Wracam sobie któregoś dnia do domu z Sękocina, głodna, spragniona, zmarznięta, w korkach, już w centrum prawie, myślą w domowym ciepełku z gorącą herbatą. Komórka dzwoni. Kolega zaprasza na prelekcję o Japonii, za godzinę. No w sumie to czemu nie, nawet w korkach i pomimo tego, że ktoś spalił za sobą most, a ja muszę przez Wisłę, powinnam zdążyć. Zmiana kierunku jazdy, po drodze sklep ze zdrową żywnością, więc wstępuję po przekąskę, zjadam w tramwaju (!), to pierwszy tego dnia posiłek, więc się nie przejmuję i wcinam. Prelekcja w bibliotece, w specjalnej przytulnej kameralnej sali, w kąciku termos z wrzątkiem, kawa, herbata i wielki stos ciasteczek. Jestem nawet przed prelegentem, pytam, czy to tu ten wykład o Japonii. Oczekujący już ludzie mówią, że wykład ma być o Laponii ;) Atakuję ciasteczka, dubluję herbatkę. Przybywa mój kolega prelegent i gada z głowy bez przygotowania o ostatniej podróży do kraju, gdzie wiśnie kwitną najobficiej. Słuchacze zachwyceni, ja też, degustujemy herbatę japońską prosto z Japonii, zieloną, z prażonymi ziarenkami ryżu, miga nam historia, zdjęcia, waluty, hotele, statki, pałace, pomniki, odniesienia do wydarzeń w reszcie świata. Mało, chce się jeszcze, tak ciekawie i z pasją mówił. Mam ochotę wyoglądać wszystkie japońskie filmy po powrocie do domu. I Króla szczurów przeczytać. To się nazywa zarazić pasją :) Chcę wracać tak, jak przyjechałam, kolega mówi, żeby wsiąść do innego autobusu, no to wsiadam, bo faktycznie lepszy. Wsiadam, siadam, wzrok do góry, a tam informacja na monitorze o wykładzie księdza profesora Michała Hellera, Fizyka i filozofia czasu. I nikt mi nie wmówi, że to był przypadek ;) Od wtedy za dwa dni. Akurat będę na Ochocie, a wykład na Pasteura, zajęta do 17.00 a wykład o 18.00. I-de-al-nie! Ksiądz profesor właśnie skończy 79 lat w marcu!
Dwa dni później, znów głodna, spragniona i odrobinę zmarznięta (bardziej z niejedzenia niż z zimna), z zamiarem nabycia choć gorącej czekolady z automatu w przelocie, gnałam na wykład, nie spodziewając się tłumu. Na Pasteura chodziłam na fiński, myślałam, że to może będzie ten sam budynek, ale nie, to ten nowy naprzeciwko, więc piękna szatnia i super toalety, ale automatu z napojami nie ma. Może gdzieś ukryty, ale NIE MA CZASU szukać. Ależ tłok, istna ludzka nawałnica, a myślałam, że ze trzy osoby na krzyż przyjdą. Muszę zmienić zdanie o ludzkości lokalnej, nie doceniałam, jednakowoż. Kiedy stałam grzecznie w ogonku do szatni i zwiedzałam pięterko z łazienką, wszystkie miejsca w auli zostały zajęte i musiałam w kucki na schodach zgięta w pałąk słuchać o Erze Plancka, Schredingerze, Hawkingu, czarnych dziurach, osobliwościach, grawitacji, mechanice kwantowej i że CZASU NIE MA. Najciekawszy był chyba fragment o wpływie przyszłości na przeszłość (teraźniejszość). Zreferować nie zreferuję, ale nie czułam się za specjalnie wyobcowana. Rozumiałam większość i nie wiem czy to zasługa jasności wykładu księdza profesora czy mojego podczytywania przez lata pisemek typu "Świat nauki", a może lektury towarzyszącej oglądaniu filmu "Hawking" z Cumberbatchem, w zeszłym roku. Pewnie wszystkiego naraz ;) Oczywiście było także filozoficznie: Boecjusz, fenomenologia, Husserl, ale to pamiętam ze studiów, przydaje się na coś ta moja filozofia po latach... Z wielką radością przyjęłam informację o cykliczności wykładów. Najbliższy już 12 marca :) Szczegóły na stronie ZAPYTAJ FIZYKA.
Co poza słuchaniem? Oglądanie! Aktualnie wkręciłam się w trzy seriale. Jeden kolumbijski (w oryginale), drugi turecki (kiedy kończą się odcinki tłumaczone, oglądam w oryginale, a potem tureckie słówka plączą mi się całymi godzinami po głowie i przegonić się nie dają), trzeci kryminał BBC (w oryginale). Zaczęłam też pierwszy raz w życiu oglądać fińskie filmy i seriale w oryginale, coś absolutnie niesamowitego. Jedną z nocy poświęciłam na obejrzenie pierwszego sezonu serialu polskiego Krew z krwi z nagrodzoną Oscarem za Idę Agatą Kuleszą, mogę śmiało polecić, całkiem całkiem. Czytanie w kącie, ale w torebce Mrożek, na miasto idealny, pośród absurdów i bezsensów codzienności czyta się z rozkoszą. Pozwala funkcjonować w równowadze, zapełnia, uzupełnia. Mam z nim taki problem, że kiedy chcę wynotować ulubione fragmenty, okazuje się, że muszę przepisywać większość strony, a własnego zbioru Mrożkowego nie posiadam. Nie rozumiem, jak można Mrożka nie rozumieć. Nie znać, nie czytać. Teraz Testarium - koniecznie!