poniedziałek, 22 kwietnia 2013

"chodziłem po Bydgoszczy"


"... chodziłem po Bydgoszczy bez planu, bez pytania nikogo o nic. Pamiętałem ulicę Dworcową jako długą, ale nie jako krzywą. A tu - po odejściu od niej na boki i powrocie bocznymi ulicami, od których odchodzą jeszcze boczniejsze, dziewiętnastowieczne, pustawe, kamieniste - myślę sobie: zabłądziłem, to powinna być ta Dworcowa, ale ta od dworca czy była aż taka krzywa i wąska? Wszystko jedno - idę nią. Świetna. Nie wiadomo w obie strony, co będzie dalej. Wąsko, wysoko, w dole sklepy i nurty ruchu. Dopiero taką ulicą krzywą, jakby skręcając, gdzie wygodniej, wymacując sobie bieg jak rzeka, tłumy i pojazdy płyną. Zatrzymują się po brzegach, zatykają, ruszają dalej. Nie wiadomo, gdzie wpadną.


Trochę z pamięci, reszta z widoku i z przypadku - poznajdywałem, co dobre. Brda ze statkami. Wygięte do góry mosty z tłumami. Nad wodą ściany wysokich domów. Idą falująco, prosto, kręto. Scalają się we mgle, wypogodzeniu przed ściemnianiem. Ileś panoram. Z wodami. Stare spichrze, wielkie kamienice balkonowo-gzymsowe. Wkręcanie się w boczne ciasnoty. W wyżej, niżej, skręty, przejścia. Wychodzę na domy i domki nad rzeką. Nawet jest i ta powieszona bielizna. Wychodzę na obraz Turnera pomieszany z kimś, kto malował któryś port od wody, wysokie ściany zemglone w całość, niebo różowozłote, to samo w wodzie. Dziewczynka z psem przy barierce, od strony wody. Po drugiej stronie kulawy pan idzie przy samej ścianie. Ja trzeci.

Trzy stare rynki, zaułki zupełnie stare, w górę, w dół zakręcające, śliskie i rupieciowate. Wieczorna już ulica z ludźmi, z ruchem, krzywa, sklepy, sklepy, ciasne światła, bo ciasno. Tłok, sennie, wodniście.

Byłem w domu towarowym z galeriami na cztery piętra i z klientami przymierzającymi co się da, zaglądałem do księgarni, do baru mlecznego, do kilku sklepów spożywczych. Kolejki duże. Tłok, tłok. Wiercenia się. Ale w bocznym sklepiku kupiłem sobie ser jeden i drugi, bo nie jadłem dwa razy w sanatorium. I nic więcej. Nie kupiłem. Odpoczywałem w ławkach po kościołach. Z widokami na stare ładności. Albo i piękności. Matka Boska z dzieckiem, w wolnej ręce trzyma różę. Święty Roch między wpatrzonym w świętego pana zziajanym psem a aniołkiem trzymającym ręcznikowy napis: "S. Roche, eris in peste patronus". Z laską, wysoką, jakby uskrzydloną. W srebrnej sukni. Podkasanej nad lewe kolano. Pokazuje palcem ranę tam na nodze. Święta Barbara - wielka dama. Z hostią w kielichu. Perły na szyi, perły na czole. Na dalszym planie w dalszym czasie jakiś Tatar czy Turek w turbanie zamachnął się. Zaraz jej zetnie głowę. Ona klęczy splątana perłami. Jeden ze sznurów pereł osunął jej się z czoła i zasłonił oczy. Tak mi się wydawało".


Fragment książki "Zawał" Mirona Białoszewskiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz