De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum.Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
Tak sobie siedzę i myślę... Dlaczego ludzie wymyślili kosmitów. Z desperacji, z tęsknoty? Bo mamy już szczerze dosyć bycia prymitywnymi istotami i żyjemy nadzieją, że będzie lepiej, o wiele lepiej? No bo ileż można znosić codzienność naszą, tu i teraz, taką, jaką sobie my, homo sapiens, zafundowaliśmy i jaką zafundowała nam natura? Weźmy nasze ciała, trzeba je nieustannie myć, perfumować, golić, depilować (i to w ilu miejscach!), pumeksować, szczególnie dbać o jedyne społecznie dozwolone owłosienie (nie dotyczy łysych. nie dotyczy łysych?! Hm... A może by tak...), dostarczać im pożywienie i odpowiednią temperaturę, odziewać zgodnie z akceptacją najbliższego otoczenia. To taka zwykła codzienność człowieka zdrowego. Bo trzeba co chwilę dosłownie oddawać się do coraz liczniejszych przeglądów, reperować i kilka razy dziennie dbać o zęby, robić badania, zażywać lekarstwa, poddawać się zabiegom przeróżnym w celu zachowania, poprawy i coraz częściej ratowania zdrowia. Jest nas coraz więcej, nie mieścimy się, dóbr nie starcza dla wszystkich. Jest ciasno, w każdym możliwym rozumieniu tego słowa. A nad nami taka przestrzeń nieokreślona i PUSTA. A w niej wymyśleni przez nas kosmici niemający bodaj żadnego z nękających nas problemów... Nie na darmo nie noszą cuchów, nie mają narządów rozrodczych, owłosienia, potrzeb fizjologicznych. Kurczę, takim to dobrze... Nie muszą czytać książek, uczyć się, w tym języków. Porozumiewają się telepatycznie i wiedzą wszystko. Mają takie proste życie :) Mam teraz ochotę nie tyle polecieć w kosmos, co pomieszkać w Tokyo czy Pekinie i potem wrócić tu i zachwycić się PRAWIE PUSTYMI w porównaniu z tymi azjatyckimi metropoliami ULICAMI Warszawy. A teraz właściciel komputera zasiada a ja znikam, tak w pół słowa.
Edinburgh, wyspa Cramond, niespełna rok temu... Nie dane mi było poszwendać się po Edim dłużej niż kilka zbyt krótkich godzin, nie poszłam w miasto w ślad za własnym nosem, ale dobre i tyle, żem była i widziała, a teraz sobie mogę powspominać, czego i Wam serdecznie życzę :)