poniedziałek, 13 maja 2013
"śpiew baby na tle harfy"
"Le. zasłonił okno firaną w szarojasne i szarociemne pasy, zrobiło się staroegipsko czy starożydowsko, zapalił świece w lustrach i kadzidło, dzień wciąż szary, z deszczem. Puścił operę Haendla Alcina, świetne głosy. A co za pomysły kompozytorskie. Opera kameralna, tym lepiej słychać te pomysły. Śpiew baby na tle harfy, czasem pobrzęczy klawesyn, czasem słychać ją i pojedynczą basetlę, to znów jedna baba i dwa flety. Chwila zawieszenia, pół śpiew, pół zagadanie, i hopsa, taniec ze słowami od początku. Ani chwili nudy. To byli mistrze. Umieli bezbłędnie obliczyć działanie na ludzi na całe godziny.
Mówię w pewnej chwili
- Jak ona ma to śpiewać? Kręcić się w kółko?
- Ona siedzi na tronie i śpiewa
- Aha, a kiedy to się dzieje?
- W starożytności
- W której?
- A nie wiem
- To ładnie dawniej królowe śpiewały
- A teraz śpiewa "Barbara!"
- Ona do kogoś? "Barbara" to barbarzyńca?
Głosy splątane, namiętność się podnosi, wtem pioruny czy strzały. Ja zaskoczony.
- Co to? Zdobywanie czy burza?
Le.
- Całus się udał
- Co? Całus?
- Zeus się wdał
- A, Zeus. Strzelił.
- Strzelił. Wszystko poszło. Kłótnia. Nie mogli się zgodzić. Ta już śpiewała Magnificat. Ten, że tego nie dostał, ten tego nie dostał. Teraz słyszysz: pasterz z capem, tak se pogwizdują, skaczą".
Fragment pochodzi z "Tajnego dziennika" Mirona Białoszewskiego, część pierwsza "Dokładne treści", zapiski z lutego 1977 roku, str. 320, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz