nawet siedząc tuż obok fortepianu). Za to dzisiaj muzyka płynęła słodkim potokiem, otulała mnie tak jak lubię, w cudnych okolicznościach parkowej zieleni i w promieniach słońca. Do muzeum nie ma w zasadzie po co wchodzić, bilet drogi a w środku prawie nic do oglądania i zapach jakiś niewyraźny, ale PARK robi bardzo dobre wrażenie, prawdziwa wizytówka. W ogóle muzeum nad Utratą jako całokształt może się podobać, a zwłaszcza, kiedy wisienką na torcie jest koncert Koli, ulubieńca publiczności październikowego konkursu.
zdjęcia by xbw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz