Śniadanie u Pani Sąsiadki, rykoszet robienia dla niej zakupów. Adam przywiózł pokrzywę świeżo ściętą. Wsadziłam łapę do woreczka chcąc wyjąć listeczki. Auć! Ludzie nie myślą, a ja wraz ze wszystkimi. Umiejętność zanika. Myślenia. Zrywania i suszenia pokrzyw. Porozkładałam. Ślimacze łebki ciekawe nowego środowiska wyruszyły badać terytorium. Wyłapałam, Adam wyniósł na trawkę. Listek po listku poprzekładałam. Poparzona wielokrotnie idę gotować krupnik. Ugotowałam, zjedliśmy. Zapomniałam dodać groszek. Telefon. Awaryjnie do pracy na chwilkę. Za plac Konstytucji, na którym manifestacja opozycji. Ludzie protestują przeciwko tym, którzy chcą żeby było lepiej. By znowu było dobrze. Bo lepsze wrogiem dobrego. Miron Białoszewski pisał, że dobrze jak nie za dobrze. Tramwaje z prawa jadą objazdem z lewej. Ale też nie, bo jakiś wypadek albo coś i stoją. Piechotką przez tłum, szybko, jako jedyna z obowiązkiem w tłumie nic nie muszących, niespiesznie trwających w czasie i przestrzeni. Wróciłam. Grzmi. Zaraz kolejna praca i koniec dnia, posiekanego, rozproszonego zadzianego gęsto, choć niby nic. Ślimaczy śluz podobno działa antybakteryjnie. Może niepotrzebnie wygnałam żyjątka? Może powinnam usadzić na ziemi w doniczkach. Ale na kaktusach czy paprotce?
A w Tel-Avivie konkurs fortepianowy. Do finału doszedł między innymi Szymon Nehring i taki jeden fajny ciekawy Rumun Daniel Petrica Ciobanu. A tak sobie siedzę i czytam ale już nie mogę, więc sobie coś może obejrzę, dla odmiany. Czytałam Masłowską i Gretkowską i Łepkowską i Frankowską. I Marlenę de Blasi, o Orvieto. Zachwycona Orvieto i Kosmitką Manueli najbardziej. A w Pucharze Polski Arka wygrała, Kolejorz przegrał. A ludzi na świecie 7502253033i ciągle przybywa.