Słowo się rzekło, czytam Sharonkę, wszystko, na co się natknę, Belfastem oczarowanie trwa.
Tym razem bohaterami są Jack i Lily, właściciele malutkiej skromnej tawerny. Kochają się niespotykanie :) W tawernie panuje cisza, nie ma muzyki na żywo, nie ma tłumów, płonie za to ogień w kominku a woń torfu umila nielicznym klientom bezcenne chwile spędzone w tej oazie ciszy. Po wielu latach sielanki spokój zostaje naruszony, nie bacząc na nic idzie nowe w postaci centrum handlowego. Lily postanawia działać. Poruszony zostaje kamyk. Lawina idzie sama. Jest to jednak pokojowa lawina, wydarzeń i zmian w życiu wielu osób. Trochę było szkoda kończyć, ale na pocieszenie zawsze mam kolejne książki pani Sharon z Belfastu, no i przecież zawsze można przeczytać Tawernę przy klonowej jeszcze raz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz