.

De omnibus dubitandum est. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

kaleką matematyką obliczamy swoją wartość (Emily Dickinson)

sobota, 28 sierpnia 2010

sobotni poranek


Jakoś nie mogę dziś czytać, prawdziwy dramat :)


Zaczęłam rano nową książkę, a dokładnie dwie nowe książki. Oczywiście chodzi o czytanie, nie o pisanie... Świtem bladym złapałam się za zdobytego niedawno Żeglarza Szaniawskiego, utknęłam w 1/4. Po śniadaniowej krzątaninie porannej z Wyspą Złoczyńców w tle (stary polski film z lat 60 wg Nienackiego, o Panu Samochodziku i jego pływającym wehikule) zabrałam się za kolejnego Mankella. Dziecię zasiadło przed telewizorem z resztkami sentymentu do Toy Story, zwalniając komputer. Takiej szansy się nie marnuje, mogę obejrzeć ostatni odcinek drugiej serii True Blood, zostanie mi już tylko trzeci sezon, hułła. Szanse na obejrzenie jeszcze Lilja 4-ever na dvd (w komputerze) szybko znikły, zaraz po pierwszej scenie przy dźwiękach Rammstein Duże Dziecię po skończonej „bajce” roszczeniowo nadciągnęło i objęło w wyłączne posiadanie strefę okołokomputerową. Trzeba było znowu sięgnąć po książkę. A w niej „sternik nalał kawy do kubka zamocowanego w uchwycie przy kompasie”. Dobra, idę zrobić sobie kubek kawy. Czytam dalej, kończąc popijanie. Wallander dzwoni do ojca. Biorę komórkę i dzwonię do ojca. Wallander smaży omlet. Pytam się Ukasza czy nie usmażyć mu jajek albo omletu. Usmażyć. Idę do kuchni. Smażę. Się wczułam. Podejmuję próbę uwolnienia z fazy dosłownego naśladowania życia bohaterów, wszak czytam kryminał!... Ok., już. 


Ale kiedy dochodzę do „droga prowadziła wzdłuż morza” odlatuję zupełnie, w świat marzeń, a może i planów, i już zupełnie nie nadaję się dziś do kontynuowania czytelniczej pasji...

niedziela, 1 sierpnia 2010

staroć sprzed prawie pół wieku


 

Roseanna - Maj Sjöwall & Per Wahlöö


Postanowiłam sięgnąć głębiej i zacząć od początku. Wyczytałam, że nie byłoby Wallandera i całej różnorodnej kryminalnej twórczości szwedzkiej i zapewne państw ościennych bez "matki i ojca skandynawskiego kryminału" czyli Maj Sjöwall i Pera Wahlöö. To oni, niczym Agatha Christie, stali się matrycą dla kolejnych pokoleń pisarzy parających się tematyką kryminalną. Wspólnie tworzyli i publikowali w latach 1965-1975, trochę dawno, ale czyta się znakomicie. 

Nie wiedzieć czemu, być może, żeby dowiedzieć się jak funkcjonują współcześnie ludzie, tam, gdzie mnie nie ma, bardzo lubię czytać książki napisane w XXI wieku. Ale tak się cały czas nie da, trzeba od czasu do czasu sięgnąć w przeszłość,  by pojąć, skąd wyrosła teraźniejszość. 


Zaczynając lekturę "Roseanny" miałam wrażenie, że jest autorstwa jakiegoś rosyjskiego pisarza, głównie dlatego, że absurdalna ścieżka odsyłania od Annasza do Kajfasza przy załatwieniu prostej sprawy bardziej przypominała biurokrację z tej strony żelaznej kurtyny, niż z tamtej "lepszej", zachodniej. Fabuła nie jest zawiła: znaleziono zwłoki dziewczyny i przez pół książki nie wiadomo nic, a kiedy już wiadomo kim ona była, rozpoczyna się finiszowe przyskrzynianie złoczyńcy. Bohaterem powieści jest Martin Beck, zdaje się, że pierwowzór Wallandera. Nabieramy do niego z miejsca ogromnej sympatii, głównie z powodu nieustannie "dziamdziającej" i gderającej małżonki. I nie wiadomo czy jego pracoholizm tkwi w nim czy może jest skutkiem unikania przebywania ze ślubną panią pod jednym dachem.

Napisany 45 lat temu kryminał pokazuje nam "jak to drzewiej bywało", jak udawało się rozwiązywać sprawy bez Internetu, bez komórek, pisząc na maszynie do pisania. Poza tym różnica między "wtedy" a "teraz" polega na innych metkach przy produktach. Obecne "Made in China" wyparły ówczesne "Made in Hongkong" :)

Cykl duetu Sjöwall & Wahlöö obejmuje dziesięć powieści, "Roseanna" jest pierwszą. Miło mi ze świadomością, że czeka mnie jeszcze dziewięć, gdyż wierzę ślepo, że cykl zostanie dotłumaczony, a jeśli nie, nauczę się szwedzkiego i doczytam, a gdyby to mnie przerosło, co przecież nie jest niemożliwe  :)) to przeczytam wersje angielskojęzyczne. Howg. "Śmiejący się policjant" podobno jest najlepszy...