De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)
poniedziałek, 11 października 2010
Chopin w oparch kapusty
Trochę się "przejechałam"...
Wybyłam na Warmię, między innymi bo tam lepszy tv. A już na miejscu okazało się, że odłączyli TVP Kultura. Radia nie było, komórka łapała jedną stację radiową i nie była to Dwójka. Zamurowało mnie, powiem szczerze. Głupio byłoby wracać zaraz następnego dnia, więc zagłębiłam się w zabrane książki, jedną dokończyłam, drugą zaczęłam, i jednak w końcu wróciłam. Rzuciłam się od razu - "na telewizor", na dźwięki i na obraz :) Kiedy zaczyna szumieć (bo to równocześnie monitor komputera jest, stary, zdobyczny) trzeba nie za mocno PUKNĄĆ we właściwe miejsce, zazwyczaj niechciane odgłosy ustają. Ciąg dalszy nauki słuchania ze zrozumieniem muzyki Chopina. Oprócz drugiego etapu przesłuchań wciągnęły mnie komentarze prowadzącego i komentatorów ze studia, fajnie się tego słucha.
Dziś postanowiłam wyjść z domu, bo nie da się spędzić 3 tygodni przed TV słuchając konkursu po 8-9 godzin dziennie. Wybrałam się na ogródki działkowe na obrzeżach Białołęki, zaopatrzona w kiszonki, kapuchę i ogóreczki. Ograbiwszy uprzednio syna z komórki, moja nie ma radia. Słuchanie Chopina z komórki w autobusie nie należy do największych radości życiowych, ale nie jest też takie najgorsze :) Wkraczam więc ja, proszę Was, w obszar ogródkowy wcinając ogórka kiszonego, ze słuchawkami w uszach, grał akurat Bułgar, Pawła Wakarecego wysłuchałam jeszcze w domu głęboko się zastanawiając, jak to w ogóle możliwe by grać tak bardzo trzęsącymi się dłońmi. I świeciło wczesnojesienne słoneczko, pachniało jeszcze późnym polskim latem, siankiem i w ogóle świeżym ogródkowo-wiejskim powietrzem. Z uśmiechem od ucha do ucha omal nie podrygiwałam z radości, mogąc tak właśnie, w plenerze, słuchać chopinowych polonezów i mazurków. A potem była przerwa i mogłam sobie podziałkować chwilkę, a dziś był już chyba ostatni w tym roku odpowiedni moment. Do domciu wróciłam akurat na część popołudniowo-wieczorną przesłuchań, z kapustą kiszoną, której szczodra pani sprzedawczyni nałożyła z nawiązką.
Kapuchę obgotowałam, oczywiście słuchając i spozierając. Ukasz, nadzwyczaj cierpliwy jeśli chodzi o Chopina w gigantycznych dawkach, nie za bardzo lubi bigos, tak od kilku lat. Czekałam więc tylko na jęki zza ściany z zapytaniem o źródło fetorku. Zadziwiona usłyszałam pytanie, co tak ładnie pachnie !!!??? Bigosik. Tak, poproszę. Podałam, nadal zdumiona. Zjadł. Po czym się zreflektował, że on przecież bigosu nie trawi, i jak to możliwe, żeby coś czego on nie lubi, tak ładnie pachniało. No bo rzeczywiście, przyprawiłam cudnie, zwłaszcza muzyką Chopina najszczodrzej. Może to ten ostatni dodatek zadecydował, już sama nie wiem... :)
Ciąg dalszy nastąpi, konkurs trwa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz