Do pierwszej książki Dahla ("Mały złoty pierścionek") podchodziłam nieufnie, z obawą, że nic dobrego. Przez kilka stron nie mogłam załapać, zaskoczyć. Ale w końcu ja i książka doszłyśmy do porozumienia, złapałam rytm, załapałam poczucie humoru autora i już truchcikiem pobiegłam do końca i przez część drugą ("Mężczyzna w oknie") dobiegłam do trzeciej, "Czwartego napastnika". Główni bohaterowie, inspektor Gunnarstranda i jego asystent komisarz Frank Frølich prowadzą dochodzenie, w które zamieszana jest Elisabeth, z którą właśnie związał się Frank. Układ "ździebko" niezręczny dla policjanta. Zostaje przez to odsunięty od śledztwa, jednak, oczywiście, prowadzi je nadal na własną rękę. Znika kilka osób, w tym Elisabeth, gdzieś w tle pojawia się skradziony obraz Belliniego. W sumie fabuła taka sobie, wciąga na chwilę, ale nie zostaje w pamięci na dłużej. Kiedy już wszystko się wyjaśni, nie padamy z wrażenia. Ale cykl ma swój rytm i klimat, Gunnarstranda jest bezbłędny, zwłaszcza w scenkach rodzajowych z rybką o imieniu Kalfatrus. Dahl doprawił swoje książki sporą garścią informacji o swoim kraju, o literaturze, malarstwie. Już w lutym kolejna część norweskiej serii, o makabrycznym tytule, na szczęście zamienionym przez wydawcę na bardziejszy. Już się cieszę, choć bez drżenia rąk, szkoda tylko, że nie będzie Kalfatrusa. A okładka z sennego koszmaru.
Kjell Ola Dahl
"Czwarty napastnik"
(Den fjerde raneren)
rok wydania oryginału: 2005
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz