Wkurzyłam się, niby to ten sam klimat, co zawsze, ale zupełnie co innego. Nie mogłam się przestawić i już. Nie pasowało. Nie grało. Zgrzyt, rozdwojenie. Co tam robi Norah Jones z jej hinduskimi rysami twarzy? Jude Law u Kar Waia? No NIE !!! Gdzie azjatyckość, gdzie skośne oczy aktorów. Rozczarowana nie mogłam się pozbierać do końca filmu...
A potem, reakcja opóźniona, ŁU BU DU. "Cała jaskrawość' na mnie spłynęła, olśniło mnie i zachwyciło, trybiki w mózgu zaskoczyły, zwrotnice przestawione. Zaadaptowałam, przyswoiłam, przemeblowałam sobie w główce, proces powolny. Ale skutecznie. Piękno całości się w końcu do mnie przedostało, przebiło. I zalało mnie :))) Siła i skuteczność artysty. Wong Kar Wai Wielki. Teraz już wiem, że jeśli poleci w kosmos, znajdzie jakąś uroczą planetę i zatrudni do filmu kosmitów, którzy będą porozumiewali się czymś na kształt alfabetu Morse'a, to i tak film będzie piękny i z pewnością kiedyś, może nie od razu, spodoba mi się i zachwyci.
Gdybym nie znalazła żadnego więcej powodu do zadowolenia, to zawsze pozostaje ten, że Wong Kar Wai istnieje i tworzy kolejne filmy.
Jagodowa miłość
(My Blueberry Nights)
reż. Wong Kar Wai
Chiny, Francja, Hongkong 2007
(My Blueberry Nights)
reż. Wong Kar Wai
Chiny, Francja, Hongkong 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz