Zrobiłam szwedzki "myk" ze wschodniej Gotlandii do zachodniej Fjällbacki i z książki Marysi Jungstedt przeskoczyłam do Kamilki Bestsellerowej Läckbergowej. Znowu zmiana "koleżanek". Choć
Eryka i Patrik, bohaterowie "Fabrykantki aniołków" i wcześniejszych siedmiu tomów serii, to sympatyczna para, nie wciągnęłam się w cykl bez opamiętania. Owszem, Camilla pisze bardzo sprawnie i całkiem sensownie "ogarnia" całość, co w dzisiejszych chaotycznych czasach należy do rzadkości. Ale jakoś dla mnie "za mało". Tylko historia, ciekawa, zajmująca, wciągająca, ale jakaś taka "łysa". To nie zarzut, to tylko ja nie do końca kompatybilna. Wzrastają moje wymagania, nieustająco.
Już na początku powieści dostajemy obuchem, kiedy uświadamiamy sobie, któż to taki owa "fabrykantka", brr. Wystarczy włączyć jakiekolwiek Wiadomości, i na pewno natkniemy się na wieści o naszej własnej rodzimej "fabrykantce". Makabra.
Znika rodzina, po anonimowym telefonie policjanci przybyli na miejsce znajdują roczną dziewczynkę. Sprawa nie zostaje wyjaśniona. Dziewczynka po latach wraca w miejsce zdarzenia i znów się dziać zaczyna dziwnie. Czyta się bardzo dobrze, napięcie wzrasta. Trochę głupi koniec. Najlepiej zacząć serię od początku, od "Księżniczki z lodu". Tak właśnie zrobiłam, czytałam każdą kolejną część tuż po wydaniu po polsku. Ręce mi się do kolejnego tomu nie trzęsą, ale na pewno znajdę "dwa wieczorki" i przeczytam bez odwlekania w czasie,
jak tylko się ukaże.
Camilla Läckberg
"Fabrykantka aniołków"
(Änglamakerskan)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz