De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
sobota, 30 maja 2015
"swego nie znacie"
TV Polonia nadała dzisiaj dokument o polskim naukowcu Janie Czochralskim, światowej sławy samouku z nadanym tytułem: doctor honoris causa. Oprócz tego, że wynalazł jedenastoskładnikowy proszek na katar, był chemikiem, metalurgiem i metaloznawcą. W Wikipedii napisano: wynalazca powszechnie stosowanej do dzisiaj metody otrzymywania monokryształów krzemu, nazwanej później metodą Czochralskiego, podstawy procesu produkcji mikroprocesorów. Najczęściej cytowany polski uczony we współczesnym świecie techniki.
Urodził się w 1885 roku na ziemiach jeszcze pod zaborem pruskim, żył i pracował w Niemczech, ożenił z Niemką, ale wojnę i okres powojenny spędził już znowu w Polsce. W czasach powojennych nękany za rzekomą kolaborację, nie był dopuszczony do działalności naukowej ani uniwersyteckiej. Po kolejnych odwiedzinach panów z ówczesnych służb przeniósł się na tamten świat i został pochowany bezimiennie, a był rok 1953. Wiele lat później w IPN zostały odnalezione dokumenty potwierdzające jego współpracę z AK i zostało oficjalnie oczyszczony z wszelkich podejrzeń.
W filmie nazwisko naukowca stawiane jest w szeregu z Kopernikiem i Skłodowską-Curie. Jego pomysły i wynalazki przyczyniły się między innymi do zwiększenia prędkości pociągów i do lotów w kosmos. W Polsce wielka cisza, nikt nie słyszał, nie zna, nie wie. Bardzo pięknie dziękuję twórcom za ten dokument.
Powrót Chemika
Polska 2014
dokumentalny
Reżyseria: Anna Laszczka
Scenariusz: Anna Laszczka
"Kung Fury"
Dziwne, obejrzałam wcześniej niż mój syn, nareszcie. Zazwyczaj filmy (hity kinowe to trafniejsze określenie) typu Iron Man, Thor itp. oglądam z wielomiesięcznym poślizgiem, ale tym razem trzymałam rękę na pulsie, dzięki rozlicznym znajomym. Niby pół godzinki, a nie sposób obejrzeć bez wielokrotnego cofania. Płonący dziecięcy wózek, akt przemocy transformersa na białym kudłatym uroczym małym piesku, rozpłatanie gliniarza (i ten język...), klimatyczne mieszkanko na dachu (muzyczka!), czerwone niezasznurowane trampki, scena w kosmosie, E=mc3, reklama telefonu, a potem to już prawie każda scena, nie ma sensu wyliczać, to po prostu trzeba zobaczyć. Reakcja nie zależy od wieku. Zależy od poczucia humoru i stopnia umiłowania filmowej fikcji na przestrzeni lat. W Kung Fury są tak liczne odniesienia i skojarzenia, że z pewnością nie da się wyłapać wszystkich, trzeba by wespół w zespół sporządzić ogólnoświatową listę ;) My name is K...obra. Uśmiałam się i mam chrypkę. Sceny masakrowania tak mocno przerysowane, że nie można ich zaliczyć do okrutnych.
A na portalu filmowym info: W tej chwili nigdzie nie można obejrzeć tego filmu. A można obejrzeć go WSZĘDZIE. Czekam niecierpliwie na możliwość powtórki w polskiej wersji językowej.
Kung Fury
Szwecja 2015
Reżyseria: David F. Sandberg
Szwecja 2015
Reżyseria: David F. Sandberg
Scenariusz: David F. Sandberg
niedziela, 10 maja 2015
"Magic Men"
Zadzwonił kolega, że jakieś filmy w Muranowie i może też pójdę. Akurat czytałam książkę, w trybie pilnym, muszę oddać i byłam już trochę znudzona, bo nie lubię, kiedy muszę. Chętnie umyłam zęby, wskoczyłam w ciuchy i pognałam w te pędy do kina. Wchodząc na salę, nie znałam tytułu, wiedziałam, że coś o ojcu i synu, jadą gdzieś odszukać jakiegoś staruszka i w tle Izrael i Grecja. Poderwało mnie z fotela już przy napisach początkowych: Zohar Strauss! W myślach wyjęłam notesik i naskrobałam w ciemnościach: "ozłocić kumpla za cynk o seansie".
Zaczyna się. Trochę zgryźliwy żydowski tetryk pochodzenia greckiego zostaje oddelegowany do Grecji z racji swoich korzeni, w ramach partnerstwa miast. Jako opiekun starszego pana wyrusza od lat z nim skłócony syn rabin, Zohar Strauss właśnie. Do twarzy mu w kapeluszu. Podobnie jak w mundurze, w czerwieni i we wszystkim innym, ten typ tak ma. Właściwie to nie syn jest skłócony z ojcem, a ojciec z synem. Wiekowy ateista nie może pogodzić się, że najbliższym przyjacielem jedynego syna jest wyimaginowana postać (chodzi o Boga), że syna dmucha w tubę i daje koncerty jako raper. W Grecji dochodzi do wielu zabawnych i zupełnie nieoczekiwanych sytuacji, głównie za sprawą nieprzewidywalności starszego pana. Bezpośredni humor, filtry jakich użyto do produkcji, krajobrazy nadmorskie, nadają produkcji lekkość i światłość. Reakcja raczej generalna: uśmiech, lekkość, odprężenie. Film jak dobry masaż. Pojawia się młoda kobieta, parę sytuacji przypadkowych, które zapewne nie są przypadkowe, jako że spisane ponad naszymi głowami, dzieje się, co ma się stać. Zakończenie jest piękne, sceny z Zoharem Straussem rewelacyjne. Tytułowa magia tylko pozornie ma związek ze "sztuczkami magicznymi".
Wracam do lektury "obowiązkowej" polecając "Magic Men" waszej uwadze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)