Nie rozumiem. Siebie nie rozumiem. Byłam wczoraj pod budynkiem Filharmonii Narodowej, przed głównym wejściem, tuż po 19.00, chwilę przed rozpoczęciem koncertu, wykonanie na wysokim poziomie, kompozytor też w porządku, nawet bardzo, no i repertuar prima sort. VI i VII Symfonia Beethovena w wykonaniu orkiestry Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Marca Minkowskiego. I ja nie weszłam do środka, przeszłam, minęłam i udałam się krokiem spacerowym na przystanek tramwajowy, wsiadłam i pojechałam do dom. A dziś czytam, że 30% miejsc świeciło PUSTKĄ. Czy ktoś mnie wytłumaczy mnie samej?
Może dlatego, że grała orkiestra, że nie było solisty grającego na fortepianie, na dodatek ten solista, którego nie było, nie był Trifonowem? No i Beethoven nie jest Chopinem. Czyżbym się zawęziła aż tak bardzo? Tragedia, muszę się odwęzić, bo będę tak do sierpnia czekała (dopiero wtedy Trifonow do Warszawy zjedzie). No, może do lutego, bo na Kultyszewa (finalista tegorocznego konkursu chopinowskiego, otrzymał wyróżnienie, no i też Rosjanin :) to się chyba zbiorę, tym bardziej, że w Studio Lutosławskiego znowu.
Już w poniedziałek marudziłam, że może i na Trifonowa nie pójdę, bo przecież i tak w radiu transmisja na żywo całego koncertu leciała. Wzięłam się jednak i wyprowadziłam, i dobrze, bo znowu chemia się w organizmie zmieniła, ja się zmieniłam. Każda wizyta w filharmonii, operze, sali koncertowej - zmienia, mnie przynajmniej. O wiele silniej, niż posłuchanie muzyki odtworzonej.
Wczoraj pod FN poczułam się jak auto z blokadą na kole. Muszę coś z tym zrobić. Chyba mi się tu jakieś postanowienie noworoczne wyłania..
A jutro Wigilia i już Boże Narodzenie. Zupełnie nie wprawiłam się w nastrój świąteczny i już chyba nie zdążę w tym roku, może za rok, za dwa? Ale jutro jednak pojadę po choinkę, Ukasz ją ustroi. Kapusta wigilijna ugotowana, zaraz będę pichciła barszczyk :) Uszka i pierogi będą, ze z góry upatrzonego zaufanego sklepu, no i podobnie kutia. Jutro spędzę parę godzin w kuchni, może przy dźwięku kolęd. Brakuje mi pianina, zdarzało mi się brzdąkać kiedyś jednym palcem jakieś kolędy i chętnie bym to powtórzyła, bo fortepian nadal za mną chodzi, jak wierny pies. Czuję tu kolejne postanowienie noworoczne, nawet je widzę, mimo że próbuje się skrywać za jakimiś śnieżnymi pagórkami. Siedmioma.
Mój komputer padł wczoraj nieruchomo i ja teraz na występach gościnnych, więc mocno czasem ograniczona i już MUSZĘ kończyć. Czemu padł akurat teraz? No, ok, głupie pytanie.
Składam więc w pośpiechu Wszystkim Szanownym Czytelnikom Tego Bloga serdeczne życzenia szczęścia i zdrowia, wielu mądrych i ciekawych ludzi wokół i muzyki na co dzień. Niech w święta brzmią kolędy, zewsząd promienieją uśmiechy, niech Was otacza ciepło pozytywnych i radosnych uczuć. I mądrej miłości.