Teatr sfilmowany, to lubię. Sztuka R.C. Sherriffa z 1928 roku przeniesiona na telewizyjny ekran, niby film, a jednak niemal czysty teatr. Zaledwie kilka scen wychodzi poza ziemiankę umiejscowioną w okopach. A pod prowizorycznym dachem kilku mężczyzn spędza cztery pełne napięć dni, jak to na wojnie, jak to w okopach. Trwa I wojna światowa, Francja. Kapitan Stanhope (Jeremy Northam), porucznik Osborne (Edward Petherbridge), porucznik Raleigh (Mark Payton), podporucznik Hibbert (Gary Cady), podporucznik Trotter (Timothy Spall), nawet Mason (Dorian Healy), każdy z nich gra swoją rolę rewelacyjnie, oczu nie można oderwać.
Osborne jest spokojny, zrównoważony, opanowany, budzi zaufanie. Nazywany jest Wujkiem. Dowódca Stanhope wojenny stres neutralizuje sporymi ilościami whisky. Nowy Raleigh jest jego znajomym ze szkoły, na dodatek bratem jego sympatii. Raleigh próbuje odnosić się do Stanhope'a poufale, zwraca się do niego po imieniu, jak za dawnych cywilnych czasów. Stanhope trzyma jednak chłopaka na dystans bojąc się, że w liście do siostry opisze go w niekorzystnym świetle, ujawni jego słabość do alkoholu. Trotter ukochał sobie dobre jedzenie, ale usługujący Mason z próżnego nie naleje, poza tym ma zdrowy dystans do kulinarnych wymagań żołnierzy. Hibbert ma problemy z oczami, ale Stanhope uważa, że symuluje. Kapitan sam trwa na posterunku, choć mógłby wyjechać na przysługujący mu urlop. Stanhope czyta list Raleigha do siostry, a właściwie, pełen obrzydzenia do siebie, prosi o przeczytanie Osborne'a. Okazuje się, że w piśmie ani jednego złego słowa o kapitanie, wręcz odwrotnie, góra komplementów. Stanhope jeszcze bardziej ma do siebie pretensję za tak niskie pobudki.
Osborne czyta Alicję w krainie czarów -
'How doth the little crocodile
Improve his shining tail,
And pour the waters of the Nile
On every golden scale!
'How cheerfully he seems to grin,
How neatly spread his claws,
And welcomes little fishes in
With gently smiling jaws!'
Trzeba dostać się do niemieckich okopów, idą Osborne i Raleigh. Osborne nie wraca, ginie na oczach towarzysza. Raleigh jeszcze nieoswojony ze śmiercią, bardzo przeżywa odejście Wujka. Drobne wymiany zdań, w kontekście czasu i miejsca, nabierają siły pocisków. Stanhope jest całkowicie rozstrojony nerwowo i mocno przewrażliwiony. Raleigh zostaje ciężko ranny. Wybuch wysadza pustą ziemiankę.
Wojna, fajnie wygląda w grze komputerowej, na filmie, chłopaki biegają, strzelają, odnosi się zwycięstwa, planuje strategie, zdobywa cele. Zostawia po sobie zgliszcza i ruinę, fizyczną, psychiczną, rozległą w przestrzeni i czasie. Więc czemu ciągle tak wielu ludzi dąży za wszelką cenę do kolejnej? Właśnie stanęła mi przed oczami Milla Jovovich w scenie z filmu Piąty element, kiedy Leeloo poznaje historię ludzi według alfabetu, dochodzi do W, do hasła WAR (wojna). Czy trzeba być kosmitą, by pojąć z pełnym i całkowitym zrozumieniem?
"Koniec podróży"
(Journey's End)
Wielka Brytania 1988 (TV)
Reżyseria: Michael Simpson
Scenariusz: R.C. Sherriff
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz