zdjęcie: EllaDu
Na cmentarzu pełno wyłuskanych skorup orzechów włoskich. Na drzewach rzesze łupieżców (nie, nie układam dyktanda). Rozlega się "kra..., kra..., kra...". Perswaduję im, choć pojęcia nie mam czy słuchają. Nie wiem, kruki, wrony, gawrony? Cwane bestie, w każdym razie. Odsyłam na pobliski parking, niezbyt uczęszczany, żeby tam sobie te orzechy rozłupywały.
W RDK-u koncert, recital fortepianowy, na instrumencie Yamaha nówka sztuka zagra Paweł Wakarecy. "Karnawał" Roberta Schumanna, zadedykowany przez kompozytora Karolowi Lipińskiemu. Schumann, pianista z trwałą kontuzją czwartego palca prawej ręki. Po przerwie Chopin: nokturn, mazurki, polonez i moje ukochane Lento con gran espressione cis-moll. Dwa bisy! Całość pięknie zagrana, starannie, precyzyjnie. Cudo. Szkoda, że instrument właśnie taki, a nie inny, no trudno. Po koncercie myk na górę porozmawiać z artystą, dwa słowa. Ktoś mi mówi cześć, a ja z głupią miną, nie poznaję, kto. Przedstawia się i już kojarzę, ze szkoły przecież i spoza szkoły. Kopę lat...
Nad rzeką (rzeczułką - powtarzam, to nie jest dyktando) nowa ścieżka rowerowa, obok "Cegielni" start, obok "Mleczarni" meta. Latarenki, ławeczki, starutkie strzeliste lub wdzięcznie pochylone drzewa, jak w jakimś uzdrowisku się czuję, a nie na starych śmieciach zjechanych przez lata na rowerze, wtedy jeszcze po wertepach i ścieżynkach. Kilometrów w nogach mnóstwo wiele. Ale tak ciepło, takie słońce niesamowite, do tego dzień o godzinę dłuższy, krzaczory nadrzeczne, jakieś zielska, zarośla, zapachy wymieszane. I herbatka z termosu :) Rewelacja. Więcej takich weekendów poproszę. Z góry dziękuję.
Jeszcze raz zapewniam, że to nie dyktando. Nagromadzenie wyrazów o trudnej pisowni jest całkowicie przypadkowe.
zdjęcie: xbw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz