piątek, 27 lipca 2007

I znowu ktoś odszedł...


  
Zmarł wczoraj młody obiecujący człowiek, pisarz. Mirek Nahacz. Napisali, że samobójstwo. Może chciał żyć nagi i bosy, bez ubierania się w coraz to nowe pancerze. I nie udało się.

Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to wiersz Szymborskiej. 
O tytule "Pokój samobójcy":


Myślicie pewnie, że pokój był pusty.

A tam trzy krzesła z mocnym oparciem.

Tam lampa dobra przeciw ciemności.

Biurko, na biurku portfel, gazety.

Budda niefrasobliwy, Jezus frasobliwy.

Siedem słoni na szczęście, a w szufladzie notes.

Myślicie, że tam naszych adresów nie było?


Brakło, myślicie, książek, obrazów i płyt?

A tam pocieszająca trąbka w czarnych rękach.

Saskia z serdecznym kwiatkiem.

Radość iskra bogów.

Odys na półce w życiodajnym śnie

po trudach pieśni piątej.

Moraliści,

nazwiska wypisane złotymi zgłoskami

na pięknie garbowanych grzbietach.

Politycy tuż obok trzymali się prosto.


I nie bez wyjścia, chociażby przez drzwi,

nie bez widoków, chociażby przez okno,

wydawał się ten pokój.

Okulary do spoglądania w dal leżały na parapecie.

Brzęczała jedna mucha, czyli żyła jeszcze.


Myślicie, że przynajmniej list wyjaśniał coś.

A jeżeli wam powiem, że listu nie było-

i tylu nas- przyjaciół, a wszyscy się pomieścili

W pustej kopercie opartej o szklankę


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz